Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Prawie trzydzieści lat temu David Lynch zaprosił nas do jednego z najbardziej przerażających miejsc w historii telewizji – Czarnej Chaty materializującej się w lasach niedaleko Twin Peaks. Było to siedlisko prawdziwego, ucieleśnionego zła. Inne, odbierające zdrowe zmysły domostwo wyrosło z nagła w małym miasteczku, gdzie toczy się akcja „No-End House” – drugiego sezonu serialowej antologii „Channel Zero”. Wizyta w takich miejscach to spojrzenie w oczy absolutnej grozy i skok w piekielną czeluść. Wszyscy o tym wiemy, a i tak nie możemy się oprzeć magnetycznemu przyciąganiu. Tak samo jest w najnowszym komiksie znanego już w Polsce scenarzysty – Jeffa Lemire’a.
Autor „Łasucha” zaprasza do Gideon Falls – małej mieściny gdzieś na prowincji Stanów Zjednoczonych. Jej nowym duszpasterzem został ojciec Willfred, wysłany tu na zastępstwo. Poprzednik Willfreda zginął w wypadku, a miasteczko pilnie potrzebuje nowego duchowego przewodnika. Bohater komiksu jest człowiekiem racjonalnym, sceptycznie wątpiącym i zmagającym się z własnymi słabościami – Gideon Falls wystawi na próbę jego światopogląd.
Drugi, równoległy wątek komiksu jest opowieścią o Nortonie – schizofreniku żyjącym w wielkim mieście. Mężczyzna wyszedł niedawno ze szpitala, odwiedza regularnie swoją psychoterapeutkę i próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Trapi go jednak poważna obsesja – kompulsywnie grzebie we wszystkich napotkanych śmietnikach, szukając kawałków drewna, gwoździ i szkła, które następnie pieczołowicie kataloguje we własnym mieszkaniu. Norton, sierota o nieznanym pochodzeniu, przez całe życie cierpiał na różne psychiczne choroby, amnezje i napady szału – owo specyficzne „kolekcjonerstwo” ma, według jego relacji, uporządkować mu życie i uzdrowić umysł.
Co łączy obydwu bohaterów? Miasteczko Gideon Falls, jak to zwykle w tego rodzaju opowieściach bywa, skrywa więcej tajemnic niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Willfred dociera do lokalnej miejskiej legendy – co jakiś czas w okolicy materializuje się przerażający, na poły eteryczny budynek, nazywany „czarną stodołą”. Ksiądz bardzo szybko przekonuje się, że być może jest w tym ziarno prawdy, ponieważ sam doświadcza pewnej nocy złowieszczej wizji tej budowli. Czarną stodołę widzi w swoich snach (i na jawie) również Norton, który łączy jej tajemnicę z zagadką swego pochodzenia i choroby. Pierwszy tom „Gideon Falls” buduje fundamenty pod całą opowieść, utrzymuje atmosferę bliżej niesprecyzowanego niepokoju, a jego twórca dobrze wykorzystuje gatunkowe schematy.
„Gideon Falls” to kolejny, komiksowy horror na polskim rynku. Jeff Lemire wyznał w jednym z wywiadów, że nie uważa się za wielkiego specjalistę w tym temacie – trzeba jednak przyznać, że jego pierwsze, ściśle gatunkowe dzieło sprawdza się całkiem nieźle. Lemire zaciąga dług u Davida Lyncha – „czarna stodoła” wzorowana jest na „czarnej chacie”, choć, według tego co mówi autor, jej symbolika i funkcja ma być ostatecznie nieco inna. Lemire, przystępując do pisania komiksu, wyciągnął ze starej szuflady kilka pomysłów z początków swojej kariery (jak chociażby bezdomny z obsesją na punkcie śmieci) i odniósł się do własnej przeszłości, czyli zmagań z depresją. „Gideon Falls” nie miał być horrorem „zewnętrza” – potwory dokonujące inwazji na realny świat nie mają tu prawa bytu. To „wnętrze” ma być źródłem grozy – ma ona wypływać z codziennego życia, lęków towarzyszącym tym momentom, w których nasza percepcja, psychika i jasność myślenia odmawiają posłuszeństwa. Autor „Czarnego Młota” stosuje również to, o czym pisał w posłowiu do komiksu „Infidel”, gdzie całkowicie błędnie zdefiniował główną siłę rażenia horroru – a mianowicie „jump scare’y”. Jednak o ile autorzy wspomnianego „Infidela” robią to znakomicie, o tyle w przypadku „Gideon Falls” wychodzi to dość średnio. Lemire bowiem nie dość, że „zapowiada” wyraźnie nadchodzący „jump scare”, to jest w większości przypadków raczej monotematyczny (straszy nas nieodmiennie tym samym).
Obaj bohaterowie komiksu mają swoje własne demony. Młodszego, szalonego, irracjonalnego, ścierającego się na co dzień z chaosem wielkiej metropolii, ścigają fantasmagorie i majaki. Starszego, poczytalnego, racjonalnego, żyjącego w małej miejscowości, ściga własna przeszłość, której realności nie ma podstaw kwestionować. „Gideon Falls” jest opowieścią o drodze przemian obydwu bohaterów, o redefinicji ich wewnętrznych uniwersów oraz światopoglądów. Zatem dwuliniowość fabuły pierwszego tomu komiksu wydaje się pełnić funkcję szerszą niż tylko sygnalizowanie czytelnikowi przyszłego połączenia wątków. Trzeźwość myślenia i logiczne podejście do świata („Wierzę w Boga, doktorze, a nie w fantastykę”) ściera się z totalnym chaosem i intuicyjną interpretacją („Wszystkiemu można nadać znaczenie, jeśli bardzo się postarasz. Ale nie wszystko stanie się przez to prawdziwe”). To dlatego czarna stodoła jest źródłem kolejnego dualizmu w komiksie – przeraża i magnetyzuje jednocześnie. Z jednej strony boimy się prawdy o sobie samych, a z drugiej nie możemy przestać tej prawdy szukać. Miasteczko Gideon Falls staje się miejscem wojny o ludzkie dusze – nie ma chyba większego znaczenia, czy ten frazes należy traktować dosłownie, czy nie.
Za ilustracje odpowiada Andrea Sorrentino – włoski twórca, który już wcześniej pracował z Jeffem Lemire’em przy zapowiadanym przez Egmont komiksem „Green Arrow”. Jego rysunki są znakomite i idealnie dopasowane do charakteru opowieści. Mamy tu niemal fotograficzny realizm oglądany jakby przez śnieżący lekko ekran telewizora. To kolejne zestawienie dwóch, niby nieprzystających do siebie, cech czyni warstwę komiksu niebywale oniryczną, nasyconą takim właśnie „lynchowskim” niepokojem. Sorrentino podkreśla też dwoistość narracji (kontrast miasto/Norton – wieś/Willfred) poprzez specyficzne kadrowanie. Wątek szalonego śmieciarza to szaleństwo, które znamy chociażby z „Sagi o potworze z bagien” Alana Moore’a – niestandardowe, surrealistyczne kadry o zwariowanych kształtach. Wydarzenia związane z wielebnym to z kolei spokój narracyjny, który jednak sugeruje wyjście z tego schematu w przyszłości.
Pierwszy tom „Gideon Falls” zapowiada niesamowitą historię. Będę ostrożny z pochwałami – wolę je zachować na przyszłość. Duet Lemire/Sorrentino dostaje kredyt zaufania, ale oczekuję jego spłaty z nawiązką.
Tytuł: Gideon Falls. Tom 1
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Andrea Sorrentino
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Gideon Falls – Volume 1: The Black Barn
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: lipiec 2019
Rok wydania oryginału: 2018
Liczba stron: 168
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788365938503
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz