niedziela, 8 stycznia 2023

X-Men. Punkty zwrotne. Masakra mutantów

Nadchodzą mroczne czasy


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Wydawnictwo Egmont znów zapuszcza się do tych okresów historii Marvela, których trzydzieści lat temu nie zbadało wystarczająco szczegółowo TM-Semic. Czwarty tom „X-Men. Punkty zwrotne” zabiera nas do początków wielkich przemian komiksu superbohaterskiego, zwanych Mroczną Erą. Mamy koniec roku 1986 – w świecie mutantów Marvela dochodzi do wydarzeń tragicznych.

Wspomniany brak dostatecznej eksploracji historii grupy X-Men przez TM-Semic to oczywiście potężny eufemizm. Wydawnictwo musiało wybrać tylko najlepsze i najistotniejsze rzeczy (według ich uznania), aby szybko przejść do początku lat dziewięćdziesiątych, czyli „samego mięsa” – Jim Lee, Whilce Portacio, bijąca rekordy sprzedaży nowa seria „X-Men”, podział na „żółtych” i „niebieskich” i w końcu niesamowita „Era Apocalypse’a” (do tego TM-Semic nie dotarło – zabrakło może dwóch, trzech miesięcy). Historia zamieszczona w najnowszych „Punktach zwrotnych” pochodzi z okresu, który TM-Semic przerabiało na przełomie 1993 i 1994 roku – pozbawiona mocy Storm z irokezem na głowie rysowana przez Barry’ego Windsor-Smitha i Nowi Mutanci ratujący niejaką Psylocke z rąk koszmarnego Mojo. Na podstawową fabułę „Masakry mutantów” składa się pięć odcinków „The Uncanny X-Men” i trzy zeszyty „X-Factor”, a uzupełniają ją pojedyncze numery „Power Pack”, „The New Mutants”, „Thor” (tu akurat dwa!) a nawet „Daredevil”. Całość dostajemy w kolejnym zbiorczym tomie „Punktów zwrotnych”.


Komiksy z mutantami Marvela to – wiadomo – telenowela. Możemy zacząć w dowolnym momencie, ale musimy zdawać sobie sprawę z tego, że nie wszystko będzie jasne. Krótka przedmowa wprowadza nas w fabułę – Magneto dołączył do X-Men i zastąpił profesora X; stara gwardia z Cyclopsem i Beastem na czele zbuntowała się przeciwko takiemu stanowi rzeczy i odeszła z grupy; w Instytucie Charlesa Xaviera młodzież założyła nową grupę nazywaną po prostu „The New Mutants” a Storm została formalną, choć nie pełniącą obowiązków, przywódczynią Morloków. No właśnie – Morlokowie. Półtora kilometra pod ulicami Manhattanu żyje w odosobnieniu cała rzesza mutantów (anatomicznie najczęściej mocno odbiegających od tego, co zwykło przyjmować się za „normę”), którzy z własnej woli odeszli z niezbyt im przychylnego (znów eufemizm) społeczeństwa. To właśnie ich przywódczynię o imieniu Callisto pokonała Storm w 170 numerze „Uncanny X-Men” – Callisto nadal jednak rządzi w podziemiach, bo Storm nie ma za bardzo na to czasu. I to do masakry tych wyrzutków, noszących tę samą nazwę co podziemna rasa z „Wehikułu czasu” Herberta George’a Wellsa, dochodzi w omawianym dziś albumie.


Nieznana, uzbrojona po zęby i bezlitosna grupa mutantów, każąca nazywać się „Marauders”, wkracza do podziemi i wybija Morloków. Dzieci, dorośli i starcy – wszyscy traktowani są z taką samą bezwzględnością. Na ratunek pobratymcom rusza X-Men a także X-Factor (ale jako X-Terminators, ponieważ w tym okresie grupa X-Factor oficjalnie była ekipą ścigającą i eliminującą nosicieli genu X). W całą awanturę wplątani zostali (na chwilę co prawda, ale jednak) Nowi Mutanci, Power Pack a nawet przybyły dopiero co na Ziemię Thor oraz Daredevil. „Masakra mutantów” jest z pozoru kolejną marvelowską nawalanką jakich wiele (i jakie lubimy) ale w swoich czasach okazała się faktycznie tytułowym „punktem zwrotnym”.

Lata osiemdziesiąte w świecie mutantów to przede wszystkim słynny Chris Claremont. Amerykański scenarzysta napisał pierwszy prawdziwy „crossover” w uniwersum X-Men – to podczas „Masakry mutantów” doszło tak naprawdę do precedensu. Jedna fabuła przetoczyła się przez kilka oddzielnych tytułów, co stało się potem swego rodzaju doroczną tradycją. To właśnie tu doszło do ostatecznego ukształtowania się i ujawnienia X-Factor, drugiej najpopularniejszej grupy mutantów w uniwersum Marvela. Zadebiutowali Marauders, jakże często wykorzystywana potem grupa przeciwników X-Men. Mutanci dostali największego łupnia w swojej historii, wielkość strat porównywalna może być chyba z doznanymi podczas legendarnej „Sagi Mrocznej Phoenix” – szczególnie bolesny i znaczący jest los Warrena „Angela” Worthingtona, późniejszego Jeźdźca Apocalypse’a i stalowego „Archangela”. To tu rozpoczyna swe machinacje sam Apocalypse a Wolverine i Sabretooth stają do swego pierwszego pojedynku w historii (a to przecież komiksowy klasyk).


Czuć mocno klimaty retro. Olbrzymia ilość tekstu niepotrzebnie objaśniająca to, co widać na obrazku. Tak się wtedy pisało komiksy, takie były czasy i standardy. Odcinek „Power Pack” jest bardzo infantylny, naiwny i głupiutki (jak cała seria zresztą) i ledwo pasuje do krwawej i brutalnej narracji „Masakry…”. Odcinek „Nowych Mutantów” jest świetny i lekko groteskowy (jak cała seria zresztą) – nawiasem mówiąc, bardzo chciałbym przeczytać po polsku komiksy opowiadające o konfrontacji tej grupy z Legionem i Shadow Kingiem. Dwa odcinki „Thora” są trochę przegadane i wypełnione niezbyt istotnymi (z punktu widzenia mutantów) treściami – nie zapominajmy jednak, że „Masakra mutantów” była dla Boga Piorunów tylko małą odskocznią i gościnnym występem, więc nie ma się co dziwić (TM-Semic wycięłoby dwie trzecie i wyrzuciło do kosza – ja się cieszę, że w „Punktach zwrotnych” mamy jednak kompletne zeszyty). A graficznie? Nie ma się co rozpisywać. Klasyczna, schematyczna, rysowana „na deadline”, superbohaterszczyzna lat osiemdziesiątych w wykonaniu klasyków gatunku – Walter Simonson, Barry Windsor-Smith, Jon Bogdanove, Sal Buscema czy John Romita Jr. Taki standard – zupełnie przeciętna rzecz.


A więc „punkt zwrotny”. Mroczna Era Komiksu, zapoczątkowana w DC Comics „Powrotem mrocznego rycerza” Franka Millera i „Strażnikami” Alana Moore’a, nadeszła również dla Marvela. „Masakra mutantów” była znakiem czasu, forpocztą naprawdę mrocznych i nihilistycznych czasów końca lat osiemdziesiątych i ostatniej dekady dwudziestego wieku. Ból, krew i zwątpienie w słuszność dotychczasowej, bardzo zachowawczej drogi – to wszystko spadło na X-Men. Szeroko zakrojone, brutalne crossovery stały się teraz częste, regularne i coraz większe. Stawka mogła być już tylko podbijana – rok potem nastąpił „Upadek mutantów” a potem „Inferno”, którego echa słychać było wyraźnie podczas lektury wydanego w Polsce dokładnie dwa lata temu „Amazing Spider-Man. Epic Collection. Inferno”. Egmont zaprezentuje kolejne kamienie milowe uniwersum X-Men już niedługo – mutanci upadną w 2023 roku! 



Tytuł: X-Men. Punkty zwrotne. Masakra mutantów
Scenariusz: Chris Claremont, Louise Simonson, Walter Simonson, Ann Nocenti
Rysunki: John Romita Jr, Terry Shoemaker, Bret Blevins, Walter Simonson, Butch Guice, Sal Buscema, Jon Bogdanove, Rick Leonardi, Alan Davis, Barry Windsor-Smith
Tłumaczenie: Nika Sztorc
Tytuł oryginału: X-Men. Milestones. Mutant Massacre
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: grudzień 2022
Liczba stron: 320
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328154513

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz