niedziela, 23 października 2022

Marvel Knights. Punisher. Tom 3

„John Smith”. Aha.


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Punisher jest bohaterem symbolicznym, uosobieniem pewnego popkulturowego wzorca wykorzystywanego od wielu lat. Twardziel szukający zemsty za zamordowanie rodziny nie tylko na winowajcach, ale na wszystkich „złych ludziach” świata. To przecież on właśnie, obok Spider-Mana, był pierwszym wyborem TM-Semic podczas komiksowej inwazji na Polskę roku 1990. Dziś mamy okazję poznać kolejny rozdział z jego życia – zakończenie inicjatywy „Marvel Knights”.

„Rycerze Marvela” rozpoczęli dwudziesty pierwszy wiek w wielu tytułach Marvela. W przypadku Punishera logo „Marvel Knights” zdobiło okładki serii piątej i szóstej – wydawanych w latach 2000-2004. Trzeci zbiorczy tom zeszytów „Punishera” z tego okresu zawiera ostatnie jedenaście odcinków tejże inicjatywy i całą, sześcioodcinkową (drugą już noszącą ten tytuł) serię „Punisher. War Zone”, wydaną pięć lat później. Wszystkie siedemnaście epizodów napisał sam Garth Ennis – jak to on, po swojemu, z jajem i charakterystycznym poczuciem humoru. Rysowali różni twórcy, w tym ten, który wyjątkowo dobrze pasuje do narracji Ennisa, czyli Steve Dillon. No to po kolei.



Najpierw Frank spotyka Elektrę i od razu nabiera ochoty na „greckie smaki”. Romans Punishera i byłej dziewczyny Daredevila (do którego jeszcze wrócimy) raczej nie wchodzi w rachubę, ale jatka, jaką sprawią złym kolesiom, jak najbardziej! Garth Ennis prezentuje bardzo prostą, krótką historię, w której nie chodzi o nic innego, niż tylko o spotkanie Elektry i Franka oraz o dobrą zabawę. Uważny czytelnik zauważy dodatkowo bardzo fajne nawiązanie do „Elektra. Assassin” Franka Millera – komiksu przesady i narracyjnej egzaltacji. Rysuje Tom Mandrake – bez fajerwerków, ale całkiem poprawnie.

Lepszym rysownikiem jest Cam Kennedy, który swoim „kanciastym” stylem zilustrował czteroczęściowe „Ulice Laredo”. Trzeba trochę czasu, żeby przestawić się na jego interpretację „Punishera”, ale ostatecznie okazuje się, że nie chcielibyśmy widzieć tu nikogo innego (no, może Steve’a Dillona, ale kto by nie chciał). Historia Punishera jadącego na kompletne zadupie w Teksasie, do miasteczka, w którym trzeba być alkoholikiem, żeby poradzić sobie z życiem, jest po prostu świetna. Szeryf „odmieniec”, banda przemytników broni, strzelanina w samo południe, setki kilogramów łusek po nabojach zaściełających ulice (nie Laredo, lecz Branding – ale to sami sobie wyjaśnicie) – czyli typowy Pogromca, bardzo bliski następującej po „Marvel Knights” inicjatywie „MAX”. Jest to „Punisher” wyjątkowo poważny jak na tę akurat serię – i dosłownie brutalny.



O wiele lżej jest w „Mydłku” – jednoodcinkowym, żartobliwym epizodzie zilustrowanym przez Steve’a Dillona. Głównym bohaterem jest tu nie Frank Castle, lecz dobrze nam znany detektyw Soap, żałosny i przekomiczny w swej niedoli typ, należący niegdyś do specjalnego oddziału policji ścigającego Franka Castle’a. Podobnie lekki, choć niestety nie gwarantujący specjalnie wysokiej jakości, ton znajdziemy w ostatnich pięciu odcinkach „Punishera” w ramach „Marvel Knights”. Narysowane przez Johna McCreę „Sprzysiężenie osłów” przypomina mocno, że Pogromca żyje w uniwersum Marvela – Spider-Man, Wolverine i Daredevil, tak bardzo sponiewierani i ośmieszeni przez Franka w poprzednich odcinkach, postanawiają wziąć odwet i załatwić go raz na zawsze. Niestety okazuje się, że są właśnie tytułowymi „osłami”, głupkami w kolorowych rajtuzach (Logan może i nie przebiera się w superbohaterskie fatałaszki, ale mówi o sobie w trzeciej osobie i nie panuje nad sobą kompletnie). Oczywiście tradycyjnie pobiją się oni między sobą szybciej niż dojdą do porozumienia jak rzeczonego Punishera pokonać, a gdy w całą awanturę wplącze się pewien zielony olbrzym będzie już całkowicie kuriozalnie. Garth Ennis nie lubi komiksu superbohaterskiego i nie przepuści żadnej okazji, żeby się z niego ponabijać. Ta opowieść przypomina bardzo swym klimatem „Hitmana” Ennisa – superherosi są tu swoimi własnymi karykaturami, kompletnymi pacanami i ofermami. 


Tak właśnie skończyła się szósta seria „Punishera” i cała inicjatywa „Marvel Knights”. Zaraz potem zaczął się „Punisher MAX”, którego w całości już omawiałem i który zdominował również Garth Ennis, ale w śmiertelnie poważnym wydaniu. Irlandzki scenarzysta napisał tu „Punishera” całkowicie na serio, czyniąc z niego przerażającego psychopatę – tym większą robi różnicę umieszczona na końcu omawianego dziś tomu opowieść „Zmartwychwstanie mateczki Gnucci”. Po „MAXie” Ennis wraca do klimatu roku 2000, do początków „Marvel Knights”, do tego szaleństwa i absurdu, od którego się wszystko zaczęło. Jak myślicie, kto rysuje? Pewnie, że Steve Dillon. Wraca tytułowa Mateczka Gnucci (osoby pamiętające pierwszy tom są teraz lekko zdziwione), dzielna i ostro walnięta policjantka Molly von Richthofen a także pewien samozwańczy superheros strzegący białego sąsiedztwa przed „żulami, czarnymi, homosiami i ciapatymi”.

Ennis i Dillon to kombinacja idealna, coś jak Thelma i Louise wśród twórców amerykańskiego komiksu. Razem dają takiego czadu, że czapki z głów spadają – moim zdaniem powinni mieć zapisane w kontrakcie, że gdy tylko jeden z nich nie ma aktualnie zajęcia, to powinni pracować razem. Cały czas po krawędzi, na granicy przegięcia pały i dobrego smaku. Punisher nieodmiennie przedstawia się jako „John Smith”, ale każdy kto na niego spojrzy kwituje to ironicznym „Aha”. A potem zaczynają się dziać rzeczy niewyobrażalne – przynajmniej takimi widzielibyśmy je w naszej rzeczywistości, bo w prowokacyjnie pokręconych światach Ennisa są całkowicie zwyczajne.

Trzytomowy „Marvel Knights. Punisher” to rewelacyjna lektura, podobnie jak wydany wcześniej w Polsce „Punisher MAX”. A teraz uwaga – w październiku Egmont startuje z drugą „epicką kolekcją”! Obok „The Amazing Spider-Man. Epic Collection” pojawi się pierwszy tom „Punishera”, zatytułowany „Krąg krwi”. Będzie to „Punisher” z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, czyli z okresu swej największej popularności. Znów poczujemy klimat „TM-Semic”!


Tytuł: Marvel Knights. Punisher. Tom 3
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Tom Mandrake, Cam Kennedy, Steve Dillon, John McCrea
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Marvel Knights. Punisher. Volume 3
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: sierpień 2022
Liczba stron: 400
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328154445

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz