niedziela, 4 września 2022

Amazing Spider-Man Epic Collection. Powrót Złowieszczej Szóstki

Koniec pewnej ery

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

To już piąty tom „Amazing Spider-Man. Epic Collection” w Polsce. Rozpoczęliśmy „Ostatnimi łowami Kravena” i dotarliśmy do czasów Erika Larsena, drugiego najważniejszego (po Toddzie McFarlane) rysownika przygód człowieka-pająka „ery TM-Semic”. Dziś, jak mówi okładka, powraca Złowieszcza Szóstka – ale nie tylko. 

Piąty tom, a tak naprawdę dwudziesty pierwszy. Szesnastu tomów sprzed wspomnianych „Ostatnich łowów…” nie ma na naszym rynku – ba, w Stanach wyszło tylko dziewięć z nich a reszta, w wirtualnej formie, czeka na swoją kolej. „Powrót Złowieszczej Szóstki” zawiera jeden odcinek specjalny z 1990 roku i siedemnaście zeszytów regularnej serii „The Amazing Spider-Man” – od numeru 334 z lipca 1990 do jubileuszowego, zamykającego pewien rozdział, 350 z sierpnia 1991 roku. Otwierający najnowszą „epicką kolekcję” odcinek specjalny jest rzeczywiście – „specjalny”. Bardzo odmienny od tego co do tej pory było dane nam przeczytać we wszystkich wcześniejszych tomach. Oto Peter i Mary Jane w podróży do Szkocji – na jej północne, deszczowe, spowite mgłą i lekko przerażające wrzosowiska.


„Duchy Ziemi” napisał i narysował Charles Vess, w Polsce znany z kilku odcinków „Sandmana” Neila Gaimana. W dość obszernym posłowiu do swego komiksu Vess przyznaje się do wielkiej fascynacji Szkocją, jej historią i folklorem – zesłanie takich nowojorskich mieszczuchów jak Peter i M.J. do przepełnionych magią rejonów Highlands było całkiem niezłym pomysłem. „Duchy Ziemi” są komiksem z przesłaniem (beton i stal pochłaniają Matkę Ziemię, więc ta się broni wszelkimi dostępnymi środkami), grozą i magią (Dziki Gon pędzi oszalały jak zwykle), a w tym wszystkim nie brakuje oczywiście marvelowskiej akcji – nie przystającej na pierwszy rzut oka do gotyckiej, „złowrogiej” narracji. Spider-Man jest tu trochę jak Scoobie-Doo – klimat, budowany z początku bardzo konsekwentnie, ulatuje niestety w miarę lektury coraz szybciej. Charles Vess bardzo fajnie rysuje szkockie wzgórza, szkockie knajpy i szkockie demony, ale nie umie rysować ludzi. Trudno zapamiętać i rozróżnić postacie inne niż Peter i Mary, bo Vess ma problemy z konsekwencją w rysowaniu twarzy – jego bohaterowie wyglądają inaczej na każdym kolejnym kadrze. Ostatecznie – „Duchy Ziemi” to komiks bardzo oryginalny i niecodzienny w porównaniu ze standardowymi przygodami pająka, ale – mimo szczerych chęci – to niestety średniak, zamieszczony w kolekcji chyba tylko z kronikarskiego obowiązku.


A zaraz po nim zaczyna się to, co tygrysy lubią najbardziej. Siedemnaście regularnych odcinków „The Amazing Spider-Man” – wszystkie napisał David Michelinie (ba, któżby inny?!) a narysował oczywiście „spadkobierca” Todda McFarlane’a, Erik Larsen. Wróć – jeden z epizodów narysował Mark Bagley, czyli facet, który przejmie stery w serii zaraz po odejściu Larsena. Taka mała wprawka, przełamanie lodów. W latach dziewięćdziesiątych prawie wszystkie te odcinki wyszły nakładem TM-Semic – od listopada 1992 do maja 1993. Poprzedni tom zakończył się porażką Venoma – pan Styx zabił symbionta (jak się okaże dziś – jednak nie do końca) a Eddie Brock wylądował w więzieniu. Spider-Man nie może jednak odetchnąć z ulgą – już na początku omawianego dziś tomu Doktor Octopus rozpoczyna werbunek do kolejnej wersji Złowieszczej Szóstki i razem będą wdrażać w życie swe złowieszcze plany. 


Naiwna jest trochę ta cała Złowieszcza Szóstka, jej plany i motywacje. Tak jak w komiksach z lat sześćdziesiątych: „Zmodyfikujemy satelitę, aby rozsiewał w atmosferze zabójczy toksykant, zdolny wytępić całe życie na Ziemi, jeśli nie oddadzą nam pełnej władzy nad światem!”. Doktor Octopus najpierw przez trzy numery zbiera mozolnie ekipę, aby zaatakować dopiero pod koniec – potencjał tej historii wydaje się być nieco zmarnowany. A przecież Złowieszcza Szóstka nie działała razem od 1964 roku! Octopus, Elektro, Mysterio, Sandman (bardzo ciekawa postać, próbująca zejść ze złej drogi), Sęp i Hobgoblin (zastąpił Kravena Myśliwego z wiadomych względów). A po całej aferze z Octopusem i jego pomagierami mamy jeszcze jedenaście odcinków! To jest taki „standard Michelinie”, czyli czasem pojedyncze a czasem dwu- lub trzyodcinkowe fabuły z jakimś wiodącym motywem – utrata mocy przez Pająka, starcie ze złą korporacją przemycającą nielegalne substancje, powrót Venoma (a jakże – przecież to samograj czytelniczy!), czy wreszcie zadyma z drogocennymi kamieniami, w którą wplątuje się sam Doktor Doom.


Wrogów Spider-Mana jest prawdziwe zatrzęsienie, więc ma naprawdę ręce pełne roboty. A i w życiu osobistym dużo się dzieje. David Michelinie nie zaniedbywał nigdy postaci drugoplanowych – zwłaszcza ciotka May i Mary Jane miały sporo czasu antenowego. Tak samo jest i tutaj – Michelinie kontynuuje historie ukochanego May, któremu nie można ufać; stalkera Mary Jane uparcie dążącego do swych celów; czy wreszcie romansu przyjaciela Petera z Czarną Kotką, która chce się w ten sposób zbliżyć do Pająka. Ci wszyscy wymienieni „cywile” nie są tylko dodatkiem do postaci Spider-Mana – jak zwykle są fajnie nakreśleni i ciekawi. Michelinie wprowadza też do uniwersum Marvela pewną bardzo znaczącą postać (te odcinki zostały pominięte przez TM-Semic). Poznajemy niejakiego Cletusa Kasady’ego, czyli przyszłego Carnage’a, współwięźnia Eddiego Brocka. Erik Larsen narysował go niemal jak Jokera – efekt jest dość intrygujący.


Właśnie – Erik Larsen, kontynuator stylu McFarlane’a i tak zwany „twórca charakterystyczny”. Jego sposób na komiks ma kilka cech wspólnych z metodą poprzednika – masywne, splatane sieci pająka; niewiarygodnie wygięte i bardzo niewygodne pozy jakie przyjmuje nie tylko Spider-Man, ale i jego przeciwnicy; Mary Jane i Felicia Hardy (wspomniana Czarna Kotka) jak z rozkładówek czasopism dla dorosłych; nieco karykaturalne i mocno kreskówkowe rysy twarzy. Uwielbiam jego rysunki tak samo jak te McFarlane’a – obaj panowie byli esencją „The Amazing Spider-Man” przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Odcinek kończący omawiany dziś zbiór jest ostatnim, jaki Larsen narysował w tej serii – odszedł z niej po numerze 350 z sierpnia 1991 roku. Był to koniec pewnej ery – Larsen, podobnie jak sześciu innych kolegów z wydawnictwa, odeszli z Marvela w 1992 roku, aby uruchomić coś, co teraz wszyscy doskonale znamy jako „Image Comics”. Narysował (i samodzielnie napisał) jeszcze „Powrót Złowieszczej Szóstki”, wydany w serii „Spider-Man” (tak, tej rozpoczętej „Tormentem” McFarlane’a) między styczniem a czerwcem 1992 roku, a potem tyle go widzieli.

Kolejne odcinki „The Amazing Spider-Man” rysował równie dobrze nam znany Mark Bagley. To on zdominuje kolejny tom epickiej kolekcji, zatytułowany „Każdy z każdym”, który będziemy mogli przeczytać już w listopadzie. Egmont świetnie trafił z datami publikacji – dwa kolejne grube tomy „The Amazing Spider-Man. Epic Collection”, zostaną wydane za oceanem już na początku przyszłego roku, zatem w 2023 my również będziemy mieli co czytać.


Tytuł: Epic Collection. Amazing Spider-Man. Powrót Złowieszczej Szóstki
Scenariusz: David Michelinie, Charles Vess
Rysunki: Erik Larsen, Charles Vess, Mark Bagley
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: The Amazing Spider-Man Epic Collection: Return of the Sinister Six
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: lipiec 2022
Liczba stron: 504
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328154322

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz