czwartek, 10 listopada 2022

Słyszeliście, co zrobił Eddie Gein?

Nie pamiętam, żebym kogoś zabił


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Seryjni mordercy paradoksalnie od zawsze fascynowali konsumentów popkultury. Budzili oczywiście trwogę, obrzydzenie, byli potępiani i oceniani jednoznacznie. Ale mimo to budzili zainteresowanie – popkultura wykorzystuje te motywy od bardzo dawna. Wydawnictwo KBOOM wydało właśnie komiks autorstwa profesjonalnego badacza i pisarza specjalizującego się w gatunku „true crime” – poznamy dzieje jednego z najbardziej przerażających morderców naszych czasów.

Buffalo Bill z „Milczenia owiec” ubierał się w skóry zdarte ze swych ofiar. Leatherface z „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” nosił maski z odciętych twarzy. Norman Bates z „Psychozy” Roberta Blocha mordował w przebraniu własnej, nieżyjącej już, ale obecnej cały czas, matki. Twórcy wszystkich tych postaci inspirowali się historią Edwarda Theodore’a Geina, urodzonego w 1906 roku w Wisconsin. Ed Gein stał się niemal żywą legendą, straszydłem o ludzkiej twarzy, boogeymanem z miejskiej legendy. Nic dziwnego – pomimo tego, iż udowodniono mu zamordowanie tylko dwóch kobiet, uznany został za najpotworniejszego mordercę swoich czasów. W jego domu znaleziono krzesła z obiciami z ludzkiej skóry, naszyjniki z sutków, maski z ludzkich twarzy, kostiumy z wypreparowanej ludzkiej skóry, miski z czaszek i mnóstwo ludzkich szczątków. Ed Gein okazał się nie tylko mordercą, ale również nekrofilem i kanibalem. Ameryka zawrzała – twój sąsiad, „zawsze cichy i pomocny, który nie byłby w stanie zrobić niczego podobnego”, mógł być bestią i demonem.


Harold Schechter, profesor Queens College, autor książek z gatunku literatury faktu, specjalista od biografii „seryjnych”, postanowił dokładnie zbadać przypadek Eda Geina. Fabułę omawianego dziś komiksu oparł na oryginalnych źródłach, czyli relacjach z gazet, materiałach dowodowych, raportach psychiatrycznych czy wywiadach ze świadkami tamtych wydarzeń. Za ilustracje odpowiada Eric Powell, w Polsce znany przede wszystkim ze znakomitego „Zbira”. Jego prace nie są realistyczne i takie właśnie o wiele bardziej pasują do tego rodzaju opowieści. Fabularyzowana kronika życia jednego z potworów w ludzkiej skórze nabiera tu bowiem znamion czegoś w rodzaju miejskiej legendy – bo do tego urosła po latach historia Eda Geina.

Tytuł komiksu brzmi jak plotka rozsiewana w sąsiedztwie. Każdy chce wiedzieć co takiego zmalował ten lekko wycofany, aspołeczny, nieśmiały i uczynny koleś w średnim wieku i traperskiej czapce w kratkę. No bo co mógł tak naprawdę zbroić? Ukraść łopatę z garażu sąsiada, pobić się z kimś w barze albo upić w sztok i wylądować na dołku? Tymczasem światło dzienne ujrzały takie potworności, których nie wymyśliliby najodważniejsi autorzy horrorów w latach pięćdziesiątych (pomińmy fakt, że kino grozy i science fiction tamtych lat stało raczej tandetą – co tylko wzmaga szok i dysonans poznawczy). Sprawa Geina wstrząsnęła Ameryką, mit przyjaznego sąsiedztwa z zielonymi trawnikami i białymi dachówkami rozprysł się w drobny mak. Prawdziwa bestia ma twarz twego sąsiada, a nie piekielnego demona. Tego drugiego zawsze możesz włożyć między bajki, z pierwszym ci się to nie uda.


Harold Schechter doskonale wie, że tego rodzaju narracja sprawdzi się w komiksowej formie lepiej niż kronika suchych faktów i dat. Z drugiej jednak strony wcale ich nie szczędzi – poznajemy najważniejsze, prawdziwe wydarzenia z życia Geina – narodziny, zmiany miejsca zamieszkania w dzieciństwie, daty śmierci ojca, brata i matki, oficjalnie okoliczności aresztowania i procesu. Ale mamy też cały zlepek faktów domniemanych, patchwork złożony z pogłosek, domysłów i prasowych artykułów. Matka Eda jest dewotką, przy której bledną wszystkie inne podobne literackie kreacje – podobnie wyolbrzymione (prawdopodobnie, choć pewni być nie możemy) są wszystkie krzywdy, jakie spotkały jej lekko upośledzonego syna. Schechter dokonuje rzeczy, która nie zawsze udaje się autorom fabularyzowanych biografii „złych ludzi” – w pewnym momencie zaczynamy wręcz współczuć bestii, która współżyła ze zwłokami, ubierała się w ludzką skórę i tańczyła z trupami. I wcale nie jest tak, że autor unika pokazywania makabry – ba, wydaje się nam czasem, że tak wielka deprawacja i dewiacja jest zwyczajnie niemożliwa. Widzimy to wszystko, a i tak odczuwamy coś w rodzaju żalu do świata, który tak a nie inaczej potraktował tego człowieka. Monstrum i diabła, ale również człowieka.


Czytając „Słyszeliście, co zrobił Eddie Gein?” musimy jednak pamiętać, że to, co trzymamy w ręku, to nadal fikcja literacka. Oparta o policyjne raporty, ale mimo wszystko fikcja. Dom Geinów, jak czytamy, był „wylęgarnią obłędu”, ale nie jest przecież tak, że każdy, kto znalazłby się na miejscu Eda, podzieliłby w przyszłości jego los. Gein mówi podczas przesłuchań, że „nie pamięta, żeby kogoś zabił” – nie możemy wierzyć w to, że mówi szczerze, na co też zwraca uwagę sam autor. Schechter i Powell jako kolejni twórcy wzięli ten, jakże atrakcyjny fabularnie (mimo całej swej budzącej odrazę natury), wykreowany przez medialne szaleństwo mit kulturowy, jakim stała się sprawa „Rzeźnika z Plainfield” i pokazali go na nowo. Tym razem dosłownie, a nie w przenośni – Gein to Gein, a nie Leatherface czy Norman Bates. Bardzo dobrze im to wyszło – omawiana dziś powieść graficzna majstersztykiem może nie jest, ale stanowi mocny punkt w ofercie wydawnictwa KBOOM.



Tytuł: Słyszeliście, co zrobił Eddie Gein?
Scenariusz: Harold Schechter
Rysunki: Eric Powell
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Did You Hear What Eddie Gein Done?
Wydawnictwo: KBOOM
Wydawca oryginału: Albatross Funnybooks
Data wydania: sierpień 2022
Liczba stron: 224
Oprawa: twarda
Papier: offset
Format: 152 x 229
Wydanie: I
ISBN: 9788396182968

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz