niedziela, 27 października 2019

Niezwyciężony

Nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas

W oczekiwaniu na „Niezwyciężonego” – nowy komiks Rafała Mikołajczaka, który zapowiada oficyna Booka – przypomnijmy sobie jego książkowy pierwowzór. Krótka powieść Stanisława Lema, która po raz pierwszy ukazała się w 1964 roku w zbiorze „Niezwyciężony i inne opowiadania”, kontynuuje myśl autora mistrzowsko sfabularyzowaną we wcześniejszej „Solaris” i sfinalizowaną potem w jednej z najlepszych powieści Mistrza – „Fiasku”. Ludzie, uzbrojeni w naznaczone antropocentryzmem szkiełko i oko, spotykają Obcość.

 „Niezwyciężony”, krążownik drugiej klasy, największy statek jakim dysponowała baza w konstelacji Liry, ląduje na pustynnej planecie „Regis III”. Zadaniem załogi, dowodzonej przez apodyktycznego astrogatora Horpacha, jest odnalezienie „Kondora”, bliźniaczej jednostki, z którą jakiś czas temu urwał się kontakt. Głównym bohaterem powieści jest nawigator Rohan, zastępca Horpacha, który stopniowo odkrywa tajemnice marsopodobnego globu. Białkowo-węglowe życie występuje tu tylko w głębi oceanów, na lądach mamy wyłącznie bezkresne pustynie. Załoga znajduje też tajemnicze konstrukcje z niby-metalu – „miasto” przywodzące na myśl lokację opisaną przez Lovecrafta w słynnym opowiadaniu „W górach szaleństwa”. Czujemy dreszcze na plecach, prawdziwy horror zaczyna się jednak dopiero, gdy odnaleziony zostaje wrak „Kondora”. Grozę wywołaną tym, co znajduje się na jego pokładzie potęguje jeszcze jedno odkrycie. Ekipa badawcza z „Niezwyciężonego” trafia na wielką, czarną „chmurę”, która zdaje się mieć tylko jeden cel – zniszczenie przybyszów z innej planety.


„Niezwyciężony” jest po trosze powieścią grozy, twardą fantastyką naukową a nawet do pewnego momentu zagadką detektywistyczną spod znaku starszego o pięć lat „Śledztwa”. Świat przedstawiony powieści budowany jest przez autora na bardzo solidnych fundamentach naukowych. Stanisław Lem wspominał z uśmiechem po latach pewne błędy, które zostawił w fabule, ale potwierdził tym samym fakt, że pisał powieść, u podstaw której stał paradygmat naukowy – co jest podstawą hard science fiction. Bohaterowie, uzbrojeni w dorobek wiedzy naszej cywilizacji, badają obcą planetę, interpretują wyniki i próbują tłumaczyć niesamowite zjawiska, jakie ich spotykają. I co się dzieje?


Okazuje się, że wszystkie probierze rzeczywistości zastanej na Regis III są nieprzydatne. Jak wytłumaczyć to, co spotkało załogę „Kondora”? Czym są pokłady metalu odkryte na głębokości sugerującej ich kilkumilionowy wiek? Czym są miriady malutkich, owadopodobnych „żyjątek”, formujących się w kilometrowe chmury, które bezlitośnie atakują przybyszów? Wszystkie hipotezy naukowe, za pomocą których uczeni z „Niezwyciężonego” próbują wyjaśnić to, co ich spotyka, upadają – potrzeba zatem „hipotez szalonych”, wychodzących daleko poza normalny tok rozumowania i naukowe teorie. Aby przetrwać na niegościnnej planecie, trzeba wyrzucić brzytwę Ockhama i przyjąć więcej założeń niż zdaje się potrzebne. Niesie to jednak paraliżującą grozę, ponieważ wszystkie klecone naprędce wyjaśnienia, potęgują tylko wrażenie niesamowitości wydarzeń i obcości napotkanego „bytu”. Końcowe doświadczenie bezpośredniej interakcji z „nekrosferą”, z tą swego rodzaju „szarą mazią” (gray goo), jest niemal mistyczne, niepojęte i religijne. Groza pochodzi właśnie z niewytłumaczalności, z tego pierwotnego, prehistorycznego wrażenia obcowania z absolutem, który był zarzewiem religii.

Lem wyciąga bardzo pesymistyczne i niewygodne dla nas – ludzi – wnioski. Piotr Cieśliński, w wywiadzie z profesorem Piotrem Słonimskim, zamieszczonym w wydaniu „Niezwyciężonego” od Agory, pyta o to, czy ewolucję można powiązać z definicją życia. Profesor odpowiada, że „życie, które nie ewoluuje, nie jest życiem”. I tu dochodzimy do sedna – Lem opisał ewolucję „martwoty”, czyli urządzeń mechanicznych, które nie mają żadnych ludzkich cech. Nie są żywe, niczego nie budują, nie kreują żadnych wartości, nie oceniają. A jednak ewoluują – chmura składa się z cegiełek, które mają tylko jeden cel istnienia – przetrwanie, nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach. Nie ma tu mowy o żadnej „sztucznej inteligencji” (znajdowałem takie określenia w niektórych zagranicznych omówieniach „Niezwyciężonego”) ani celowym działaniu – rojem nie zawiaduje żaden „centralny mózg”. Tylko, jak to ładnie ujął Lem, „potrzeba chwili” buduje to, co niezbędne dla przetrwania kolektywu.


Pojawiają się ponownie pytania, które tak dobitnie stawiał Lem w oszałamiającym „Golemie XIV”. Co jest faktycznym „zadaniem” ewolucji – replikacja i utrzymanie gatunku, czy tylko kodu DNA? Czy ewolucja martwych, „apsychicznych” układów nie jest przypadkiem tym samym, co ewolucja biologiczna, która doprowadziła do ukształtowania się homo sapiens – rzekomego „szczytu stworzenia”? Czy, aby na pewno to my jesteśmy owym szczytem? Czy nasz „humanizm” nie jest przeszkodą w ewolucji? Czy prymitywizm „muszek” z Regisa III, jest bonusem ewolucyjnym, czy nie? Odpowiedzi, które sami znajdujemy w trakcie czytania „Niezwyciężonego”, są takie same jak podczas lektury innych powieści Lema. Nie, nie jesteśmy szczytem stworzenia. A dodatkowo, grzeszymy pychą antropocentryzmu – bezpodstawnie przykładamy do wszystkiego swoją miarę, używamy naszych ludzkich definicji zła, dobra, moralności. Nie jest to w sumie zarzutem (w końcu inaczej nie potrafimy), tylko smutną konstatacją.

Uporczywa walka „Niezwyciężonego” z nekrosferą nie ma żadnego sensu. Co kieruje ludźmi? Imperatyw wykazania swojej dyskusyjnej „wyższości rozwojowej”? Zemsta za „wymordowanie” współtowarzyszy? Chęć kolonizacji całkowicie martwej i bezużytecznej planety? „Zło”, które ludzie spotykają na Regis III i jego rzekoma agresja są tylko przypadkiem, zbiegiem okoliczności. Ludzie próbują tu wymierzyć sprawiedliwość bezrozumnemu, automatycznemu procesowi, tak jakby „chłostali ocean za to, że utopił statek i ludzi”. Od zawsze nadajemy ludzkie cechy siłom natury, personifikujemy je, tłumacząc sobie własną ułomność i bezsiłę. Kto wie, może czasem uda się rozpoznać naturę Nieznanego poprawnie, może jest tak, jak u Snerga – nieposkromiony żywioł okazuje się inteligentną, niepoznawalną „nadistotą”. Bardziej prawdopodobny jest jednak lemowy brak gradacji bytów i ich absolutna obcość. Kosmos kryje zapewne miliardy dziwów sprzecznych z naszym pojmowaniem rzeczywistości – takich, których pozorna moralność jest tylko złudzeniem i fałszem. „Nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas” – jak mówi Rohan. Nigdy tego nie zrozumiemy – musielibyśmy porzucić własne ograniczenia. Tylko, że wtedy przestalibyśmy być ludźmi.



Tytuł: Niezwyciężony
Autor: Stanisław Lem
Wydawca: Agora
Data wydania: 2008
Rok wydania oryginału: 1964
Liczba stron: 180
ISBN: 9788375524123

1 komentarz: