niedziela, 13 listopada 2016

Tęcza Grawitacji




Tęcza Grawitacji wytrąciła mnie z błogiego samozadowolenia. Bo w końcu przeczytałem. Było tak trudno jak się spodziewałem. Nawet pomimo wcześniejszej lektury czterech łatwiejszych powieści Pynchona - widać nie przygotowały mnie dostatecznie na tą książkę. Zaliczyłem kilka knockdownów, kilkukrotnej konieczności powtórzeń „ostatnich 20 stron jeszcze raz”, kilkukrotnego „a o co w ogóle teraz chodzi”. Ale było też kilka olśnień, kilka owacji i ogólne wrażenie obcowania z przedstawicielem gatunku powieści absolutnej. Ale przeczytałem – ostatecznie lekko zmęczony, oszołomiony i żądny szczegółowych wyjaśnień (a to błąd w przypadku podejścia do tego autora). 

Nie potrafię wystawić oceny. Wyciągnąłem pewnie nawet nie połowę z treści, wielu rzeczy pewnie nie zrozumiałem, o wielu myślę, że zrozumiałem a to nieprawda, wiele mnie zachwyciło a kilka jednak zmęczyło. 

Powieść ta dygresją stoi. Główna oś fabuły jest jednak wg mnie wyraźnie zaznaczona (historia Slothropa, jego paranoi i poszukiwań niezwykłej rakiety), jednak tak obudowana pobocznymi, wielce rozbudowanymi odnogami, że faktycznie można się pogubić. Czytanie Tęczy Grawitacji to wysiłek, bez mała fizyczny, po którym czujemy się zmęczeni. Ale zmęczeni w sposób taki jak po intensywnym biegu lub treningu na siłowni - jutro chcemy to powtórzyć. I wprost nie możemy się doczekać. Tęcza Grawitacji uczy cierpliwości, uwagi i skupienia - chwila rozproszenia i jesteśmy w zupełnie innym miejscu niż przed chwilą, często zadając sobie pytanie "a teraz co jest grane?". To też nauka czytania długich (potwornie długich) zdań, które jednak są jak najbardziej sensowne i wręcz hipnotyzujące. Tęcza Grawitacji to ten sam styl i forma co w innych książkach Pynchona, wizytówka autora wprost nie do podrobienia. Najgęstsza narracja z jaką się spotkałem w życiu, melorecytacja przepełniona treścią. Ale zestawienie np. W Sieci z Tęczą Grawitacji; to jak zestawienie Merkurego z Jowiszem – niby jedno i drugie to planeta. 


Co zatem odnajdujemy w ksiażce? Blobowaty Wielki Migdał; główny bohater zdający się wyczuwać miejsce kolejnego bombardowania za pomocą swego libido i prawdopodobnie kryjący w sobie odpowiedź na pytanie "czy można złamać nienaruszalne jak do te pory prawa termodynamiki?"; specjalna jednostka prowadząca badania z dziedziny parapsychologii, mające na celu pokrzyżowanie szyków hitlerowcom; facet, który uważa że jest uosobieniem II Wojny Światowej; niemiecki oficer-sadysta, który w celu realizacji swoich eskapistycznych potrzeb odgrywa ze swymi ofiarami bajkę o Jasiu i Małgosi; nurkowanie w sedesie w poszukiwaniu zaginionej zapalniczki (Trainspotting!!!); naukowiec odtwarzający w nieco zmieniony sposób eksperymenty Pawłowa (tak, tego od psów) w celu dojścia do odpowiedzi na pytanie czy można odwrócić zwrot wektora "przyczyna-skutek" i wiele, wiele innych historii; zwariowanych, żartobliwych, absurdalnych a jednocześnie przeładowanych erudycją. Tylko, że nie jest to jakiś bezładny kalejdoskop, to coś w stylu krystalizującej się w trakcie czytania potężnej struktury, która nie tylko się rozrasta ale i rekurencyjnie nakręca samą siebie. 

Analizy i przedstawienia własnej interpretacji się nie podejmę. Jest tego na kopy. A ja muszę chyba dojrzeć do Tęczy i za parę lat spróbować ponownie.


Tytuł: Tęcza Grawitacji
Tytuł Oryginalny: Gravity's Rainbow
Autor: Thomas Pynchon
Tłumaczenie: Robert Sudół
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: luty 2006
Liczba stron: 598
ISBN: 8374692952

2 komentarze:

  1. Ach, lubię taką literaturę, w której autor wali czytelnika swoją prozą niczym obuchem w głowę (z "naszych" twórców takie tendencje przejawiał Witkacy) - człowiek opuszcza swoją strefę komfortu (brzydzę się tym korporacyjnym wyrażeniem, ale akurat tutaj wydaje się bardzo adekwatne) i zmuszony zostaje do intelektualnego wysiłku. Książka przestaje być miałką strawą, a staje się bodźcem do rozważań, rozmyślań, refleksji.

    OdpowiedzUsuń
  2. To najważniejsza cecha literatury w ogóle. Wiadomym jest, że jednym z głównych zadań beletrystyki jest dostarczenie czytelnikowi rozrywki. I dobrze, że są takie książki, bardzo dobrze. Ale równie dobrze (a nawet lepiej), że istnieje literatura przede wszystkim problemowa, ze szczególnym wskazaniem na fabuły niejednoznaczne, pogmatwane ale spójne.

    OdpowiedzUsuń