czwartek, 4 czerwca 2020

Trolle z Troy. Tom 2

Kubek ciepłej krwi na śniadanie?

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Drugi tom „Trolli z Troy”, autorstwa Christophe’a „Scotcha” Arlestona i Jeana-Louisa Mouriera, zawiera kolejne cztery odcinki oryginalnej serii. Jest tylko mała różnica – w tomie pierwszym mieliśmy jedną, czteroczęściową historię kontynuowaną w kolejnych odcinkach. Teraz jest inaczej – otrzymujemy cztery osobne opowieści o Trollach z Troy.

Arleston zmienił taktykę i wzorem wielu innych europejskich serii zaczął co roku (no, prawie) dostarczać nową, zamkniętą historię, którą można było czytać w oderwaniu od pozostałych. Czasem stracimy jakieś nawiązanie lub nie zauważymy autorskiego mrugnięcia okiem – ale większego znaczenia to nie ma. Kontinuum zdarzeń zostaje zachowane – skoro w trzecim odcinku pojawia się pewna postać, to w czwartym oczywiście jest nadal – ale nie musimy poruszać się zgodnie z jego kierunkiem. Co powinniśmy wiedzieć na początek? Przenosimy się do czasów poprzedzających „Lanfeusta z Troy” o mniej więcej dwieście lat. Na północ od miasta Klostop leży ukryta w lasach wioska trolli o nazwie Fallomp. Żaden podróżnik nie da rady jej ominąć – nawet jeśli jej nie zauważy, trolle zauważą jego. Czym zajmują się te wielkie, kudłate potwory? „Życie trolli było proste i przyjemne. Większość część czasu spędzały, polując, jedząc i śpiąc, potem polując, jedząc i śpiąc, aby potem móc polować… Robiły też rzeczy, po których panie trollice rodziły dzieci”. No tak…



Pierwszy odcinek drugiego tomu, „Czary cudotwórczyni”, ponownie przedstawia nam głównych bohaterów. Troll Tetram, jego synek Gnompom i adoptowana ludzka dziewczyna Waha ruszają na polowanie „na tłuste baby, które można znaleźć w chałupach”. Narzeczony Wahy, półtroll Profi, za wszelką cenę próbuje zbudować nowy dom – w tym i kolejnych odcinkach obserwować będziemy jego ciągłe starania i niepowodzenia. Tymczasem w Eckmul przebiegły i zdradziecki mędrzec Risto Furiatu knuje nowy, nieodmiennie komiczny, plan usidlenia paskudnych trolli. Tym razem próbuje skorzystać z mocy czarodziejki Picy Nawodzie, która specjalizuje się w magicznym mieszaniu gatunków. W odcinku drugim – „Trolle we mgle” – Risto Furiatu liże rany, a my przenosimy się hen daleko, do jednej z baronii Hedulii. Dwóch zwaśnionych władców toczy tam nieustanne boje – Święhubert Darzbor szuka sposobu na upokorzenie swego wroga ze Smrodhu, Barona Toi-Toi’a. Gdy mędrzec Przy-Dup’as przedstawia Darzborowi pewnego faceta, który potrafi siłą woli przenieść do siebie trolle z największych odległości, ten widzi w końcu szansę. Nie wie jednak co oznacza sprowadzenie Tetrama i spółki do swojego zamku.


„Pióro mędrca” to trzeci, najlepszy chyba odcinek drugiego tomu. Risto Furiatu, wysyła do wioski młodego stażystę z Eckmul, „którego urokowi nikt nie jest w stanie się oprzeć”. Stażysta TakTak musi zdobyć pewien składnik do magicznej receptury, która zlikwiduje pewną wstydliwą przypadłość Furiatu – skutek uboczny awantury z pierwszego odcinka. A w „Rock’n’Troll” dochodzi do rewolucji obyczajowej! Kudłacze oszalały na punkcie muzyki rozrywkowej. Do wioski trolli trafia nieoczekiwanie transport małych żyjątek, które potrafią rejestrować dźwięki i noszą nazwę „e’mp’iaków”. Tajny agent Dżejms Bąk, pozostający na usługach Furiatu, musi odzyskać jeden szczególny egzemplarz – ten, na którym nagrano pewne czarodziejskie formuły.

„Trolle z Troy” to nadal szereg niewybrednych, czasem żenujących i nieśmiesznych, a czasem idealnie trafiających w punkt i szczerze bawiących, slapstickowych żartów, w których Arleston nawiązuje (o czym już wspominałem w recenzji pierwszego tomu) do komiksów René Goscinnego. Nie ma tu jednak tej lekkości, błyskotliwej dwuznaczności i złożoności, którą znajdujemy w „Asteriksie”. Sporo gagów to trochę taki rechot wąsatego wujka przy piwku – „Ale tu pusto. Jakby ktoś lub coś wypłoszyło wszystkie zwierzęta”. „No przecież nie pierdnąłem!”. Ale na szczęście są też świetne momenty – trening trolli przed wcieleniem ich do armii Darzbora (ewidentnie nawiązujący do „Asteriksa Legionisty”); wyprawa Wahy i żony Tetrama do miasta; Stary Troll, Któremu Jedzie z Gęby i jego kocioł „Interneth”, trollowy konkurs piosenki i większość scen z najmłodszymi trollami w rolach głównych.


Uważny czytelnik wyłapie sporo nawiązań do popkultury – o „Asteriksie” już wspomnieliśmy, bo tego jest najwięcej. Widać, że Arleston i Mourier bawili się setnie podczas tworzenia komiksu – z odbiorcami może być różnie. Nie polecam czytania całego tomu za jednym zamachem – możemy się znużyć i po prostu przejeść. Ale tak w ogólnym rozrachunku seria jest na plus – miłośnicy komiksów ze świata Troy na pewno się nie zawiodą.




Tytuł: Trolle z Troy. Tom 2
Scenariusz: Christophe „Scotch” Arleston
Rysunki: Jean-Louis Mourier
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Tytuł oryginału: Trolls de Troy #5-8
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Editions Soleil
Data wydania: marzec 2020
Liczba stron: 204
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788328196353

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz