niedziela, 18 lutego 2024

Martha Washington. Jej życie i czasy. Wiek XXI


Za dużo wolności


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Lata osiemdziesiąte przyniosły tak zwaną „mroczną erę komiksu amerykańskiego”, czyli poważniejsze, brutalniejsze i – no właśnie – mroczniejsze historie przeznaczone dla dorosłego odbiorcy. Frank Miller i Dave Gibbons to jedne z najgłośniejszych nazwisk tego okresu – nic dziwnego zatem, że pod koniec dekady weszli w kooperację. Efekt? Przygody niejakiej Marthy Washington.


Frank Miller napisał takie hity dla DC, jak „Powrót mrocznego rycerza” i „Batman. Rok pierwszy”, a potem pokłócił się z wydawnictwem. Miał kilka projektów, do których moloch nie miał (jeszcze) praw, więc postanowił dogadać się z młodym, dopiero co założonym wydawnictwem Dark Horse Comics. A było tego naprawdę sporo i to nie byle jakiej jakości – pierwszym komiksem pod egidą nowego wydawnictwa był „Hard Boiled” pisany we współpracy z Geoffem Darowem, a już za chwilę miało startować słynne „Sin City”. Miller się nie oszczędzał – skontaktował się z Dave’em Gibbonsem i zaproponował mu urzeczywistnienie kolejnego pomysłu, czyli komiksu o przygodach młodej czarnoskórej nastolatki żyjącej w dystopijnej Ameryce nieodległej przyszłości i walczącej w PAX, czyli paramilitarnych siłach pokojowych rządu USA. Gibbons, noszony na rękach za „Strażników”, nie zastanawiał się zbyt długo – w czerwcu 1990 roku ukazał się pierwszy z czterech odcinków serii „Give Me Liberty”.

Komiksy z przygodami Marthy ukazywały się na przestrzeni niemal dwóch dekad – od 1990 do 2007 roku. Czasem były to kilkuodcinkowe serie, czasem pojedyncze zeszyty – wszystkie zebrane zostały w potężnej cegle pod tytułem „The Life and Times of Martha Washington in the Twenty-First Century” z 2009 roku. W Polsce album ten ukazał się w dwóch tomach w styczniu 2010 roku nakładem Egmontu – jako „Martha Washington. Jej życie i czasy. Wiek XXI”. Całość w standardowym „amerykańskim” formacie – choć pierwsze odcinki autorzy tworzyli po „europejsku”, czyli na dużych panelach jak „Asteriksy” czy „Thorgale”. Byli wtedy na świeczniku i mogli pozwolić sobie na wiele – zwłaszcza że wydawnictwo Dark Horse Comics nigdy nie ograniczało swobody twórczej swoich pracowników.


Martha Washington urodziła się w 1995 roku (pięć lat w przyszłości w stosunku do roku publikacji), a już rok później Ameryka, jaką wszyscy znali, przestała istnieć. W 1996 roku prezydentem został republikanin Edwin Rexall (karykatura George’a Busha Seniora), który szybko zmienił konstytucję, zagwarantował sobie nieprzerwany ciąg kolejnych kadencji i założył tak zwane Siły Pokojowe PAX, wykorzystywane do walki z każdym przejawem opozycji. Na przykład do tłumienia buntów w „osiedlach dla osób o niskich dochodach” – w jednym z nich o nazwie „The Green” wylądowała rodzina Marthy. „Dajcie mi wolność!” opowiada o dzieciństwie i dorastaniu bohaterki, realiach życia w getcie pod butem autorytarnej władzy, ucieczce z getta i zaciągnięciu się do PAX-u. Podczas jej służby dla narodu dochodzi do zmiany władzy – w wyniku zamachu terrorystycznego, jedynym człowiekiem zdolnym do pełnienia roli prezydenta zostaje Howard J. Nissen (taki trochę Richard Nixon), podrzędny minister z partii demokratycznej. Czasy jego prezydentury są jeszcze mroczniejsze – staje się on marionetką w rękach innych graczy, żałosnym pijakiem i niezrównoważonym szaleńcem.


Frank Miller kreuje świat, w którym nikomu u władzy nie można ufać, w którym wszelkie potencjalne autorytety wydają się kolejnymi oszustami. Ameryce zagraża niejaki Naczelny Chirurg, terrorysta i mastermind zła wyjęty prosto z filmów o Jamesie Bondzie, atakujący Ziemię swoim laserowym działem z orbity. Plemię Apaczów umiera na ciężkie choroby wynikające z obecności rafinerii na terenie rezerwatu. W Białym Domu są sami kłamcy i oszuści, a brak realnej i akceptowalnej powszechnie władzy prowadzi do kolejnych secesji w kraju. Północny Zachód jest domeną Naczelnego Chirurga i jego religijnych fanatyków. Kalifornię opanowały inteligentne maszyny. Arizona, Nowy Meksyk i sam Meksyk to tereny zarządzane przez korporację Fat Boy Burgers, sprzeciwiającej się ogólnokrajowemu zakazowi spożywania mięsa – na niezmierzonych, nielegalnych pastwiskach pasą się niezliczone stada chodzącej wołowiny. Floryda romansuje z Kubą, a położona obok „Pierwsza Konfederacja Płciowa” trzyma południowo-wschodnie stany w uścisku ciężko uzbrojonych feministek nienawidzących mężczyzn. No i jest jeszcze gejowski Trust Aryjski – tak właśnie, dobrze przeczytaliście, Miller wprowadził do tego zamieszania jeszcze oddziały homoseksualnych nazistów.

Po „Dajcie mi wolność!” bohaterka pojawia się w krótkiej antologii „Wszystkiego najlepszego, Martho Washington” prezentującej niektóre epizody z jej kariery w siłach PAX – interwencję w „burgerowym raju”, pościg za kapitanem Kurtzem (mieszanką Kapitana Ameryki i szaleńczego kacyka z „Jądra ciemności” Conrada) czy wizytę w kraju bez mężczyzn. Ale dopiero w kilkuodcinkowej „Martha Washington idzie na wojnę” Frank Miller kończy pewien rozdział w życiu Marthy i przygotowuje ją do zmiany narracyjnego kursu. Autor od samego początku podkreślał, że ta historia nawiązuje mocno do idei powieści „Atlas zbuntowany” Ayn Rand. Podczas Drugiej Amerykańskiej Wojny Domowej PAX rusza na wojnę z Fat Boy Burgers. Martha wpada na trop niewyobrażalnej tajemnicy – najtęższe naukowe głowy Ameryki, jak jeden mąż zbuntowane wobec opresyjnego systemu, zaczynają budować idealistyczną utopię, społeczeństwo wzrastające dzięki indywidualnej sile jednostek, a nie nadrzędnym regulacjom. Millera mocno tu poniosło – nie tylko na poziomie samej idei, ale również i realizacji. Krótko mówiąc – swoboda twórcza i realizm/logika nie zawsze muszą iść ze sobą w parze.


A potem lecimy w kosmos. Miller zaczyna pisać taką trochę space operę, political science fiction i sensację. „Martha Washington. Kosmiczny rozbitek” to znów zbiór krótszych form – tym razem o wiele lżejszych fabularnie i niepozbawionych tak brakującego wcześniej poczucia humoru. Mamy na przykład crossover z innym komiksem autora z Dark Horse Comics, czyli „Big Guy i Rusty Robochłopiec” albo skrajną pulpę w stylu – żeby daleko nie szukać – „Fear Agenta” Ricka Remendera. Najważniejszą historią „kosmicznego” okresu w życiu bohaterki jest „Martha Washington ratuje świat” z 1997 roku, pisana równolegle ze słynnym „300”. Największym wrogiem Marthy (i całej ludzkości) staje się tu sztuczna inteligencja o imieniu Wenus – roszczący sobie boskie prawa byt, od którego uzależniła się cała cywilizacja. Dużo tu laserów, statków kosmicznych, dziwnych „komputerowych” scenerii i przede wszystkim kolejnych obaw autora o losy ludzkości. Dzieje panny Washington zamyka one-shot wydany po dziesięcioletniej przerwie – „Martha Washington umiera”. Mamy rok 2095, bohaterka ma sto lat i podsumowuje swoje życie – patetycznie, przesadnie, ale jednocześnie bardzo sprawnie i „klamrowo”. Martha wykonała zadanie – jakie dał jej Frank Miller – i może odejść.


„Dajcie mi wolność albo dajcie mi śmierć!” – jak perorował w 1775 roku Patrick Henry, słynny amerykański rewolucjonista z czasów wojny o niepodległość. Amerykanie zawsze dużo mówili o idei wolności i jak bardzo ważne jest dążenie do niej – zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i zbiorowym. Frank Miller nie bardzo wierzy w ten drugi i jednocześnie pokłada zbyt duże nadzieje w pierwszym. Martha, pomimo przynależności do reżimowych sił paramilitarnych, uosabia dążenie do wolności za wszelką cenę. Taki jest z grubsza motyw przewodni opowieści, choć czasami wiodący autora (przez co nas również) na manowce przesadnego idealizmu. Frank Miller krytykuje Amerykę, jej politykę wewnętrzną i międzynarodową, tendencje imperialistyczne, radykalizm (z obydwu stron – na lewo i prawo), populizm, a także amerykańskie społeczeństwo – wygodnictwo, konsumpcjonizm, zanieczyszczenie środowiska oraz (co sygnalizował już wcześniej w „Roninie”) ślepe zawierzenie technologii. Nadchodzący wiek miał być według Millera epoką ideologicznych ekstremów i galopującego rozwoju – nie tylko technologicznego, ale i społecznego. Idee będą silniejsze od ludzi i ich zniewolą – tak przynajmniej wieszczył autor, spoglądając na czasy po odejściu Ronalda Reagana.


Tak właściwie mamy tu do czynienia z tymi samymi strachami jak w „Powrocie mrocznego rycerza” – korporacje i państwo założą nam kajdany. Amerykańska idea wolności zostanie zbrukana, a nas czeka upadek – przede wszystkim moralny. I według autora tylko tak silne jednostki jak Martha Washington, z okrzykiem na ustach oraz nieposkromioną energią i determinacją, będą mogły uciec z niewoli. Martha jest wyjątkową bohaterką Millera – zwłaszcza gdy zestawi się ją chociażby z żeńskimi postaciami z „Sin City”. Pochodzi z totalnych nizin społecznych i musi piąć się w górę. Jest niebywale silną postacią, uosobieniem nieposkromionego „amerykańskiego ducha” – świat sprzysiągł się przeciwko niej, a ona ciągle walczy. Jest to również niezwykle ludzka postać, uważana za ostatnią z klasycznych bohaterek/bohaterów Millera, nie wybiegających poza pewne formalne reguły. Po niej pojawiły się postacie „papierowe”, nośniki millerowego artyzmu – strony „Sin City” i „300” wypełnione są tylko takimi właśnie bohaterami. I jest to postać prawdziwie samostanowiąca o sobie – w opozycji do „marionetek okoliczności” ulegających systemowi lub skrajnych oportunistów. Taki jest Rexall, Nissen, a także kapitan Moretti – źli ludzie po prostu.

„Martha Washington. Jej życie i czasy. Wiek XXI” nie spodoba się każdemu, nawet oddanym fanom Franka Millera. Jest to jednak komiks oryginalny i charakterystyczny – na tyle, aby o nim opowiedzieć.


Tytuł: Martha Washington. Jej życie i czasy. Wiek XXI
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Dave Gibbons
Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz
Tytuł oryginału: Martha Washington.
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: styczeń 2010
Rok wydania oryginału: 1990-2007
Liczba stron: 248, 352
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788323725060

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz