czwartek, 9 września 2021

Kowboj z Szaolin. Pierwsza Podróż

 

Kadry totalne


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Gdzieś w samym środku niczego, przedprzedwczoraj albo jakiś tydzień przed jutrem…” – tak oto zaczyna się „Kowboj z Szaolin”, jeden z najdziwniejszych i najoryginalniejszych komiksów wydanych w Polsce tego roku. Tekst ten ilustrowany jest całostronicowym kadrem z krajobrazem pustyni (ale takiej w stylu Kolorado a nie Sahary). Ale to nie jest taki kadr jakich wiele – gwarantuję, że osoby nieświadome z czym mają do czynienia, będą oniemiałe. Ale po kolei.

O czym to jest? Właściwie nie wiadomo. Przez nienazwaną pustynię, położoną nie wiadomo gdzie, podróżuje bezimienny mnich, wyrzucony z (dokładnie nie wiadomo za co) klasztoru Szaolin. Za towarzysza ma za to gadającego, przemądrzałego osła, wiernego fana Roberta Mitchuma i domorosłego filozofa – sam nie mówi prawie wcale. Cała treść komiksu to po prostu podróż mnicha na ośle wprost przed siebie i ciąg krwawych i skrajnie absurdalnych pojedynków. Jakiś gadający krab chce się na nim zemścić za zjedzenie narzeczonej, spod ziemi wyskakują dziwne, rymujące demony, z których jeden nie spocznie, póki nie zabije naszego bohatera, a na koniec i tak trafia on do brzucha jakiegoś gargantuicznego behemota, gdzie nadal, bez ustanku, walczy o przetrwanie przy użyciu np. dwóch pił motorowych przyczepionych do kija (służą też mu jako wiosła podczas podróży przez układ trawienny na brzuchu zdechłej krowy). Wszystko przy wtórze surrealistycznego, trudnego momentami do wytrzymania i w sumie pomijalnego, bełkotu osła. No, tak to właśnie wygląda – cała fabuła. A wymyślił ją Geof Darrow, autor rysunków do „Hard Boiled”.


Tym krótkim opisem zapewne od razu zniechęciłem albo wręcz przeciwnie – zmotywowałem do jak najszybszego przeczytania. Już pierwsze strony bardzo mocno przypominają styl Jeana „Moebiusa” Girauda. Nic dziwnego, wszak autor „Arzacha” był mentorem Geoffa Darrowa i jego nauczycielem. Panowie poznali się już na początku lat osiemdziesiątych – wpływ Moebiusa jest niezaprzeczalny. Ale nawet on nie przykładał aż takiej wagi do szczegółów. Obsesją Darrowa jest właśnie szczegółowość – spójrzcie na fakturę skał, skórę gigantycznego gada niosącego miasto (tak!) na plecach, śmieci pływające w „kanałach” jego żołądka. Najlepsze jest to, że Darrow wcale nie ma realistycznego stylu a jego bohaterowie to chodzące karykatury – realistyczna jest za to cała choreografia ruchu i jego konsekwencje. Układy walk, ciągnące się na kilkanaście stron, są zaplanowane – znowu! – z maniakalną dbałością o detale. Moim zdaniem jest to poziom nieosiągalny przez większość komiksowych twórców na świecie – gdy uświadomimy sobie jak to wszystko zostało wymyślone, narysowane i jaki czas autor na to poświęcił (w jednym z wywiadów mówił, że rysuje od szóstej rano do szóstej wieczorem, codziennie, przez siedem dni w tygodniu), naprawdę trudno wyjść z oszołomienia.


Nieustanny jazgot wydobywający się z pyska osła, kraba, czy pustynnych demonów staje się w pewnym momencie niezauważalny. Sam już nie pamiętam praktycznie nic z tego co mówili, nie słuchałem (nie czytałem) tego zbyt dokładnie – gdy sprawdziłem to po „lekturze” okazało się, że faktycznie nic mi nie umknęło. Moebius poszedłby zapewne w drugą i zminimalizował te wewnętrzne monologi (bo nikt tu z nikim tak właściwie nie rozmawia) całkowicie. Ale mankament ten zdecydowanie niweluje oprawa graficzna – wiele kadrów jest cało- lub dwustronicowych, ale… zdarzają się i bardziej rozbudowane, choćby wydawało się to niemożliwe. Na dziesięciostronicowej (!) rozkładówce, już na samym początku komiksu, widzimy zbieraninę typów spod ciemnej gwiazdy, czekających w kolejce do spuszczania łomotu głównemu bohaterowi. Dosłownie – dziesięć stron hiperszczegółowego rysunku, bez jakiejkolwiek akcji.


Geof Darrow traktuje „Kobwoja z Szaolin” bardzo osobiście. Podczas prac nad „Garażem hermetycznym” Moebius po prostu siadał i improwizował – rysował to, co mu w duszy grało i to, co po prostu bardzo chciał narysować. Darrow robi dokładnie tak samo, choć bez śladu improwizacji. Rysuje swoje popkulturowe „koniki” – japońskie filmy o Zatoichim, niewidomym mistrzu miecza, komedie kung-fu ze Stephenem Chowem, czy spaghetti westerny Sergio Leone. A rysuje nieziemsko.

Taki to komiks właśnie. Do oglądania, niekoniecznie czytania. Bo jak już wspominałem, nie o fabułę w nim chodzi. 



Tytuł: Kowboj z Szaolin. Pierwsza podróż
Scenariusz: Geof Darrow
Rysunki: Geof Darrow
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Tytuł oryginału: The Shaolin Cowboy
Wydawnictwo: KBOOM
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: lipiec 2021
Liczba stron: 200
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 196 x 2695
Wydanie: I
ISBN: 9788395867590

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz