Po drugiej stronie lustra
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Oto komiks z Batmanem bez Batmana! „Mroczne odbicie” zbiera jedenaście ostatnich zeszytów „Detective Comics”, najsłynniejszego i najdłużej wydawanego tytułu z przygodami człowieka-nietoperza. W roli mrocznego rycerza tym razem Dick Grayson!
Jak do tego doszło? Po dramatycznych wydarzeniach „Ostatniego kryzysu”, epickiego eventu Granta Morrisona, o którym niedługo dość dużo napiszemy, Batman zniknął. Wszyscy myśleli, że umarł z rąk Darkseida, ale przecież wiadomo, że DC Comics nie odważyłoby się trwale zabić swej flagowej postaci – przynajmniej nie w mainstreamie. Pelerynę przywdział pierwszy Robin, Dick Grayson, który porzucił rolę Nightwinga i rozstał się z Tytanami. Dick wprowadza się do rezydencji Wayne’ów, Alfred szybko dostosowuje się do nowej sytuacji, a ostatni Cudowny Chłopiec, Tim Drake, już jako Red Robin, zaczyna ścisłą współpracę ze swoim starszym poprzednikiem. I nawet gdy Bruce Wayne wraca w końcu do Gotham, Dick nie rezygnuje z roli człowieka-nietoperza. Jego terenem pozostaje Gotham, podczas gdy jego mentor podróżuje po świecie i walczy ze zbrodnią pod różnymi szerokościami geograficznymi.
Scenariusz „Mrocznego odbicia”, składającego się tak naprawdę z kilku osobnych opowieści, choć połączonych jednym wspólnym wątkiem fabularnym, napisał Scott Snyder. Były to jego pierwsze opowieści z Batmanem i jak łatwo się domyślić, zdobył zaufanie i poklask zarówno u redaktorów DC jak i czytelników – zaraz potem został etatowym scenarzystą przygód Batmana. Z kim walczy Dick Grayson, nowy Batman? W Gotham odbywają się nielegalne aukcje, na których wystawiane są niebezpieczne i śmiercionośne gadżety najróżniejszych superłotrów – np. wszczepy Szalonego Kapelusznika, serum Man-Bata oraz – uwaga – cały czas zakrwawiony łom, którym Joker zatłukł na śmierć Jasona Todda, drugiego Robina. Dick musi uporać się również z Jokerem (w malutkim, mało istotnym epizodzie) oraz rozwikłać zagadkę makabrycznego morderstwa w gothamskim banku. Jednocześnie jesteśmy świadkami poważnych kłopotów, jakie spadają na rodzinę komisarza Gordona. Jim i jego córka Barbara, czyli przykuta do wózka inwalidzkiego Oracle, którą znamy z „Ptaków nocy”, mają niechcianego, dawno nie widzianego, gościa.
Do Gotham wraca James Gordon Jr. syn komisarza – psychopata, skrajnie niebezpieczny osobnik, choć bez wyroku skazującego. Bierze podobno leki, które trzymają jego chore skłonności w ryzach, więc skoro obecnie nie toczy się przeciwko niemu żadne postępowanie, nie ma podstaw, aby utrudniać mu powrót na łono społeczeństwa. Ale jego ojciec i starsza siostra nie tracą czujności – i bardzo dobrze, choć nawet to nie jest w stanie przygotować ich na nadchodzący horror. Scott Snyder uczynił komisarza Gordona równoprawnym głównym bohaterem „Mrocznego odbicia” – w niektórych odcinkach nie ma w ogóle Dicka/Batmana. Jest za to podróż w przeszłość rodziny Gordonów i odkrywanie jej mrocznych sekretów.
„Mroczne odbicie” zamyka pewną erę w historii Batmana. Równolegle z ostatnimi jedenastoma odcinkami „Detective Comics” wychodził przecież „Brightest Day” (do lipca 2011) i „Flashpoint” (do października 2011). Scott Snyder dopiero co zdążył się rozpędzić a tu nagle doszło do rewolucji totalnej, porównywalnej tylko z „Kryzysem na nieskończonych Ziemiach” starszym o ćwierćwiecze. DC Comics anulowało wszystkie swoje dotychczasowe serie, bez sentymentów i bez precedensu. Już miesiąc później, w listopadzie, wyszły nowe, w liczbie pięćdziesięciu dwóch i startujące od numerów pierwszych. Rozpoczęło się „The New 52” – Snyderowi powierzono serię „Batman”. Świetna decyzja – napisał wspaniały run rozpoczynający się od „Trybunału sów”. Nie dostałby takiej okazji, gdyby „Mroczne odbicie” nie zdobyło popularności (czytaj: słabo by się sprzedało).
Scott Snyder jest autorem najlepszych komiksów z Dickiem Graysonem w roli głównej. Wejście w buty Bruce’a Wayne’a było zadaniem karkołomnym, starcie z Gotham czymś niebywale trudnym. Tak właśnie – najgroźniejszym przeciwnikiem nowego Batmana jest wielkie, mroczne miasto, pełne zła i przemocy. Jak to podkreśla co jakiś czas Snyder – Gotham jest głodne! Największym problemem Dicka Graysona było to, że miasto dobrze wiedziało jak się do niego dobrać, wiedziało, gdzie ma miękkie podbrzusze. Pierwszy Robin jest osobą zbyt dobrą i empatyczną, za bardzo wierzy w pozytywne zakończenia, aby z powodzeniem stawić czoła Gotham. Bruce Wayne był trochę inny, zwichrowany, napędzany nieustanną traumą i osłonięty bardzo grubą, psychiczną skorupą. Był uodporniony na horrory swego miasta, przynajmniej bardziej niż Dick. Tę różnicę bardzo fajnie podkreśla jedna scena na dachu komisariatu – Jim Gordon nadal nie może przyzwyczaić się do tego, że Batman nie znika niezauważalnie pod koniec rozmowy, gdy tylko ten odwróci wzrok. A Gotham tylko czeka na nowego Batmana – jest niczym żywa istota, która chce rozerwać go na strzępy.
Założenie kostiumu Batmana jest przejściem na drugą stronę lustra, konfrontacją z własnym mrocznym odbiciem, które Gotham przygotowuje dla każdego swego mieszkańca. Tylko prawdziwi twardziele (psychopaci jak Bruce Wayne) są w stanie wytrzymać taką konfrontację. W przypadku Dicka sprawa jest jeszcze bardziej interesująca – miasto wysyła do niego swojego awatara, bestię w ludzkiej skórze, syna komisarza. James Gordon Jr. jest odwrotnością Dicka, sadystą pozbawionym empatii, okrutnym mordercą uwielbiającym sycić się bólem swoich ofiar. Starcie Dicka (ale i komisarza) z takim potworem przedstawione zostało w klimatach czarnego kryminału, gdzie, obok opowieści o rasowej detektywistycznej robocie, jest też mroczna opowieść mocno nacechowana grozą.
Obaj graficy, choć operujący odmiennym stylem, dobrze wpasowali się w charakter całej historii. Obaj też dość mocno odbiegają od superbohaterskiego standardu DC. Brytyjczyk Jock rysuje w bardzo surowy, nieco chaotyczny i agresywny wizualnie sposób – może się on wydawać czasami zbyt ciążący ku horrorowi, za „ciężki” nawet jak na Batmana. Jock rysuje głównie te epizody, w których mamy do czynienia z Dickiem Graysonem. Włoch Francesco Francavilla z kolei ilustruje perspektywę Jamesa Gordona – nieco psychodelicznie, mocnymi barwami, w taki właśnie „noirowy” sposób.
„Mroczne odbicie” to Batman bez Bruce’a Wayne’a. Nie wiem, jak potoczyłyby się losy Dicka, gdyby nie doszło do restartu uniwersum DC Comics. Śmiem przypuszczać, że byłoby bardzo dobrze – Scott Snyder najlepsze co miał w zanadrzu pokazał dopiero potem.
Tytuł: Batman. Mroczne odbicie
Scenariusz: Scott Snyder
Rysunki: Jock, Francesco Francavilla
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman. The Black Mirror (Detective Comics 871-881)
Wydawnictwo: Egmont, DC Deluxe
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: czerwiec 2015
Data wydania oryginału: styczeń-październik 2011
Liczba stron: 304
Oprawa: twarda z obwolutą
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328110403
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz