Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Drugi tom „30 dni nocy” jest chyba „najgrubszym” komiksem Egmontu, z jakim miałem kiedykolwiek do czynienia. Podczas gdy w tomie pierwszym zebrano trzy opowieści o krwiopijcach, tak w drugim znajdziemy ich aż sześć. Jedne lepsze, drugie gorsze – łączy je jednak jedna nadrzędna zasada: sfera fabularna podporządkowana jest graficznej. To głównie dla tej drugiej powstały te historie.
Opowieści zawarte w drugim tomie „30 dni nocy” zostały wydane bardzo szybko po „Powrocie do Barrow” – opowieści zamykającej poprzedni album. Świat wymyślony przez Steve’a Nilesa i Bena Templesmitha przejawiał potencjał i cieszył się zainteresowaniem czytelników – trzeba było to wykorzystać. Do pracy zabrali się nie tylko autorzy pierwszych trzech części – zaproszono też kilku nowych, którzy spisali się nad wyraz dobrze.
Nasze potężne tomiszcze otwiera historia napisana przez Steve’a Nilesa i narysowana przez Kody’ego Chamberlaina. „Umarł, Billy, Umarł” opowiada historię młodego chłopaka, który został przemieniony w wampira. Świadomy zła, które płynie w jego żyłach, próbuje zachować resztki człowieczeństwa i odkrywa, że nie trzeba być wampirem, aby być potworem. „Juarez” ze scenariuszem niejakiego Matta Fractiona i rysunkami znanego nam już Bena Templesmitha, to mój faworyt całego zbioru. Lex Nova, wampir z ludzką duszą i prywatny detektyw, przybywa do Cudiad Juarez, gdzie w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęło czterysta meksykanek, „za którymi nikt nie zatęskni”. Naprawdę świetna, zabawna (zwróćcie uwagę na pewną „przypadłość narracyjną” Lexa) i minimalistyczna graficznie historia – jedna z lepszych w całym uniwersum.
No i wracamy do zakończenia „Mrocznych dni”. Trzecia część, zatytułowana „Eben i Stella” kontynuuje wątek spotkania wskrzeszonego szeryfa Ebena i jego zrozpaczonej żony Stelli. Na drugiej stronie już oboje są wampirami – czego łatwo było się przecież domyślić. Tymczasem po Los Angeles buszuje banda młodych, nie zważających na kamuflaż, wampirów – takich trochę „Zaginionych chłopców”. Przewodzi nimi groźna wampirzyca, pragnąca ustanowić zupełnie nowe prawa w społeczności nieumarłych w myśl tego, że ewolucja postanowiła właśnie wykreować „Życie 2.0”. Rysuje Justin Randall, najlepszy w całym albumie. Ben Templesmith z kolei samodzielnie napisał i zilustrował czwartą historię – „Czerwony śnieg” zabiera nas na daleką północ Związku Radzieckiego podczas II wojny światowej. Odcięta od świata wioska, wampiry, Niemcy, Sowieci i bardzo trudny, niechciany sojusz przeciwko ZŁU (tak jakby to, co wyprawiało się na froncie, złem nie było).
Malarskie, bardzo wymagające i mimo wszystko nieczytelne i „przeartyzowane” kadry Billa Sienkiewicza zdobią strony opowieści numer pięć. W „Poza Barrow” przeczytamy o tym, jak to pozbawiona wyobraźni grupa poszukiwaczy mocnych wrażeń wyruszyła do znanego nam mrocznego miasteczka na Alasce. Oczywiście podczas nocy polarnej – bo jak inaczej spotkać krwiopijcę? Zamykająca drugi tom historia zatytułowana po prostu „30 dni nocy” to diametralna zmiana graficzna. Piotr Kowalski rysuje jak w zwykłym, mainstreamowym komiksie – wyraźnie, realistycznie, z dbałością o szczegóły i ewidentnie pod wpływem ekranizacji (Eben wygląda dokładnie jak Josh Hartnett) – choć w sumie raczej średnio. Steve Niles opowiada pierwszy odcinek całego cyklu na nowo – oto „remake” oryginalnej historii, która ufundowała całe „uniwersum”. Po co napisany? Nie wiadomo – jest to rzecz zupełnie przeciętna, nieciekawa i absolutnie zbędna.
Pierwszy tom „30 dni nocy” przedstawiał wampiry jako istoty zdecydowanie złe, potworne mechanizmy zbudowane z mięśni, zębów, pazurów i napędzane nieustannym głodem krwi. Lekką rysę na tak jednoznacznej wizji pozostawiła postać wampira, który pomógł Stelli pokonać Królową i wskrzesić jej ukochanego męża Ebena. Tom drugi to już mocne przewartościowanie pierwotnych założeń. Wampiry okazują się postaciami tragicznymi, borykającymi ze swym „nałogiem” i starającymi się żyć normalnie, pomimo ciążącej nad nimi klątwy. Jest wampir-detektyw współpracujący z księdzem, którego wiara już dawno opuściła, czy wreszcie Eben i Stella walczący ze wszystkich sił o zachowanie resztek człowieczeństwa. Z drugiej strony mamy ludzi-potwory zazdroszczące krwiopijcom nieśmiertelności, Frankensteinów-Prometeuszy łaszących się na zakazane moce; Cudiad Juarez, podłe miejsce, „obóz śmierci” gdzie dzieci giną w fabrykach i na ulicach, a córki miasta to bez wyjątku dziwki i hodowlane bydło; front radziecki usiany trupami na wpół zjedzonych cywili; okrucieństwo i patologie. Nie potrzeba wampirów, aby ludzie robili sobie to, co robią. Drugi tom wprowadza moralną szarość, której tak wcześniej brakowało.
Mogłoby się wydawać, że w związku z tym, czeka nas jakaś intelektualna zwyżka, jakieś nowe wyzwanie czytelnicze. Otóż nie. „30 dni nocy” to w zasadzie, bez wyjątku, historie o niczym. Grafika absolutnie tu dominuje nad treścią. I nie jest to zarzutem. Tak ma właśnie być – to komiks przede wszystkim do oglądania. Kody Chamberlain rysuje trochę jak Tyler Jenkins („Snow Blind”) a dodatkowo jest brudno, mrocznie, kanciasto i przytłaczająco. Ben Templesmith w znakomitej formie – nadal szokuje swymi atakami na percepcję czytelniczą i mówi jasno, że jego wampiry to nie emo z grzywkami opadającymi na oczy, tylko pewne siebie bestie. Justin Randall wprowadza fotograficzny realizm utopiony w sepii, ciążący oczywiście ku kresce Templesmitha, ale zachowujący pewne cechy indywidualne. Kowalski przeciętny, poprawny, bez błysku. No i wreszcie legendarny Bill Sienkiewicz, który pojechał po bandzie bardziej niż zwykle. Tak, znamy jego surrealizm i charakterystyczne zagrania (którymi ostatnio tam bardzo zachwycał w trzecim tomie „Daredevila” Franka Millera) – tylko, że w tym przypadku chyba przesadził. Wydaje wam się, że Templesmith wystawia odbiorcę na próbę? Zobaczcie Sienkiewicza – on już nawet nie zaskakuje, tylko męczy. Jego rozbryzgane akwarele powodują niestety nieczytelność (moim zdaniem niezamierzoną) wielu kadrów. Mamy zamieć, więc ma być niewyraźnie i przerażająco – Templesmithowi wyszło to w pierwszym tomie świetnie. Sienkiewicz przeholował.
Dwie ostatnie opowieści (lub nawet trzy) to już powolne zjadanie własnego ogona przy dźwięku odcinanych kuponów. Niles zdaje się mówić, że nie zależy mu na jakimś wielkim rozwoju uniwersum, nie chce niczego rewolucjonizować, ani różnicować asortymentu. Gra te same akordy raz po raz i liczy, że się nie poznamy. Trochę szkoda – ale mimo wszystko warto po drugi tom sięgnąć.
Tytuł: 30 dni nocy. Tom 2
Scenariusz: Steve Niles, Ben Templesmith, Matt Fraction
Rysunki: Ben Templesmith, Bill Sienkiewicz, Piotr Kowalski, Kody Chamberlain, Justin Randall
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Tytuł oryginału: 30 Days of Night Omnibus, volume 2
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: IDW Publishing
Data wydania: czerwiec 2020
Liczba stron: 568
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328197589
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz