czwartek, 3 października 2024

Loki. Agent Asgardu

Panta rhei


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Loki. Zbyt dużo komiksów z tym (anty)herosem w Polsce nie wydano, prawda? Komiksowemu pierwowzorowi oczywiście bardzo daleko pod względem popularności do filmowej kreacji Toma Hiddlestona – hype na Boga Psot pojawił się tak właściwie dopiero w 2011 roku, po premierze „Thora”. W tym roku wyszła nawet krótka, limitowana seria „Loki” (vol. 2). My przesuwamy się o trzy lata w przód i zabieramy się za kolejną – przed nami „Loki. Agent Asgardu”.

Końcówka 2013 roku obfitowała w wiele wielkich wydarzeń w Marvelu. Grudniowy start kolejnej inicjatywy mającej na celu jakiś kolejny reboot/restart uniwersum (choć nie tak drastyczny, jak te w DC Comics z 1986 i 2011 roku), czyli „All-New Marvel NOW!”, wprowadził sporo zamieszania. Kolejna seria z podstępnym tricksterem zadebiutowała w lutym 2014 i liczyła siedemnaście odcinków – wszystkie znajdziemy w omawianym dziś wydaniu zbiorczym Egmontu. Pisze rozpędzający się dopiero wtedy Al Ewing, którego znamy w Polsce z późniejszych dokonań – niezłego „Znajdujemy ich, gdy są już martwi” i genialnego „Nieśmiertelnego Hulka”. Niemal wszystkie odcinki rysuje mniej znany, ale całkiem dobry Lee Garbett, a w dwóch epizodach zastępuje go Jorge Coelho.


„Loki. Agent Asgardu” wymaga przynajmniej podstawowej znajomości status quo uniwersum Marvela z początków drugiej dekady dwudziestego pierwszego wieku. Osobom, kompletnie nie zaznajomionym z tym tematem, może być ciężko – Al Ewing nie tłumaczy, dlaczego jest dwóch Lokich a nie jeden, czemu jeden jest stary a drugi młody, kim jest trzyosobowa Wszechmatka, co się stało z Odynem i czemu Asgard nazywany jest Asgardią. Teoretycznie wiedza ta nie jest aż tak bardzo potrzebna, ale sporo wydarzeń, postaci i nawiązań fabularnych wygląda wtedy inaczej – widać swego rodzaju drugie dno i głębię. Mniejsza z tym.

Wszechmatka rządzi w Asgardzie / Asgardii. Trio, złożone z Gaei, Freyi i Idunn zleca Lokiemu misje specjalne – za każdy dobry uczynek wymazany zostanie jeden zły z jego przeszłości. Loki ma okazję stać się pozytywnym bohaterem. Pierwsze odcinki rozbudowują nieco skład osobowy całej opowieści, tak aby Loki miał towarzystwo – dwie bohaterki i jeden heros ze starożytnych, nordyckich mitów zostają wplatani w misje Boga Psot. Bardzo szybko jednak cała intryga zaczyna trzeszczeć w szwach – zwłaszcza gdy pojawia się Loki z alternatywnej przyszłości, stary, brzydki i zły do szpiku kości. To on zdaje się być głównym antagonistą naszego bohatera – jednak sprawy nie są tak proste. Postarał się o to nie tylko autor scenariusza, ale i włodarze Marvela rozszarpujący na kawałki ciągłość fabularną uniwersum najróżniejszymi crossoverami i eventami. „Loki. Agent Asgardu” ma oczywiście pewną myśl przewodnią, jakiś główny wątek fabularny – ale z powodu angażowania serii w nieustanne przekrojowe wydarzenia (których w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku było zatrzęsienie) mamy do czynienia z chaosem narracyjnym niestrawnym dla przygodnego czytelnika komiksów.


I tak Loki najpierw wplątuje się w wydarzenie „Original Sin”, podczas którego najwięksi herosi Marvela szukają zabójcy słynnego Watchera (tak, to ta gigantyczna, wydawać by się mogło nieśmiertelna istota, komentująca czasem na zakończenie co niektóre komiksy). Na szczęście tu akurat Loki przemyka gdzieś bokiem. Takiego szczęścia nie ma niestety podczas następującego zaraz potem „Avengers & X-Men. Axis”). Axis, czyli oś – według takiej metaforycznej osi obraca się moralność uczestników wielkiej bitwy z Red Skullem, angażujących nie tylko tytułowych Avengersów i X-Men, ale i wielu innych herosów / złoczyńców. Dobrzy stają się źli, źli stają się dobrzy – niesprecyzowany do końca Loki Ala Ewinga traci na przykład umiejętność kłamania i czynienia zła. Wielkim plusem jest pojawienie się tu Doktora Dooma i kolejna wizyta w jego Latverii – tych motywów nigdy dość. Ale sam wątek misji Lokiego z początku albumu i jego motywacje zaczynają się mocno rozmywać – zresztą osobom nie czytającym zbyt dużo Marvela trudno w ogóle zrozumieć co tu się do licha dzieje. Sugeruję czytać komiks z Wikipedią (najlepiej taką specjalną, marvelowską) w zasięgu kliknięcia.

Po tych wydarzeniach zaczyna klarować się inny, zdawać by się mogło ważniejszy wątek fabularny. Otóż Loki zaczyna poszukiwać swego własnego, nieustannie zmieniającego się i płynnego ja. Idea zamknięcia w jednej stałej definicji jest nieakceptowalna i budzi grozę – ba, mamy nawet Lokiego w wersji żeńskiej, zupełnie jak w „Thorze” J. Michaela Straczynskiego. Pomysł, że ktokolwiek mógłby narzucić Lokiemu jakąś stałą formę budzi sprzeciw a od przeznaczenia, choćby dotyczącego spraw nieistotnych, należy uciekać. Ewing całkiem nieźle i z humorem eksploruje to zagadnienie, ale bardzo szybko fabuła daje się zdominować kolejnemu, zdecydowanie największemu wydarzeniu, jakim jest „Secret Wars” z 2015 (w odróżnieniu od „Secret Wars” z lat 1984-1985). Tu jest już chaos totalny, bez researchu nie podchodź.


Rysunki Lee Garbetta i Jorge’a Coelho są poprawne, bardzo typowe dla Marvela współczesnego – jak dla mnie zbyt grzeczne, wymuskane, „bezpieczne”, disneyowskie i jednak trochę nijakie. „Agent Asgardu” mimo szczerych chęci nie stoi na własnych nogach. Stoi na barkach crossoverów i chyba nie ma kręgosłupa – ale, paradoksalnie, wpisuje się to trochę w nadrzędną ideę płynności postaci głównego bohatera. „Oto komiksowa opowieść o walce o własne ja. A także o pojedynkach na miecze, szpiegostwie, rabowaniu kasyn, wielkich wydrach, szybkich randkach i walkach ze smokami” – mówi Ewing. No fajnie, ale na ocenę więcej niż średnią mnie nie stać. Może jeśli wrócę do tego komiksu za X lat, to zmienię zdanie – gusta i opinie też są płynne, zmienne i niestałe.


Tytuł: Loki. Agent Asgardu
Scenariusz: Al Ewing
Rysunki: Lee Garbett, Jorge Coelho
Tłumaczenie: Mateusz Lis
Tytuł oryginału: Loki. Agent of Asgard
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: sierpień 2024
Liczba stron: 384
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328162839

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz