niedziela, 7 sierpnia 2022

Niewidzialni. Tom 1

Wolność – kocham i… rozumiem?!

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.


O komiksach Granta Morrisona piszę dużo i zawsze od razu, gdy tylko pojawią się na polskim rynku. Teraz atakują go „Niewidzialni” uznawani za jedną z najważniejszych i najistotniejszych historii Szalonego Szkota. Niebezpodstawnie.

Grant Morrison na początku lat dziewięćdziesiątych był już znanym i uznanym twórcą. Najlepsze rzeczy pisał wówczas dla DC Comics („Doom Patrol”, „Azyl Arkham” i „Animal Man”) – oczywistym było zatem, że gdy w 1993 roku powstał słynny imprint „DC Vertigo”, nie mogło w nim zabraknąć jego komiksu. We wrześniu 1994 roku ukazał się pierwszy zeszyt „The Invisibles”, serii zakończonej dokładnie dwa lata później po dwudziestu pięciu odcinkach (choć nie na długo, bo już cztery miesiące później ruszyła seria druga). Egmont zebrał właśnie niemal połowę pierwszej (dwanaście odcinków) i wydał w jednym zbiorze – pierwszy tom „Niewidzialnych” jest komiksem, na który w Polsce czekało naprawdę wielu fanów. 


Akcja toczy się współcześnie – czyli w 1994 roku. Nastoletni Dane McGowan jest niesamowicie uzdolnionym, ale i nieprzystosowanym społecznie chłopakiem. Kłopoty w domu (brak ojca, matka mówiąca otwarcie, że go nienawidzi), kłopoty w szkole (wandalizm, łobuzerka, bunt przeciwko wszelkim normom, w jakie próbuje wtłoczyć go „system”) skutkują zejściem na złą drogę i przymusową kuracją w tajemniczym Harmony House – dziwnym ośrodku reedukacyjnym, w którym dławi się indywidualizm, tworzy się prawidłowo działające trybiki społeczeństwa, „ciosa się kwadratowe kołki, aby pasowały do okrągłych dziurek”. Innymi słowy, zamienia się rezydentów ośrodka w zombie. Pobyt Dane’a w Harmony House otwiera mu oczy – pozwala jasno dostrzec to, co kątem oka zauważał już od dzieciństwa. Świat nie jest tym, czym się wydaje – w sferach niewidzialnych dla zwykłego śmiertelnika trwa nieustanna wojna o władanie nad rzeczywistością. Dane ma wkrótce odegrać w niej znaczącą rolę.

Oto nadchodzą „Niewidzialni”, awangardowa grupa czterech indywiduów, która dwa lata temu straciła piątego członka. Szefem jest King Mob – alter ego samego Granta Morrisona. Do Niewidzialnych należy również ludzka wersja popularnej lalki Raggedy Ann zwana Ragged Robin; ciemnoskóra policjantka, mistrzyni walki wręcz o pseudonimie Boy oraz transpłciowa kobieta znana jako Lord Fanny. Dane McGowan ma zostać nowym członkiem ekipy – po przyjęciu imienia Jack Frost, zostanie znacznym wzmocnieniem w walce z siłami ciemności, o których w pierwszym tomie nie wiemy jeszcze zbyt wiele. Pierwsze dwanaście odcinków opowiada o inicjacji Dane’a, „szkoleniu”, jakie serwuje mu szalony, dawny członek Niewidzialnych, a także o pierwszej misji wraz z drużyną, która przenosi ich „umysłowe konstrukty” (!) w czasy Rewolucji Francuskiej. Jednocześnie otrzymujemy też kilka odcinków, w których śledzimy wydarzenia „uzupełniające”, bez udziału Niewidzialnych, ale niezwykle istotne dla całej historii.


Niewidzialni nie są jakąś tam zwykłą zbieraniną wyrzutków nie pasujących do reszty społeczeństwa (choć w sumie tak jest, ale to nie wszystko). Ich celem jest obrona ludzkości przed ubezwłasnowolnieniem, jakie grozi jej ze strony przerażających istot spoza naszego świata – na ich usługach pozostają dziwni agenci nazywani przez naszych bohaterów „Sługusami” a także straszne byty z innych wymiarów, jak chociażby nadnaturalny, seryjny morderca o imieniu Orlando. Ale komiks Morrisona nie powinien być postrzegany tylko jako swego rodzaju mroczna, magiczna opowieść o odwiecznych zmaganiach dobra i zła. Jest to raczej pewna wykładnia filozofii i przekonań samego autora. Jak sam podkreślał, „Niewidzialni” to komiks, „który pragnął napisać przez całe dotychczasowe życie” (zaczął w wieku trzydziestu trzech lat, już jako scenarzysta z sukcesami) – jest tu akcja, magia, seks, filozofia, paranoja, religia, narkotyki, UFO, New Age, popkultura, mistycyzm, ezoteryka, teorie spiskowe. Morrison mówił zawsze głośno i wyraźnie – „Niewidzialni” to jego najważniejsze dzieło. Choć trudne, początkowo niepopularne i niezrozumiałe.


Przyjrzyjmy się „Niewidzialnym” pobieżnie, bez zagłębiania się zbyt mocno w znaczenia i symbole. Co my tu właściwie mamy? Najtrudniejszy, środkowy fragment pierwszego tomu, czyli czteroodcinkowa historia „W Arkadii”, jawnie nawiązująca do łacińskiej sentencji „Et in Arcadia ego”, to bardzo „sandmanowska” (słynna seria Neila Gaimana zmierzała już wtedy powoli ku końcowi) opowieść o wolności, jej granicach i jej złudzeniu. Morrison krytykuje wszelkiego rodzaju siłowe próby walki o wolność, za którymi stoi zinstytucjonalizowana „nowa władza” – jak Rewolucja Październikowa, czy dosłownie pokazana w komiksie Rewolucja Francuska. Mówi o tym, że rewolucje są jednocześnie wybawieniem i klątwą – one nigdy nie doprowadzą ludzkości do upragnionej utopii. Gwarantują mękę i cierpienie – słabi stają się silni i tak samo gnębią swych dawnych oprawców, jak sami byli gnębieni. Morrison pisze też o tym, że ludzie nie powinni osiągnąć absolutnej wolności – w najbardziej kontrowersyjnym fragmencie komiksu przenosimy się do Zamku Silling, czyli tam, gdzie Markiz de Sade urządził swoje „Sto dwadzieścia dni Sodomy”. Wolność bez ograniczeń jest gorsza niż jej brak. Zawsze rodzi potwory i kieruje człowieka do jądra ciemności – tworzy kolejne wersje conradowskiego Kurtza. I choć dołączenie do Niewidzialnych to „uzyskanie wolności w takim sensie, którego nie potrafimy sobie nawet wyobrazić” – to oczywistym jest, że zagadnienie to jest jednym z najtrudniejszych, jakim przyszło się mierzyć człowiekowi.


Grant Morrison pisze o problematyce wolności najwięcej, ale nie da się nie zauważyć, że jest to tylko dopiero wstęp, wstępny zarys całościowej konstrukcji, co do której i tak nie możemy być pewni, że zostanie ukończona wraz z ostatnim, dwudziestym piątym odcinkiem serii. Dopiero wtedy – być może – poznamy kompletną „kosmogonię” uniwersum „Niewidzialnych”, dowiemy się, w jakich relacjach pozostają dwie strony kosmicznego konfliktu i gdzie w nim ma swoje miejsce nasz dobrze nam znany świat. Czy chodzi tu o walkę zła i dobra? Może porządku i chaosu? A może wszystko jest względne i zależne od stopnia wolności, jaki posiada interpretator? Czym jest ów stopień? Morrison jest w „Niewidzialnych” Pynchonem komiksu – kreatorem rzeczywistości fragmentarycznej, nieuporządkowanej narracyjnie, niejednoznacznej i bardzo płynnej znaczeniowo. Czyli chyba… prawdziwej?

Pierwszy tom „Niewidzialnych”, rysowany głównie przez dwójkę twórców (celowo nie piszę o rysunku, bo jest typowy dla lat dziewięćdziesiątych, przeciętny i naprawdę nie wyróżniający się niczym – ani na plus, ani na minus) stawia mnóstwo pytań i nie obiecuje odpowiedzi. Bo o to właśnie chodzi w „Niewidzialnych” – o zaangażowanie czytelnika w te same poszukiwania, które prowadził autor komiksu podczas jego pisania. Poszukiwania nie tyle samej wolności, co jej definicji. 



Tytuł: Niewidzialni. Tom 1
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Jill Thompson, Steve Yeowell, Chris Weston, John Ridgway, Steve Parkhouse
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Tytuł oryginału: The Invisibles #1-12
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics, DC Vertigo
Data wydania: czerwiec 2022
Data wydania oryginału: wrzesień 1994 – wrzesień 1995
Liczba stron: 328
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328156029

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz