środa, 31 października 2018

Ostatnie dni Jacka Sparksa

Nie jesteśmy już w Kansas, albo gonzo-horror

„Ostatnie dni Jacka Sparksa” pojawiły się na rynku nagle, bez jakiejś wielkiej promocji i głośnych zapowiedzi. Nie przegapcie tej powieści – jest to jedna z ciekawszych propozycji wydawniczych tego roku. W Stanach Zjednoczonych została określona jako „The Omen for the social media age” – ja dodam jeszcze, że jest to prawdziwie przerażająca książka o gigantycznym ego, przesadnej pewności siebie, kłamstwach, pustce intelektualnej, wyrzutach sumienia i drodze do odkupienia. Otrzymujemy niesamowity gonzo-reportaż w stylu Huntera S. Thompsona – dziennikarza, który pisał swe teksty na kolanie i na krawędzi deadline’u, pozostając zawsze pod wpływem środków odurzających.

Szalona, niezredagowana wersja książki Jacka Sparksa znaleziona w jego laptopie, jest dosłownie zapisem ostatnich dni jego życia. Starszy brat Jacka, Alistair, napisał do niej przedmowę, posłowie i załączył najróżniejsze materiały dodatkowe – korespondencje mailowe oraz relacje świadków wydarzeń z feralnych dwóch pierwszych tygodni listopada 2014 roku. Wyszła z tego trochę prostsza wersja rewelacji ślepego Zampano z „Domu z liści”. Ale nie tylko forma czyni z powieści Arnoppa duchową spadkobierczynię dzieła Marka Z. Danielewskiego – należy również zwrócić uwagę na to, że obaj autorzy w podobny sposób podchodzą do budowania nastroju grozy i legitymizacji rzeczywistości, w której odbywają się opisywane zdarzenia.

Kim jest Jack Sparks? To dziennikarz-celebryta, żyjący praktycznie tylko w internecie i mediach społecznościowych. Jego brat w przedmowie przywołuje jedno wydarzenie z dzieciństwa obu chłopców, które być może przyczyniło się do szybkiego opuszczenia domu rodzinnego przez Jacka i takiej a nie innej ścieżki kariery. Jack pisał w swoich gonzo-powieściach o podróżach, porachunkach gangsterskich oraz narkotykach, co przysporzyło mu tysiące fanów, kolejne tysiące zażartych przeciwników i zmusiło do wydania tysięcy dolarów na odwyk – książka o narkotykach pobrała zbyt duży trybut. Czwarta powieść to poszukiwania choćby najmniejszego potwierdzenia, że istnieje coś takiego jak „zjawiska paranormalne”. A właściwie to próba zdemaskowania i wyszydzenia wszystkich przypadków wiary w takie fenomeny, czyli utworzenie tak zwanej „Listy S.P.A.R.K.S.A.” (Systematyczny Przegląd Absurdów, Racjonalnie, Krytycznie (i) Sumiennie Analizowanych).


Akcja powieści rozpoczyna się w Halloween 2014 roku. Jack bierze udział w egzorcyzmach odprawianych w starym włoskim kościele. Uporczywa walka ojca Di Stefano z koszmarnym bytem miotającym na lewo i prawo trzynastoletnią dziewczynką przerywana jest co chwila rechotem dziennikarza i brzęczeniem jego telefonu, przyjmującym nieustannie lajki i komcie od tysięcy followersów. Później na lotnisku, podczas przeglądania swojego kanału YouTube, Jack znajduje na nim jakiś podejrzany filmik, którego sam nie zamieszczał. To przerażające (ale to naprawdę przerażające) nagranie znika szybko z kanału, a Jacka ogarnia obsesja odnalezienia jego twórcy. Przecież to oszustwo też trzeba obalić. I wtedy świat naszego bohatera zaczyna się powoli rozpadać, a my wraz z nim osuwamy się w szaleństwo i horror. Jack zaczyna odsłaniać swoje skrywane skrzętnie oblicze a my przestajemy mu ufać – wszystko z powodu wspomnianych materiałów dodatkowych, załączonych do oryginału powieści. Pewna granica została przekroczona. Nie jesteśmy już w Kansas, moi drodzy.

Jack staje się na naszych oczach tak zwanym „niewiarygodnym narratorem”. Jakże inną jest postacią w relacjach osób trzecich, jaki kontrast widzimy w porównaniu do tego co pisze o wydarzeniach, w których bierze udział! Jest zdeklarowanym sceptykiem, ateistą i niedowiarkiem, kpiarzem, który wszystkie zaobserwowane zjawiska, wymykające się racjonalnemu tłumaczeniu, sygnuje hasłem „oszustwo”. Podejrzanie stereotypowe są te opętania! Wszyscy już widzieli „Omen” i „Egzorcystę”, jakże łatwo jest udawać (np. opętane osoby od czasów filmu Friedkina obowiązkowo nawijają o fellatio). Duch w kuchni? Oszustwo! Odbierająca zmysły tulpa (wierzcie mi, nie mam na myśli tych miłych i spokojnych istot z trzeciego sezonu „Twin Peaks”)? Złudzenie! Co kryje się za tak uporczywą i wprost nienaturalną negacją wszelkich przejawów nadnaturalności? Czego nam Jack o sobie nie mówi?!

„Ostatnie dni Jacka Sparksa” są powieścią o arogancji i egotyzmie rozrośniętym do karykaturalnych rozmiarów. Jack jest wprost bogiem internetu, swego rodzaju mityczną postacią, legendą serwisów społecznościowych. A z tymi serwisami to przecież jest tak, że największym tematem tabu w takich serwisach jest przyznanie, że nie ma się zdania na jakiś temat. Dlatego musimy być pewni i radykalni w swoich poglądach, komentarzach i tweetach nawet jeśli nie mamy zielonego pojęcia o czym piszemy. A Jack w wyrachowany sposób wykorzystuje swój status, jego relacja jest skrajnie subiektywna i niewiarygodna, pomimo iż serwowana w tak jednoznaczny sposób. Wszystko to, co przed nami ukrywa, a co w trakcie rozwoju fabuły wychodzi na wierzch, mówi o nim więcej niż jego bezpośredni przekaz. Jack jawi się nam jako dziwny, sztuczny konstrukt wykreowany przez resztę świata, dumny z postaci w jaką został obleczony. Czy jest zatem sobą?


Wydarzenia, w których bierzemy udział, są podróżą Jacka do wnętrza samego siebie, choćby nie wiem jak wyświechtanym sloganem mogłoby się to nam wydawać. To nauka patrzenia na świat, który pojawia się przed oczyma takim jaki jest. A dzieje się to dopiero w momencie, gdy pod butami chrzęszczą nam odłamki ekranów smartfonów i tabletów. To świat, który pokazuje się wtedy, gdy wyzwalamy się z kleszczy jutuba, fejsa, czy jakiegoś innego insta – kiedy nie musimy być już tak cholernie pewni wszystkiego, co mówimy lub piszemy. Możemy pójść wtedy ścieżką, wspomnianego w powieści, Roberta Antona Wilsona, współautora niesamowitej „Trylogii Illuminatus” – jego „wielomodelowy agnostycyzm” podważał pewność wszelkich sądów o rzeczywistości. Zauważamy wtedy rzeczy, które naprawdę istnieją a my byliśmy zbyt zaabsorbowani samymi sobą i naszą kreacją, aby móc je zauważyć. Koniec z ciągłym „ja, ja, ja…”, koniec z ustawianiem się ciągle w centrum uwagi, koniec z przerośniętym ego, żegnaj Kansas! Możemy w końcu otworzyć się na prawdziwych, żywych ludzi, właśnie teraz kiedy jeszcze żyją – przecież najczęściej języki nam się rozwiązują wtedy, kiedy bliscy już odeszli. Wtedy jest łatwo, nagrobki nie wchodzą w dyskusję.

Ten cały subiektywizm gonzo-materiału i jego zestawienie z relacjami osób trzecich jest jednym z największych atutów powieści. Kolejnym jest groza, bardzo sugestywna, dziwaczna, niepokojąca i bardzo filmowa. Znalazłem krótką notkę w internecie, mówiącą o tym, że ewentualną ekranizacją zainteresowany jest Ron Howard – powieść ma naprawdę spory potencjał. Dodatkowo możemy w niej znaleźć mnóstwo odniesień do popkultury – jest „Doctor Who” (co w sumie nie dziwi, bo Arnopp pisał scenariusze niektórych odcinków), „Evil Dead”, „Wściekłe psy”, „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” no i oczywiście najlepsze found footage ostatnich lat, czyli „Paranormal Activity” i „Blair Witch Project”.

Przeczytajcie „Ostatnie dni Jacka Sparksa”, sprawdźcie sami, czy duchy i demony mają jeszcze rację bytu w świecie, w którym większość czasu spędzamy gapiąc się w ekrany smartfonów.





Tytuł: Ostatnie dni Jacka Sparksa
Tytuł oryginalny: Last Days of Jack Sparks
Autor: Jason Arnopp
Tłumaczenie: Lesław Haliński
Wydawca: Vesper
Data wydania: wrzesień 2018
Rok wydania oryginału: 2016
Liczba stron: 360
ISBN: 9788377313107

2 komentarze:

  1. Dostałem to przypadkiem. Nie miałem w ogóle ochoty czytać, bo wydawało się przeciętniakiem. Ale wśród znajomych zauważyłem właśnie, że pisał, iż książka jest nietuzinkowa i warto , fanom grozy przede wszystkim, to sprawdzić. Wiadomo, że dzisiaj trudniej o coś nowego z horrorami, więc i sam to sprawdzę. Wierzę, że i oni i Ty masz rację. :)

    OdpowiedzUsuń