„Jądro ciemności” Josepha Conrada jest dziełem niesłychanie trudnym. I nie chodzi tu wcale o język, choć ten jest skomplikowany, złożony i wymagający skupienia. Trudna jest warstwa metaforyczna, symboliczna i cały ten dyskurs Conrada z Europejczykiem końca dziewiętnastego wieku, dumnym z własnej „europejskości” i cywilizacji. A właściwie nie tyle z Europejczykiem, co po prostu z człowiekiem. „Jądro ciemności” zostało przeanalizowane na dziesiątki sposobów, rozłożone na czynniki pierwsze przez literaturoznawców na całym świecie – z kilkunastu opracowań krytycznych, które przeczytałem właśnie przy okazji kolejnej lektury, chcę zwrócić uwagę na tekst „Niebezpieczne arcydzieło”, autorstwa profesora Przemysława Czaplińskiego. Opracowanie to możemy znaleźć w edycji Wydawnictwa Vesper z 2009 roku z serii „Arcydzieła literatury światowej”.
Analizować dogłębnie dzieła Conrada nie będę, bo popadłbym w śmieszność. Chcę tylko zwrócić uwagę na kilka spraw i być może namówić kogoś, kto nie zna, do przeczytania. W tym przypadku bowiem, nie jest przesadą stwierdzenie, że jest to rzecz, którą znać trzeba. Zwłaszcza, jeśli chce się w sensowny sposób wypowiadać o współczesnej literaturze (w tym fantastycznej), czy kulturze (popkulturze) w ogóle. Nawiązania i trawestacje „Jądra ciemności” znajdziemy w bardzo wielu utworach. Najoczywistszy i zawsze pierwszy w kolejce jest film „Czas apokalipsy”, potem idzie dość wierna adaptacja Nicolasa Roega z 1993 roku, czy wspomniany przez prof. Czaplińskiego „Aguirre, gniew boży” Wernera Herzoga. Zadłużona jest też literatura fantastyczna – „Serce Mroku” Dukaja (a nawet Skoliodoi z „Innych pieśni” – choć sam Dukaj mówił w jednym wywiadzie o raczej nieuświadamianej inspiracji), „Brasyl” Iana McDonalda, „Blizna” Chiny Mieville’a – żeby ograniczyć się tylko do kilku tytułów.
Dobrze wiemy, że fabuła „Jądra…” została mocno zainspirowana prawdziwymi przeżyciami Josepha Conrada. W 1890 roku podróżował parowcem „Król Belgów” po Wolnym Państwie Kongo jako pracownik Belgijskiej Spółki Akcyjnej do Handlu z Górnym Kongiem. Okres pobytu w Afryce był dla Conrada przeżyciem traumatycznym i to nie z powodu najróżniejszych chorób i potwornego zmęczenia. Weźmiemy gigantyczny kraj w centrum Afryki o powierzchni dwóch milionów kilometrów kwadratowych, gdzie mieszka około dwadzieścia milionów mieszkańców. Przekażemy go na własność (na własność!) królowi Belgii, Leopoldowi II. Będzie to jego folwark, farma, plantacja z milionami niewolników. Zaprzęgniemy ich potem do katorżniczej, przymusowej pracy, bez wytchnienia, bez jedzenia, bez litości. Zamkniemy rodziny tychże niewolników w nieludzkich warunkach i będziemy mordować, jeśli ci przestaną wyrabiać normę. Gdy któryś nie będzie mógł już pracować z powodu głodu lub choroby to rzucimy go na stertę gnijących ciał, niech zdycha. A celem ich pracy ustanowimy pozyskanie kauczuku i kości słoniowej. Kauczuku, jakiejś cholernej gumy. Kości słoniowej, ciosów (kłów) słoni, rzeczy zupełnie bezwartościowej, bo przecież jej „wartość” to tylko wymysł naszej cywilizacji. Broszki i kolczyki można robić z kamieni, do diabła, z metalu i szkła także. I to wszystko zrobimy my, nowocześni, cywilizowani, światli, bazujący na całej kulturowej spuściźnie własnej przeszłości, biali Europejczycy. Zostawimy za sobą tysiące ton gnijącego słoniowego mięsa, niemożliwy do wyciszenia ryk cierpienia całej populacji kraju oraz miliony trupów rdzennych mieszkańców Konga. Miliony. Trupów. Dla gumy i małych, kościanych figurek. Wyobrażacie to sobie? „Jądro ciemności” powstało w wyniku prawdziwego doświadczenia tego, co my z trudem musimy sobie właśnie wyobrażać. Ale nie jest tylko krytyką europejskiego kolonializmu.
Fabuła jest raczej znana. Na pokładzie statku „Nellie”, cumującego nad Tamizą, trójka mężczyzn słucha relacji niejakiego Charlesa Marlowa, marynarza, który, podobnie jak Conrad, spędził jakiś czas w Wolnym Państwie Konga. Opowiada on tym jak to, zatrudniony przez jakąś belgijską faktorię, udał się parowcem w górę rzeki Kongo, wraz z kilkoma białymi współtowarzyszami i trzydziestoma czarnymi ludożercami, występującymi w charakterze siły roboczej. Jego zadaniem było odnalezienie pewnej placówki tejże faktorii – tej najdalej schowanej w dżungli, w samym sercu ciemności. Marlow miał dotrzeć do jej zarządcy, agenta faktorii o nazwisku Kurtz, który zajmował się pozyskiwaniem kości słoniowej, ale od jakiegoś czasu nie ma z nim kontaktu. Marlow podczas podróży wgłąb mrocznej dżungli spotyka ludzi, w ustach których Kurtz urósł wręcz do rangi jakiejś mitycznej postaci. Wszyscy, którzy mówią o Kurtzu, przedstawiają go jako półboga niosącego kaganek cywilizacji w głąb nieprzeniknionych ciemności dziczy i barbarzyństwa. Jest on pewną ideą, teoretycznym konstruktem, mającym usprawiedliwić obecność Europejczyków w Afryce.
Marlow jednak widzi na każdym kroku, że za wielkimi i wzniosłymi hasłami o konieczności krzewienia zachodniej kultury na Czarnym Lądzie, stoi prywata, okrucieństwo, chciwość i przemoc. Biali koloniści nie przybyli tu, aby nieść światło – są tu po bogactwa i łupy, są, aby hołdować swoim najniższym instynktom. Ulegają ciemności, która tkwi w ich wnętrzu. Ciemność ta, tutaj, w Afryce, w miejscu, gdzie nic już jej nie trzyma w ryzach, gdzie nie ma zewnętrznego ciśnienia obyczaju, praworządności i strachu przed konsekwencjami działań, wypływa na wierzch. Epicentrum mroku stanowi ta ostatnia placówka, przyozdobiona odciętymi głowami tubylców, śmierdząca krwią i tętniąca dźwiękiem bębnów, przy których lokalni władcy plemion tarzają się u stóp Kurtza – swojego kacyka, oprawcy, boga.
Podróż Marlowa do koszmarnego królestwa w głębi dżungli, ta „podróż ku prapoczątkom świata”, jest też jego podróżą w głąb samego siebie. Jest pewnym sprawdzianem, który Kurtz oblał. Dżungla opisywana jest w powieści jako pewien byt wymykający się językowemu opisowi. Jest archetypicznym „nieznanym”, gdyż poznać możemy tylko to co potrafimy opisać. Tubylcy są kłębiącą się masą rąk, nóg i głów, bezrozumnym żywiołem, fraktalnym bytem, gdzie jeden Murzyn to to samo co tysiąc Murzynów, milion Murzynów. Europejczycy przybywający do Afryki i stający oko w oko z takim światem (a dokładnie tak zinterpretowanym przez nich światem) zauważają, że kompasy moralne nie tyle przestały funkcjonować, co ujawniły swą pewną dziwną cechę – za ich poprawne działanie odpowiada jakaś siła wynikająca z pewnych narzuconym norm cywilizacyjnych. W Europie nie możesz pozwolić sobie na wszystko to, co ci się żywnie podoba. Nie potrzebujesz tego, chyba, że jesteś zwyrodnialcem i psychopatą.
W Afryce możesz wszystko i nie poniesiesz za nic konsekwencji. Gorset pęka a uwolnione cielsko zdradza o sobie przerażającą prawdę – taką którą wypieraliśmy przez cały czas poza Afryką. Dopiero ta gigantyczna i nieposkromiona dzicz ją ujawniła, zmusiła nas do zajrzenia w głąb własnej duszy, zmusiła do podróży ku naszej prawdziwej naturze. Ta prawda dotarła do Kurtza bardzo wcześnie, a ten ją zaakceptował – dopiero słynne: „Horror! Horror! Horror!” na łożu śmierci jest pewną formą przyznania się do błędu, czymś w rodzaju spowiedzi wykrzyczanej światu. Marlow przejrzał się w ciemności, która paradoksalnie rzuciła na niego światło i dzięki temu również dostrzegł ową prawdę – lecz od niej uciekł, wyparł ją i wrócił do fikcji. Bo być może wydaje się nam, że jeśli będziemy silni to w warunkach absolutnej wolności do czynienia wszystkiego bez żadnych konsekwencji, nie damy się skorumpować. Że gdzieś tam w środku tkwi w nas człowiek. Marlow nie tyle oparł się pokusie ciemności poprzez zawierzenie swojej wewnętrznej sile i naprawienie zepsutego kompasu moralnego, co znalazł resztki sił, aby zaakceptować prawdę, że to niemożliwe. Że ludzie to bestie a cywilizacja to fałsz. I życie w tym fałszu to po prostu konieczność.
„Jądro ciemności” zostało napisane i opublikowane na samym początku dwudziestego wieku. Wieku, w którym doszło do największych potworności w dziejach świata i to w samym sercu cywilizacji a nie w kongijskiej dżungli. Tak jakby złudzenie, w które zapadł się Marlow, zaczęło się rozwiewać – szkoda tylko, że ludzie-chochoły nie potrafią uczyć się na błędach i wyciągać wniosków z przeszłości. W świetle tych wydarzeń, treść utworu Conrada nabiera cech profetycznych, uniwersalnych i wychodzących daleko poza krytykę belgijskiego koszmaru w Wolnym Państwie Kongo.
Tytuł: Jądro ciemności
Tytuł oryginalny: Heart of Darkness
Autor: Joseph Conrad
Tłumaczenie: Jędrzej Polak
Wydawca: Vesper
Data wydania: październik 2009
Rok wydania oryginału: 1902
Liczba stron: 172
ISBN: 9788361524557
Tak z ciekawości - czytałeś może przekład Dukaja, czyli "Serce ciemności"?
OdpowiedzUsuńNie, nie czytałem. Jakoś mnie nie ciągnie do tego eksperymentu, choć być może niesłusznie.
UsuńŚwietny tekst (mówię o Twoim arykule, nie o retellingu Dukaja :)).
OdpowiedzUsuńDzięki! Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. Dwa najbliższe wpisy (w środę i sobotę) będą powiązane z "Jądrem ciemności".
Usuń„Jądro Ciemności” znalazło swoje miejsce nawet w grach, medium, o których ludzie kultury chyba lubią zapominać (takie odnoszę wrażenie).
OdpowiedzUsuń„Spec Ops: The Line” jest idealnym przykładem inspiracji dziełem Josepha Conrada, może nawet aż za bardzo. Również mamy bohatera, który wraz z dwoma towarzyszami broni wchodzi w swego rodzaju dżunglę: w tym przypadku zasypany przez burzę piaskową Dubaj, w którym kontrolę przejął pułkownik Konrad. Przy czym nie jest to typowa strzelanka; na pierwszy plan wychodzi fabuła wraz z powolną, acz nieubłaganą i niekoniecznie pożądaną zmianą głównego bohatera oraz wieloma innymi elementami, których zdradzać po prostu nie chcę. Na wypadek, gdyby ktoś zdecydował się zagrać. ; )
Dziękuję za polecenie „Brasyla” Iana McDonalda, „Blizny” Chiny Mieville’a, bo w fantastyce orientuję się dość słabo. Co jeszcze, oprócz Czaplińskiego polecasz z prac krytyczno-literackich? Znam tylko "Conrada w wieku dziewiętnastym" Iana Watta.
OdpowiedzUsuńJest też "W dół, do ziemi" Roberta Silverberga jesli chodzi o conradowskie inspiracje.
UsuńJeśli chodzi o jakieś opracowania to gdy czytałem "Jądro..." zajrzałem do jakichś internetowych tekstów - to było ponad miesiąc temu, nie pomnę już nawet co to było. Nie wchodziłem szczegółowo w biografię i dodatkowe, osobne opracowania - co nie znaczy, że kiedyś tego nie zrobię, bo gdy przyjdzie czas na przypomnienie sobie "Lorda Jima" - to się chyba bez tego nie obędzie.
Ale wiesz co, pogrzebie trochę i dam Ci znać. Przynajmniej kilka było dość ciekawych.
UsuńDziękuję :) o ile to nie za duży kłopot.
UsuńIan Watt, wspomniany przeze mnie wyżej, "Lorda Jima" też szczegółowo omawia.
"Ta prawda dotarła do Kurtza bardzo wcześnie, a ten ją zaakceptował – dopiero słynne: „Horror! Horror! Horror!” na łożu śmierci jest pewną formą przyznania się do błędu"
OdpowiedzUsuńW moich wydaniach zamiast " Horror, Horror!" jest "Zgroza, Zgroza!" i wydaje mi się lepsze, ale to już kwestia gustu. Najlepsze w tym fragmencie jest niedopowiedzenie - na 90% przypuszczamy że chodzi o wyrzut sumienia Kurtza związany z łupieżczą kolonizacją, ale nie wiemy tego na pewno...
Ponadto mi chyba jeszcze bardziej utkwił w pamięci zwrot: "Wytępić te wszystkie bestie!"
Ogólnie dobra recenzja, o mały włos bym przegapił, za dużo tych aktywności w LC - już tego wszystkiego na ogarniam na bieżąco jak wcześniej...
Być może moja recenzja szerszej twórczości Conrada Cię zaciekawi Marcin (skoro nie dałeś plusa to wnioskuje że nie czytałeś lub w tamtym momencie nie byłeś nakierowany na Conrada - też tak mam, że jak autor/książka mnie nie ciekawi to raczej nie czytam w ogóle recenzji choćby ta była świetna.. i pewnie wiele przez to tracę... )
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/3856881/wybor-prozy/opinia/43670616#opinia43670616
Grot
Hej, dzięki za linka do tekstu. Nie znalazłem tego wcześniej. A co do "Wytępić te wszystkie bestie!" to tę notkę znajduje też Kapitan Willard z "Czasu apokalipsy" w finale filmu.
UsuńNie wiedziałem o filmie... Polecam ten "Wybór prozy" Conrada - konkretnie wydane przez BN.
OdpowiedzUsuń"Jądro ciemności" najbardziej mnie przyciąga z dzieł Conrada.. Polecam powieść graficzną - spore wrażenie robią ilustracje:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4811762/jadro-ciemnosci-powiesc-graficzna
Swoja drogą chyba już niemal wszystkie najważniejsze dzieła Conrada przeczytałem, jeszcze tylko "Nostromo" ciężko dostać, ale to podobno bardzo oporna w lekturze książka. Mam w planach "Tajnego agenta" bo MG zdajsie wznowiło niedawno - to z kolei jedna z lżejszych jak słyszałem rzeczy u Conrada.
Grot