wtorek, 4 sierpnia 2020

Wtorek przed ekranem #43

Kevin  Smith - Szczury z supermarketu



Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Esensja w cyklu "Do sedna".

„Nie szanuję ludzi bez listy zakupów

Jest rok 1995. Masz dwadzieścia lat, mieszkasz w New Jersey, nie masz stałej pracy i nawet się o nią nie starasz. Jesteś dużym dzieciakiem bez pomysłu na życie i właśnie rzuciła cię dziewczyna. Co robisz? Idziesz włóczyć się po galerii handlowej. Oto realia, z którymi być może trudno się nam utożsamić – w końcu dwadzieścia pięć lat temu takich przybytków w Polsce jeszcze nie było. Ale wszystkie problemy wczesnej dorosłości jak najbardziej. Zapraszam na drugi film Kevina Smitha.




Po bardzo pozytywnym przyjęciu „Sprzedawców” Kevin Smith dostał szansę na spełnienie swoich marzeń. Już nie dwadzieścia siedem tysięcy dolarów budżetu, lecz sześć milionów. Już nie Miramax, lecz Paramount. Film „Mallrats” wchodzi do kin w październiku 1995 roku – otrzymujemy młodzieżową komedię, taką trochę romantyczną, choć nieco kontrowersyjną i wulgarną. Tak z grubsza chodzi znów o to samo, co w „Sprzedawcach”, choć „Szczury z supermarketu” są zdecydowanie prostsze. To tylko zabawna komedia, nie aspirująca do niczego ponadto.

Podobnie jak w pierwszym filmie oglądamy jeden dzień z życia amerykańskich dwudziestolatków. Główni bohaterowie filmu to dwaj kumple – T.S. i Brodie. Z obydwoma chłopakami zrywają dziewczyny. Brandi rzuca T.S. po wielkiej kłótni – uważa go za samoluba, nie liczącego się jej potrzebami. Rene ma w sumie ten sam powód, tylko że Brodie nawet nie udaje – całymi dniami gra na konsoli, czyta komiksy, nie zaprasza Rene nigdzie indziej niż do swojego zasyfionego łóżka, gdzie nie krępuje się puszczać bąków podczas miłości francuskiej. Chłopaki radzą sobie z zerwaniem w jedyny znany im sposób – włóczą się po hipermarkecie, gdzie spotykają inne podobne im „szczury” (między innymi Jaya i Cichego Boba), dyskutują o swojej beznadziejnej sytuacji i tracą czas na… no właśnie, na nie robienie niczego. „Szczury”, jak krzyczy napis z plakatu filmowego, „nie są tu by kupować, nie są tu by pracować, po prostu są”.


Fabuła kręci się wokół nowego, telewizyjnego programu rozrywkowego wzorowanego na „Randce w ciemno”. Producentem jest ojciec Brandi, który nienawidzi T.S., a ona sama musi wziąć udział w programie z poczucia obowiązku – w sumie ten fakt był główną przyczyną zerwania. Chłopaki chcą sabotować całe przedsięwzięcie (pomagają im Jay i Cichy Bob) i przy okazji odzyskać dziewczyny. Po drodze ma miejsce całe mnóstwo gagów, które bardzo często są raczej niskich lotów, co jednak w ogóle nam nie przeszkadza. Brodie uciekający ciągle przed „tym kolesiem z konfekcji męskiej z pierwszego piętra, który chce zaliczyć Rene”, czekoladowy precelek, wróżka o trzech sutkach, 15-letnia Patricia pisząca książkę „o zwyczajach seksualnych mężczyzn od czternastego do sześćdziesięcioletniego roku życia”, króliczek wielkanocny zbierający łomot, czy wreszcie koleś wypatrujący obrazka ukrytego na tablicy pełnej białego szumu. No i oczywiście Jay i Cichy Bob – wykastrowani ze swej niejednoznaczności ze poprzedniego filmu, zamienieni w dwóch pajaców, którzy wzorem Strusia Pędziwiatra, próbują pomóc bohaterom w przechytrzeniu ochrony i zniszczeniu budowanej właśnie sceny do programu telewizyjnego.


„Szczury z supermarketu” początkowo zawiodły. Krytycy spodziewali się czegoś na miarę „Sprzedawców” – przynajmniej na poziomie ironii, satyry, bezkompromisowości, zjadliwych dialogów, czy nawet obrazoburczości. W końcu temat jest ten sam – dopiero co dorosłe pokolenie X i jego problemy. Brak celu, ambicji, chęci zmiany czegokolwiek w życiu, dojrzałości, wyobraźni, perspektyw na pracę a nawet brak planów na najbliższe dwadzieścia cztery godziny. Są marzenia oczywiście, ale co z tego, skoro rzeczywistość jest zupełnie inna? „Sprzedawcy”, mimo swej prostoty, wulgarności i bezpośredniości, mieli pomysł na analizę tychże problemów. W „Szczurach z supermarketu” tego nie ma – tu chodzi tylko o dobrą zabawę w nieco hermetycznym wydaniu, przeznaczonym dla takich samych geeków jakim był (i jest) Kevin Smith. Komiksy, Stan Lee, morderczy wytrysk Supermana, „Brenda?”, penis Bena Grimma z Fantastycznej Czwórki – no i wszystkie sceny z Jayem i Cichym Bobem, którzy mają tu większe role do odegrania, ale tak naprawdę sprowadzają się one tylko do slapstickowych podrygów. Rolę Boba jako „mędrca dającego naukę” przejmuje tym razem sam Stan Lee, który jeszcze wtedy nawet nie podejrzewał, że kilkanaście lat później będzie zaliczał gościnne filmowe występy praktycznie co roku. Bob wróci do tego zadania za dwa lata w świetnej, inteligentnej komedii „W pogoni za Amy”.


Co z tego, że „Szczury z supermarketu” mają wady i brak im tej specyficznej „głębi” z poprzedniego filmu? Co z tego, że były totalną klapą finansową, która pokryła koszty produkcji tylko w jednej trzeciej? Tak, to jeden ze słabszych filmów „View Askewniverse” – tylko, że teraz, po ćwierćwieczu, ogląda się to nadal z przyjemnością. Czy nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz