Artykuł należy do serii "Nie długość się liczy" #13
…byłam szlachetnie nikczemna i wolnością zniewolona, żeby czynić nie to, co było mi nakazane wprost, lecz to, czego we wcieleniu moim sama chciałam…
„Na początku była ciemność i zimne płomienie, i huk przeciągły…” – tak zaczyna się jedno z najważniejszych opowiadań Stanisława Lema. Tekst ten, opublikowany pierwotnie w magazynie „Kultura” w 1974 roku, zaczyna się podobnie jak słynny, wydany rok wcześniej, „Robot” Adama Wiśniewskiego-Snerga. Z otchłani pustki i niebytu na światło dzienne wydostaje się świadomość – narrator(ka), początkowo używając(y/a) dukajopodobnej koniugacji (byłom!), stopniowo nabiera konkretnych kształtów, aby ostatecznie, po nadejściu „przypływu płci”, zaprezentować się czytelnikowi jako kobieta, żyjąca na królewskim dworze, jakby wyjętym prosto z „Cyberiady”.
Narratorka ma problemy z pamięcią – mówi, że jest „hrabianką Tlenix, Duenną Zoroennay, młodą Wirginią, osieroconą w zamorskim kraju Langodotów przez ród walandzki”. To kompletne pomieszanie z poplątaniem sugeruje, że rzeczone wspomnienia prawdopodobnie zostały narratorce zaszczepione w procesie jej „narodzin” – a ona sama uczy się dopiero świata pełnego znaczeń, atakującego bodźcami, nadmiarem pytań i skąpiącego odpowiedzi. Idzie jej to nad wyraz gładko – wiedza, którą „nabywa” jest tu raczej wyzwalana przez pewien program, instruktaż zapisany wcześniej w umyśle narratorki a nie powstaje na bazie doświadczeń i interakcji z otoczeniem. Istota bierze udział w balu na królewskim dworze, gdzie poznaje pewnego mężczyznę o imieniu Arrhodes. I tu znowu odzywa się dziwne, wewnętrzne uwarunkowanie – narratorka nie może oprzeć się pewnemu przyciąganiu, które uporczywie kieruje ją w stronę mężczyzny.
Prawda wychodzi na jaw bardzo szybko. Narratorką jest „maszyna katowska” – robot ukryty w „ciele” pięknej kobiety, którego zadaniem jest wykonanie programu, czyli zabójstwo Arrhodesa, niewygodnego opozycjonisty. Pościg za nim staje się najważniejszym (bo jedynym) celem „życia” maszyny. Okazuje się jednak, że działanie świadomej swego istnienia i natury sztucznej istoty, wychodzi poza pierwotne założenia twórców. Maszyna zaczyna zastanawiać się co by się stało (i czy w ogóle jest to możliwe), gdyby nie wykonała programu, gdyby złamała swe uwarunkowanie. Pojawia się wolność niechciana i mimowolna – taka, która wręcz zniewala pokusą sprzeciwu ustanowionemu programowi. Wolność jest tu niewygodnym brzemieniem, ale jednocześnie symbolem „człowieczeństwa” kiełkującego w trzewiach maszyny – sprzeciw wobec wydanym rozkazom jest cechą typowo ludzką.
„Maska” jest opowieścią dramacie istoty zmagającej się z świadomością własnej podległości niezidentyfikowanemu bytowi (programowi) pozostającemu poza zasięgiem jej poznania. Istota owa trzyma się jednocześnie kurczowo własnego „ja”, własnej świadomości faktu zniewolenia – co jest swego rodzaju paradoksem, gdyż potencjalny brak jaźni byłby przecież w tym przypadku zbawieniem. Lem pisał o maszynie, ale możemy przyjąć, że pisał również o człowieku. Bo w ostatecznym rozrachunku czym człowiek różni się od narratorki opowiadania? On też ma swoje pierwotne „rozkazy” – uwarunkowania, nieokiełznane instynkty i popędy, które dopiero świadomość bierze w karby i pozwala zatrzymać się w pół kroku. Pozwala zrezygnować z działania instynktownego na rzecz w pełni przemyślanego i poprzedzonego procesem decyzyjnym. Mamy błąd w naszym „programie” – jedni nazwą go świadomością, inni duszą. Umiemy samodzielnie wyciągać wnioski, podejmować decyzje, patrzeć krytycznie na otaczający nas świat i myśleć abstrakcyjnie.
Jest jednak jeszcze druga strona medalu – szukamy ciągle odpowiedzi na dręczące nas pytania dotyczące naszej natury, sensu naszego istnienia, prawdy o nas samych. Poszukiwania te skazane są z góry na porażkę, bo odpowiedzi poznać możemy tylko wychodząc poza własne ograniczenia. A to jest niemożliwe. Gramy zatem, i grać będziemy, w grę bez nadziei na wygraną – a robimy to w pełni świadomi tego faktu.
Tytuł: Maska
Autor: Stanisław Lem
Rok publikacji oryginału: 2009
Miejsce publikacji oryginału: miesięcznik "Kultura" 1974
Gatunek: science fiction
Publikacje w Polsce:
„Maska” (Wydawnictwo Literackie, 1976)
„Maska. Dzieła wybrane Stanisława Lema” (Wydawnictwo Literackie, 1977)
„Kongres futurologiczny. Maska. Nowa seria dzieł” (Wydawnictwo Literackie, 1983)
„Maska” (Wydawnictwo Literackie, 1988)
„Maska. Biblioteka Gazety Wyborczej” (Agora, 2010)
…byłam szlachetnie nikczemna i wolnością zniewolona, żeby czynić nie to, co było mi nakazane wprost, lecz to, czego we wcieleniu moim sama chciałam…
„Na początku była ciemność i zimne płomienie, i huk przeciągły…” – tak zaczyna się jedno z najważniejszych opowiadań Stanisława Lema. Tekst ten, opublikowany pierwotnie w magazynie „Kultura” w 1974 roku, zaczyna się podobnie jak słynny, wydany rok wcześniej, „Robot” Adama Wiśniewskiego-Snerga. Z otchłani pustki i niebytu na światło dzienne wydostaje się świadomość – narrator(ka), początkowo używając(y/a) dukajopodobnej koniugacji (byłom!), stopniowo nabiera konkretnych kształtów, aby ostatecznie, po nadejściu „przypływu płci”, zaprezentować się czytelnikowi jako kobieta, żyjąca na królewskim dworze, jakby wyjętym prosto z „Cyberiady”.
Narratorka ma problemy z pamięcią – mówi, że jest „hrabianką Tlenix, Duenną Zoroennay, młodą Wirginią, osieroconą w zamorskim kraju Langodotów przez ród walandzki”. To kompletne pomieszanie z poplątaniem sugeruje, że rzeczone wspomnienia prawdopodobnie zostały narratorce zaszczepione w procesie jej „narodzin” – a ona sama uczy się dopiero świata pełnego znaczeń, atakującego bodźcami, nadmiarem pytań i skąpiącego odpowiedzi. Idzie jej to nad wyraz gładko – wiedza, którą „nabywa” jest tu raczej wyzwalana przez pewien program, instruktaż zapisany wcześniej w umyśle narratorki a nie powstaje na bazie doświadczeń i interakcji z otoczeniem. Istota bierze udział w balu na królewskim dworze, gdzie poznaje pewnego mężczyznę o imieniu Arrhodes. I tu znowu odzywa się dziwne, wewnętrzne uwarunkowanie – narratorka nie może oprzeć się pewnemu przyciąganiu, które uporczywie kieruje ją w stronę mężczyzny.
Kadr z krótkometrażowego filmu na podstawie "Maski" Lema.
Rok 2010. Scenariusz i reżyseria: Stephen i Timothy Quay
Prawda wychodzi na jaw bardzo szybko. Narratorką jest „maszyna katowska” – robot ukryty w „ciele” pięknej kobiety, którego zadaniem jest wykonanie programu, czyli zabójstwo Arrhodesa, niewygodnego opozycjonisty. Pościg za nim staje się najważniejszym (bo jedynym) celem „życia” maszyny. Okazuje się jednak, że działanie świadomej swego istnienia i natury sztucznej istoty, wychodzi poza pierwotne założenia twórców. Maszyna zaczyna zastanawiać się co by się stało (i czy w ogóle jest to możliwe), gdyby nie wykonała programu, gdyby złamała swe uwarunkowanie. Pojawia się wolność niechciana i mimowolna – taka, która wręcz zniewala pokusą sprzeciwu ustanowionemu programowi. Wolność jest tu niewygodnym brzemieniem, ale jednocześnie symbolem „człowieczeństwa” kiełkującego w trzewiach maszyny – sprzeciw wobec wydanym rozkazom jest cechą typowo ludzką.
„Maska” jest opowieścią dramacie istoty zmagającej się z świadomością własnej podległości niezidentyfikowanemu bytowi (programowi) pozostającemu poza zasięgiem jej poznania. Istota owa trzyma się jednocześnie kurczowo własnego „ja”, własnej świadomości faktu zniewolenia – co jest swego rodzaju paradoksem, gdyż potencjalny brak jaźni byłby przecież w tym przypadku zbawieniem. Lem pisał o maszynie, ale możemy przyjąć, że pisał również o człowieku. Bo w ostatecznym rozrachunku czym człowiek różni się od narratorki opowiadania? On też ma swoje pierwotne „rozkazy” – uwarunkowania, nieokiełznane instynkty i popędy, które dopiero świadomość bierze w karby i pozwala zatrzymać się w pół kroku. Pozwala zrezygnować z działania instynktownego na rzecz w pełni przemyślanego i poprzedzonego procesem decyzyjnym. Mamy błąd w naszym „programie” – jedni nazwą go świadomością, inni duszą. Umiemy samodzielnie wyciągać wnioski, podejmować decyzje, patrzeć krytycznie na otaczający nas świat i myśleć abstrakcyjnie.
Jest jednak jeszcze druga strona medalu – szukamy ciągle odpowiedzi na dręczące nas pytania dotyczące naszej natury, sensu naszego istnienia, prawdy o nas samych. Poszukiwania te skazane są z góry na porażkę, bo odpowiedzi poznać możemy tylko wychodząc poza własne ograniczenia. A to jest niemożliwe. Gramy zatem, i grać będziemy, w grę bez nadziei na wygraną – a robimy to w pełni świadomi tego faktu.
Tytuł: Maska
Autor: Stanisław Lem
Rok publikacji oryginału: 2009
Miejsce publikacji oryginału: miesięcznik "Kultura" 1974
Gatunek: science fiction
Publikacje w Polsce:
„Maska” (Wydawnictwo Literackie, 1976)
„Maska. Dzieła wybrane Stanisława Lema” (Wydawnictwo Literackie, 1977)
„Kongres futurologiczny. Maska. Nowa seria dzieł” (Wydawnictwo Literackie, 1983)
„Maska” (Wydawnictwo Literackie, 1988)
„Maska. Biblioteka Gazety Wyborczej” (Agora, 2010)
Pamiętam jak zauroczony byłem językiem tego opowiadania. Niezwykłości świata i rozterek maszyny. Genialne!
OdpowiedzUsuń