Podpatrywanie człowieczeństwa
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Marvel Cinematic Universe, po zakończeniu tak zwanej trzeciej fazy, kolejną rozpoczął serialami telewizyjnymi. Pierwszym był, pozostający nadal jednym z najlepszych, „Wandavision” - dziewięcioodcinkowa opowieść o tym, jak Wanda Maximoff i jej ukochany Vision żyją sobie w małym miasteczku na amerykańskiej prowincji. Twórcy serialu inspirowali się komiksem starszym o pięć lat – genialnym, dwunastoczęściowym „Visionie” Toma Kinga. Dziś zaglądamy właśnie do niego.
Tom King w połowie drugiej dekady dwudziestego pierwszego wieku napisał dla DC dwa świetne, jakże różne od siebie komiksy – opartego na własnych doświadczeniach z misji w Iraku „Szeryfa Babilonu” oraz nową wersję przygód starej grupy kosmicznych awanturników znanych jako „The Omega Men”. Z Marvelem nie miał aż tylu doświadczeń, ale był twarzą rozpoznawaną również w tym wydawnictwie – na tyle, że w 2015 roku zaproponowano mu nową serię w ramach inicjatywy „All-New, All-Different Marvel”, czyli kolejnego fabularnego rozdania w uniwersum. Razem z hiszpańskim rysownikiem, Gabrielem Hernandezem Waltą, miał odpowiadać za dwunastoczęściową opowieść o bohaterze, który nigdy nie był pierwszoplanowy i raczej nie pasujący do tej roli. King udowodnił, że jest zupełnie inaczej.
Autor późniejszego, niesamowitego „Mister Miracle” zazwyczaj wywlekał na wierzch mocno skrywane, sekretne oblicza popularnych bohaterów, ich skazy i traumy a także poddawał ich ciężkim próbom, po których powracali odmienieni (czytaj: złamani). Komiks „Kryzys bohaterów” jest modelowym wręcz przykładem. Kim jest Vision fani Marvela dobrze wiedzą. To „syntezoid”, sztuczny człowiek dysponujący nadludzkimi mocami oraz inteligencją na poziomie wręcz niewyobrażalnym. W komiksach istnieje od 1968 roku – stworzony przez Ultrona, miał być bronią przeciwko Avengers. Vision zdradził jednak swego stwórcę, przeszedł na stronę obrońców Ziemi, zakochał się w Szkarłatnej Wiedźmie (z którą nawet wziął ślub w specjalnym odcinku „Avengers” z 1975 roku) i po prostu walczył z wrogami ludzkości – jak sam wspomina w komiksie „uratował świat już trzydzieści siedem razy”. Dużo przeżył, sporo wycierpiał, utracił ukochaną – emocjonalny bagaż powiększany przez lata zaczął mu już mocno ciążyć. Co zatem można z tym zrobić? Vision ma tę przewagę nad zwykłym człowiekiem (jedną z wielu w sumie), że może dowolnie czyścić zasoby swej pamięci – jak dane na twardym dysku komputera. No i to właśnie zrobił.
Brak traumatycznych wspomnień, pozbawione emocjonalnego zabarwienia obrazki z dawnego życia z Wandą Maximoff, nowa posada w Białym Domu (jako delegat Avengers przy Prezydencie), nowy dom w małym, amerykańskim miasteczku w Virginii. Czysta karta. Vision chce w końcu zacząć „żyć, jak normalny człowiek”. W tym celu stworzył sobie rodzinę – żonę Virginię oraz dwójkę „nastoletnich” dzieci o imionach Vin i Viv. Wszyscy mają oczywiście tę samą naturę co „ojciec” – są syntezoidami, chodzącymi megakomputerami obleczonymi w sztuczną, „ludzką” skórę. Wiecie, to miało być życie standardowej, amerykańskiej rodziny z klasy średniej – równo przystrzyżony trawnik, sąsiedzi witający co dziennie rano zza płotu, praca od dziewiątej do piątej, żona czekająca z obiadem na powrót do domu, dzieci chodzące do szkoły i przyjaźniące się z rówieśnikami. Vision ma już jako takie doświadczenie z ludźmi, żona i dzieci szybko się nauczą jak „być ludźmi”, podpatrzą na czym to polega – przecież nikt na Ziemi nie ma większych ku temu predyspozycji, niczyj mózg nie ma choćby zbliżonej mocy obliczeniowej. Co może pójść źle?
Teoretycznie nic, praktycznie wszystko. Visionowie są skrajnie odmienni fizycznie i psychologicznie, od tego co zwykliśmy nazywać „ludźmi” i jednocześnie, w równie skrajny sposób, bardzo chcą nimi być. Komiks zaczyna się sceną, którą widzieliśmy w popkulturze już nie raz – sąsiedzi idą powitać Visionów na osiedlu i witani są uśmiechniętymi od ucha do ucha, ale „pod spodem” całkowicie pustymi, twarzami. Dla większości mieszkańców miasteczka syntezoidy są tylko „odpicowanymi tosterami”, a nie pełnowartościowymi sąsiadami. Dziwnie i niepokojąco jest od samego początku, a gdy wszechobecny narrator (którego poznajemy w dalszej części komiksu), mówi pod koniec rzeczonej wizyty, że niedługo jedno z Visionów wywoła pożar w domu sąsiadów i zginą oni w płomieniach, wiemy już, że będzie naprawdę mocno. Pierwszy z dwunastu odcinków kończy się prawdziwym trzęsieniem Ziemi – łotr, znany jako Mroczny Żniwiarz, atakuje brutalnie żonę i dzieci Visiona pod jego nieobecność a to pociąga za sobą całą lawinę niepożądanych i nieprzewidzianych przez syntezoidy wydarzeń.
„Vision” Toma Kinga jest komiksem o rozpaczliwych próbach bycia człowiekiem, wpasowania się siłą w ludzkie społeczeństwo i zmuszenie do tego samego trzech innych istot, nierozumiejących i niepotrzebujących takiej próby. Visionowie siadają do stołu, ale nie jedzą, kładą się do łóżek, ale nie śpią, mają łazienkę, ale się nie kapią, mają toaletę, ale nie wydalają, chodzą do szkoły, ale nie muszą, bo mogliby posiąść całą wiedzę ludzkości w kilka minut bezpośrednio z sieci. Wszystko to powoduje, że od samego początku żyją tylko pozorami, egzystencją sztuczną i zaplanowaną. W życiu codziennym są bardzo oszczędni w słowach („Wygłaszanie prawd pozbawionych znaczenia to najważniejsza misja ludzkości”), gestach i czynach. Ich nieludzkość jest wręcz przytłaczająca – nic dziwnego, że ludzie trzymają się na dystans. Wszak Ultron stworzył latającą broń masowej zagłady, która teraz uśmiecha się i udaje człowieka. Jej psychika jest zimna, logiczna bez moralnej podbudowy – działa, bo działa jej program.
No właśnie – program. Tęsknota Visiona za człowieczeństwem ma swoje źródło w samej przyczynie jego stworzeniu. Został zbudowany, aby wypełnić swój własny algorytm i uzyskać z góry założony cel – takie istnienie to niewola, skrajny determinizm, tyrania stwórcy. Trzeba zatem z tej niewoli uciec – tylko jak zrozumieć inną, największą chyba prawdę o niej: „Absurdalne działania w nieosiągalnym celu to wolność, człowieczeństwo”? Przecież to stoi w jawnym konflikcie z podstawową naturą Visionów. Co więcej – z jakichś niewytłumaczalnych powodów członkowie rodziny zaczynają doświadczać ludzkich uczuć. Strach o bliskich, ostracyzm („Czy jesteś normalny?’), zazdrość, przerażenie, tęsknota, poczucie niesprawiedliwości – jak sobie z tym poradzić? A no w jeden znany sposób – za pomocą zimnej logiki, schematycznego planu będącego elementem programu. A więc w sposób nieludzki. I to rodzi największe problemy, niesie największe zagrożenie i budzi największy niepokój.
Człowieczeństwa nie da się „podpatrzeć” ani odwzorować. Nie da się po prostu posiąść wiedzy i zebrać danych, jeśli nie umiejscowi się ich w pewnym kontekście, jakiejś większej całości. Visionowie to komputery, które (jak to świetnie tłumaczy komiks) mogą zetknąć się z problemami prostymi (czyli praktycznymi) i złożonymi (czyli niepraktycznymi). Te pierwsze rozwiązujesz podstawiając zmienne do wzoru i masz odpowiedź – dla komputera to chleb powszedni. Tych drugich nie da się rozwiązać w ten sposób – potrzeba intuicji, abstrakcyjnego myślenia, empatii, może łutu szczęścia. Visionowie spotykają się w swym „ludzkim” życiu głównie z tymi drugimi problemami, a nie mają żadnych scenariuszy na radzenie sobie z nimi. Nie mają na to algorytmów.
Zatem będą używać tych scenariuszy i schematów, które mają, nawet jeśli są całkowicie nieprzystające do sytuacji. Rodzina Visiona jest zagrożona, zatem zrobi on wszystko co w jego mocy, aby ją ocalić. Taki ma imperatyw, będzie się go trzymał choćby miał od tego zapłonąć cały świat. I to jest właśnie najbardziej przerażające i nieludzkie. Paradoksalnie – to jego żonie i dzieciom, tym mniej „doświadczonym” w kontaktach z ludźmi, jest bliżej do wyłamania się z tego schematu. „Życie jest pogonią za nieosiągalnymi celami przy użyciu absurdalnych środków” – to oni, w ostatecznym rozrachunku, rozumieją to lepiej.
Okładka omawianego dziś komiksu jest na pierwszy rzut oka miła i sympatyczna. Jak czołówki amerykańskich sitcomów familijnych, które kończyły się zawsze żartem i wspólnym śmiechem wszystkich bohaterów. Tylko, że sitcomy były takie jak ich czołówki, a „Vision” jest totalnym przeciwieństwem swej okładki. Jest to komiks brutalny, niepokojący, mocno oddalony od „typowego superbohaterstwa” i raczej mało rozrywkowy. Duszny nastrój narracji spotęgowany jest dodatkowo wspomnianym już zimnym, wyprutym z emocji, głosem narratora. Pytania, które zadaje komiks i na które sam bardzo zgrabnie odpowiada nie są może niczym nowym, ani zaskakującym – ale forma i styl w jakim zostało to wszystko zrobione, jak najbardziej tak.
Wracając do miłych widokówek z amerykańskich sitcomów: do nich właśnie nawiązuje przywołany na samym początku artykułu serial z 2021 roku – „Wandavision”. I, podobnie jak „Vision”, wcale wesoły nie jest. Kevin Feige, prezes Marvel Studios i główny producent MCU, jawnie przyznawał się do tego, że podstawową komiksową inspiracją przy tworzeniu „Wandavision” był właśnie komiks Kinga. Chodzi nie tylko o scenografię, ale i o sam wydźwięk fabuły i problematykę. Różnica jest taka, że to Wanda jest główną bohaterką serialu, a Vision tkwi gdzieś na drugim planie. Ale Wanda pełni tu dokładnie taką rolę jak jej ukochany w komiksie (w którym – ciekawostka – występuje ona tylko przez chwilę w retrospekcjach). Jest kreatorką wyimaginowanej wizji życia, której będzie bronić wszelkimi dostępnymi sobie środkami, jeśli tylko pojawi się zagrożenie.
Tom King zakończył pracę nad serią po dwunastu odcinkach. Dostał wtedy lukratywną umowę na wyłączność od DC Comics i musiał odejść z Marvela. „Vision”, wraz z „Omega Men” i „Szeryfem Babilonu” nazywany był przez autora „trylogią najlepszych intencji” – dobre chęci, piekielne kostki brukowe, widoczne są w tych komiksach aż nazbyt wyraźnie. Ludzie, kosmici, syntezoidy chcą dobrze a kończy się jak zwykle (przynajmniej to ich łączy).
Tytuł: Vision
Scenariusz: Tom King
Rysunki: Gabriel Hernandez Walta, Michael Walsh
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Tytuł oryginału: The Vision, vol. 2
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: luty 2019
Rok wydania oryginału: listopad 2015 – grudzień 2016
Liczba stron: 272
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328134904
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz