niedziela, 12 grudnia 2021

Y. Ostatni z mężczyzn

Kontrowersyjny chromosom


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Brian K. Vaughan jest amerykańskim scenarzystą komiksowym i telewizyjnym (pracował między innymi przy serialu „Lost”), wyraźnie obecnym na polskim rynku już od długiego czasu. Drogę do wspomnianych „Zagubionych” utorował sobie sześćdziesięcioodcinkową serią komiksową, której wielkim fanem był producent słynnego serialu – Damon Lindelof. Dziś czytamy właśnie „Y: The Last Man”, jedno z najwcześniejszych dzieł autora.

Gdy Vaughan siadał do pisania „Ostatniego mężczyzny na Ziemi” miał niewiele ponad dwadzieścia lat i już całkiem pokaźne portfolio. Pisał dla Dark Horse, Marvela i DC Comics – zazwyczaj mainstreamowe, nie wyróżniające się serie. „Y: The Last Man” jest jego pierwszym w pełni autorskim projektem, napisanym dla „DC Vertigo”. Tytuł ten okazał się przełomowy nie tylko dla jego kariery – był również trampoliną dla kanadyjskiej graficzki, Pii Guerry. Seria wychodziła w USA od września 2002 do marca 2008 roku – dokładnie sześćdziesiąt odcinków wydawanych niemal co miesiąc. Do Polski trafiła w lipcu 2008 roku – wydawnictwo Manzoku opublikowało siedemnaście pierwszych odcinków, zebranych w trzech albumach zbiorczych. Jednak całość historii mogliśmy poznać dopiero dzięki Egmontowi – kompletna edycja w pięciu grubych tomach w twardej okładce wydana została w 2016 i 2017 roku. 


17 lipca 2002 roku, dokładnie o tej samej godzinie, wszystkie samce ssaków umierają w wyniku ciężkiego krwotoku wewnętrznego. W jednej chwili wszyscy mężczyźni padają trupem – znika 48% całej ludzkiej populacji. Oznacza to 495/500 dyrektorów wielkich firm, 99% właścicieli ziemskich, 98% mechaników, pilotów i budowlańców, 85% przedstawicieli rządów i 100% duchownych wszystkich religii monoteistycznych. Przestaje istnieć transport lotniczy, autostrady zatarasowane są tysiącami samochodów, wszędzie zwały trupów. Kobiety muszą się szybko przekwalifikować i zacząć organizować „nowy świat” – supermodelki zaczynają kierować śmieciarkami, przedszkolanki idą do wojska (Izrael staje się mocarstwem, wszak to tutaj służba wojskowa kobiet od lat jest obowiązkowa) i zaczyna się budowa świata bez mężczyzn. Dla niektórych kobiet sytuacja ta zdaje się być cudownym zrządzeniem losu – odeszło ponad 90% gwałcicieli, masowych morderców, damskich bokserów i dyktatorów. W Stanach Zjednoczonych szybko organizują się gangi tak zwanych „Córek Amazonek”, których członkinie pozbywają się prawej piersi i cieszą się z matriarchatu. I w sumie nie wiadomo czemu powstały i z kim chcą walczyć, skoro mężczyzn już nie ma.

Tylko czy aby na pewno? Okazuje się, że nie! Przeżył jeden, młody, dwudziestodwuletni Amerykanin, Yorick Brown – rówieśnik autora komiksu (tak, Vaughan miał dokładnie tyle lat, gdy zaczął obmyślać scenariusz). Yorick jest „mistrzem ucieczek”, fanem Harry’ego Houdiniego, naiwnym, niedojrzałym, nieprzystosowanym społecznie nerdem zakochanym w popkulturze i swojej dziewczynie o imieniu Beth (traf chciał, że w dniu hekatomby przebywała w Australii na grancie z antropologii). Yorickowi towarzyszy samiec małpki kapucynki o imieniu Ampersand (tak, „&”). Yorick i Ampersand ruszają w drogę przez zniszczony, „zdemaskulinizowany” świat – nasz bohater chce odnaleźć Beth i spędzić z nią resztę życia. Ale najpierw będzie miał inne zadanie do wykonania. Matka Yoricka, wysoko postawiona polityk Partii Demokratycznej, wynajmuje dla niego kobietę- ochroniarza (bezimienną, niebezpieczną i piękną agentkę tajnej organizacji rządowej „Culpert Ring” o kryptonimie „355”) i prosi go o pomoc w znalezieniu przyczyn zagłady. Yorick, Ampersand i 355 udają się na poszukiwania doktor Allison Mann, światowej sławy genetyczki, pionierki w klonowaniu, która przeprowadzi testy na dwóch ostatnich ocalałych ssaczych samcach i znajdzie odpowiedzi. 


Trudno utrzymać w tajemnicy istnienie Yoricka. Dorwać chcą go „Córki Amazonek”, które nie mogą pozwolić na to, aby przeżył jakikolwiek facet (pomaga im starsza siostra Yoricka o imieniu Hero); ściga go specjalne izraelskie komando pod wodzą pani pułkownik Alter Tse’Elon (wszak „posiadanie” ostatniego mężczyzny na Ziemi to niewątpliwa przewaga strategiczna) a tropem Ampersanda (tak, małpka też jest istotna z pewnych powodów) rusza bezwzględna wysłanniczka tajemniczego zleceniodawcy, ninja o imieniu Toyota. Kameralna wyprawa trójki bohaterów zamienia się w pewnym momencie w szeroko rozplanowaną fabułę z wielką ilością bohaterów, miejsc i mnóstwem ciekawych i emocjonujących zwrotów akcji. Vaughan ma do dyspozycji jednego faceta i całe zastępy kobiet – charakterystycznych żeńskich postaci jest tu mnóstwo. 

Agentka 355, która wbrew swojemu „uwarunkowaniu” zaczyna czuć coś do Yoricka. Agentka 711 serwująca ostatniemu mężczyźnie na Ziemi specyficzną terapię sado-maso. Wiktoria, szefowa Amazonek, oszalała z irracjonalnej nienawiści do mężczyzn. Pułkownik Tse’Elon, bezwzględna, bardzo „męska” kobieta-żołnierz. Beth, dziewczyna Yoricka. Druga Beth, jego przypadkowa kochanka i przyszła matka jego dziecka. Doktor Mann, przekonana o tym, że to jej eksperymenty z klonowaniem sprowadziły apokalipsę. Siostra Yoricka o imieniu Hero, totalnie zagubiona w rzeczywistości była policjantka. Ninja Toyota, ślepo wykonująca rozkazy swego przełożonego. I cała masa innych charakterystycznych postaci – wszystkie mają swój indywidualny rys psychologiczny. Różnorodność charakterów, motywacji, poglądów nie idzie jednak w parze z różnorodnością wizualną. 


Pia Guerra nie jest bowiem najlepszą rysowniczką na świecie. Rysuje poprawnie, realistycznie, nie epatuje seksualnością bohaterek (jak chociażby Ed Benes w „Ptakach Nocy” lub większość rysowników z lat dziewięćdziesiątych) a jej styl przypomina trochę prace Steve’a Dillona („Kaznodzieja”, „Hellblazer”, „Marvel Knights. Punisher”). Twarze bohaterek są do siebie niezwykle podobne (jedną Beth od drugiej odróżniamy tylko po bliźnie w poprzek twarzy). Nie są na szczęście nieruchomymi maskami – Guerra świetnie oddaje emocje i mimikę. Inną charakterystyczną cechą jej ilustracji jest wszechobecny minimalizm i raczej łagodny, „przygodowy” ton nadany tej całej, dość przygnębiającej przecież scenerii. Kanadyjska graficzka często powtarzała, że praca przy serii „Y. Ostatni mężczyzna na Ziemi” była dla niej szkołą zawodu – progres jaki osiągnęła między pierwszym a sześćdziesiątym odcinkiem jest naprawdę wyraźny. 

Brian K. Vaughan wpadł na pomysł napisania komiksu o zagładzie męskiego rodzaju pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Chciał napisać trochę o samym sobie – młodym człowieku, zagubionym w świecie, gdzie społeczne definicje płci podlegały coraz szybszym zmianom i szukającym swojej własnej drogi. Autor scenariusza przeżył w tym czasie bolesne rozstanie – historia Yoricka i Beth miała być też swego rodzaju terapią i psychologicznym egzorcyzmem. Vaughan porusza również mnóstwo ciekawych tematów – gender, feminizm, maskulinizm, równouprawnienie, ucisk kobiet w społeczeństwach Islamu, zabójstwa honorowe, aborcja czy nawet planowanie rodziny. 


Myślałby kto, że spełniło się wielkie męskie (głównie nastoletnie) marzenie, wielki mokry sen każdego faceta o byciu jedynym samcem w świecie pełnym niezaspokojonych kobiet. Ale gdzie tam! Założenie, że taki facet znajdzie się w raju jest absurdalne. Z drugiej strony mamy stanowisko Amazonek, które wyraża też spotkana przez naszych bohaterów trupa wędrownych aktorek. Uważają one, że spełniło się proroctwo Mary Shelley opisane w „Ostatnim człowieku na Ziemi”, czyli rzekomym manifeście potępienia niepohamowanej, brutalnej męskości, która wzięła Ziemię we władanie a teraz planeta się z niej oczyściła. To jest również absurdalna teza, całkowicie nie przystająca do rzeczywistości.

„Y. Ostatni mężczyzna na Ziemi” pokazuje, że tak właściwie pomiędzy kobietami i mężczyznami nie istnieją zbyt wielkie różnice. Po zagładzie chromosomu Y państwa funkcjonują podobnie jak wcześniej, nadal istnieją te same animozje, przestępczość nawet się zwiększyła i wzrosła tendencja do manifestacji skrajnych poglądów. Najlepszym przykładem są tu Córki Amazonek – uciśnione kobiety, wyzwolone w końcu od swoich „oprawców” i głoszące nadejście „lepszego świata” jako powszechnie obowiązującej prawdy objawionej, funkcjonują w totalnym oderwaniu od logiki, zdrowego rozsądku i rzeczywistości w ogóle. Podobnie nie funkcjonujący już Kościół Katolicki – była to niby patriarchalna machina nienawiści, wydająca zakonnice na pastwę nienasyconych księży i dyskryminująca kobiety. Taka przynajmniej obowiązuje narracja w wielu nowo powstałych kręgach. No dobrze, a Zakon sióstr Magdalenek? Co to niby było? Ostoja spokoju, miejsce pełne tolerancji, zrozumienia i bezpieczny azyl dla każdej dziewczyny?


Vaughan twierdzi, że nie będzie globalnego pokoju i dobrobytu po odejściu brzydkiej płci – kobiety są tak samo różnorodne i skomplikowane jak mężczyźni. I to jest uczciwe podejście, pełne szacunku dla kobiet – w przeciwieństwie do dość obraźliwej kategoryzacji, jakiej trzymają się Córki Amazonek. Świat nie będzie lepszy – obie płcie potrzebują się nawzajem. Kto sądzi inaczej, nie ma pojęcia o czym mówi. Koniec, kropka.

Autor nie przywiązuje jednak zbyt dużej wagi do społeczno-filozoficznej strony swego dzieła. Sygnalizuje pewne zagadnienia, ale w głównej mierze dostarcza rozrywki. Omawiana dziś seria jest politycznym thrillerem, awanturniczą przygodówką, postapokalipsą i operą mydlaną – są przemytnicy, piraci, pościgi i ucieczki, walka z samozwańczymi bojówkami, oddziałami specjalnymi, ale są i wątki erotyczne i romantyczne. Scenarzysta gra też na emocjach czytelnika, zwłaszcza w kluczowych momentach fabuły – a że są to ważne punkty zwrotne, nie mogę o nich zbyt wiele napisać. Jest też komedia, zaawansowane szermierki słowne i solidna podbudowa charakterologiczna postaci w formie wielu retrospekcji z przeszłości bohaterów. Jednak mimo całej prostoty fabularnej daleko jest „Ygrekowi” do banalnych rozwiązań i dążenia do sytuacji, w której „wszystko dobrze się kończy”. Dodatkowo nie chce dać czytelnikowi jednoznacznych odpowiedzi na temat, wydawać by się mogło, kluczowy – przyczyn zarazy.


Zamiast tego rzuca tropy. Raz mówi, że przyczyną zagłady męskiego gatunku jest tajemnicza klątwa Heleny Trojańskiej. Według starożytnych podań, Helena uwięziona na terenie dzisiejszej Jordanii, miała sprowadzić zagładę na świat, jeśli jej amulet kiedykolwiek opuści kraj. A od tego właśnie zaczyna się opowieść – agentka 355 leci z rzeczonym amuletem do USA. Inna teoria mówi, że to sama natura, poprzez tajemnicze pola morfogenetyczne (coś a la „Animal Man” z DC Comics), wyeliminowała niepotrzebnych już dawców spermy zaraz po tym, jak doktor Mann z powodzeniem dokonała pierwszego klonowania i udowodniła, że możliwe jest rozmnażanie bezpłciowe. Hekatomba w tym układzie miała być zarówno korektą Matki Natury jak i karą za grzebanie w naturalnym porządku rzeczy. Przychodzi od razy na myśl późniejszy o dziewięć lat „Łasuch” Jeffa Lemire’a, prawda? Ostatnia teoria wskazuje organizację Culpert Ring – to ona wysłała do Chin broń biologiczną mającą zapobiegać poczęciu chłopców i osłabić tym samym Państwo Środka. A skończyło się na niekontrolowanej anihilacji wszystkich chromosomów Y i ogólnoświatowej katastrofie. Vaughan mówi, że w trakcie wszystkich sześćdziesięciu odcinków zostawił mnóstwo podpowiedzi, ale nikt nie namówi go, aby powiedział jasno, co tak naprawdę się wydarzyło.

Zagadka „androcydu” wydaje się być jednak zmyłką, odwróceniem uwagi. To taki trochę fabularny „MacGuffin”, czyli wydarzenie niezbędne dla wykreowania odpowiedniej scenografii, napięcia, uzasadnienia motywacji i nakręcenia fabuły. Sam w sobie jest jednak nieistotny – o wiele ważniejsze bowiem od tego, CO wywołało plagę jest to, JAK wpłynęła ona na świat i życie głównego bohatera. „Y. Ostatni z mężczyzn” jest komiksem drogi, takim trochę „bildungsroman” i – jak to oryginalnie określiła w jednym z wywiadów Pia Guerra – rzeczą z gatunku „hope punk”. Mamy steampunk, cyberpunk, clockpunk – a tu jest właśnie „komiks nadziei”. Nadziei, że po nawet największej krzywdzie jakiej dozna ludzkość, znajdzie się ktoś, kto zapali pochodnię i poniesie światło dalej, podrywając do walki (i do życia w ogóle) zgnębione jednostki. Seria zaczęła powstawać niedługo przed wrześniem 2001 – jak wspominają jej twórcy to właśnie zamachy 11 września i ówczesne ogólnoświatowe nastroje spowodowały taki, a nie inny wydźwięk komiksu.  


W 2007 roku New Line Cinema miało rozpocząć prace nad kinową adaptacją. Scenariusz filmu, po wielu przebojach, napisał sam Brian K. Vaughan, ale, aby zmieścić całość w stu dwudziestu minutach, musiał mocno obciąć i uprościć swą opowieść. Zapowiadało się nieźle – Yoricka miał grać Shia LaBeouf (na fali pierwszych „Transformersów”) a agentkę 355 Alicia Keys. Nic z tego nie wyszło – „Ygreka” nie da się bezstratnie odwzorować na kinowym ekranie. Może zatem serial telewizyjny? Decyzję podjęto już na początku drugiej dekady – studio „FX Networks” zakończyło prace w 2020 roku i dokładnie teraz ma miejsce emisja serialu „Y. The Last Man” na platformie Hulu (ostatni, dziesiąty odcinek pierwszego sezonu wyemitowany został pierwszego listopada). To chyba znak czasu – mamy pandemię a komiksy z motywem ogólnoświatowej zarazy niosącej apokalipsę dostają swoje telewizyjne wersje. Najpierw otrzymaliśmy wspomnianego już „Łasucha” na Netflixie a teraz przygody Yoricka Browna i jego towarzyszek. FX nie wyprodukuje jednak drugiego sezonu. Serial został anulowany po pierwszym a jego twórcy muszą szukać nowego studia – potwierdzają bowiem chęć kontynuacji. Trzymam kciuki, choć serialu jeszcze nie widziałem.

Mam nadzieję, że nie grozi nam plaga opisana w komiksie a chromosom Y jest bezpieczny. Wydaje mi się (i nie przemawia tu przeze mnie moja męska duma czy zbyt duża pewność siebie), że jest on jednak niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania naszego świata.




Tytuł: Y – Ostatni z mężczyzn
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Pia Guerra
Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski
Tytuł oryginału: Y: The Last Man
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania w Polsce: marzec 2016 – listopad 2017
Rok wydania oryginału: wrzesień 2002 – marzec 2008
Liczba stron: 264, 312, 304, 288, 312
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328116306, 9788328116573, 9788328118126, 9788328119383, 9788328127197

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz