niedziela, 13 listopada 2022

Najjaśniejszy dzień

A po nocy przychodzi dzień


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Wydana trzy lata temu w Polsce „Najczarniejsza noc” była trzecim, ostatnim etapem runu Geoffa Johnsa w serii „Green Lantern”. Wydarzenia objęły swym zasięgiem całe uniwersum DC i zaangażowały wielu bohaterów, nawet takich, którzy nie mieli za dużo wspólnego z Korpusem Zielonych Latarni. Teraz pora na „Najjaśniejszy dzień” – cóż bowiem innego mogło nadejść?

Omawiany dziś komiks bezpośrednio kontynuuje wydarzenia „Najczarniejszej nocy”. Co wiemy na starcie? Nekron i jego Korpus Czarnych Latarni zostali pokonani przez Białe Światło i Korpus Białych Latarni, do którego tajemniczy byt o nazwie Entity (uosobienie owego Białego Światła) zwerbował tymczasowo niektórych ziemskich herosów. Entity dokonał jeszcze jednej rzeczy – wskrzesił dwunastu superbohaterów (i superbohaterek), którzy próbują poznać przyczynę swego zmartwychwstania i odnaleźć się jakoś na świecie, zmienionym już nieco od czasu ich śmierci. Tymczasem gdzieś w Teksasie zmaterializował się dziwny artefakt – Biała Latarnia, która niczym mityczny Excalibur, nie pozwala się nikomu podnieść z dna krateru.


„Najjaśniejszy dzień” nie jest tak zwięzłą i jednowątkową historią jak „Najczarniejsza noc”. Przypomina trochę „Siedmiu żołnierzy” Granta Morrisona, gdzie mieliśmy kilka niezależnych od siebie wątków i bohaterów nie zdających sobie sprawy, że walczą z jednym przeciwnikiem. Kilkoro z dwunastu wskrzeszeńców nie odgrywa zbyt wielkiej roli w „Najjaśniejszym dniu” – są za to obecni w tytułach wydawanych równolegle i uzupełniających fabułę głównego eventu. Maxwell Lord (złoczyńca, kontrolujący umysły swych ofiar), Jade (córka Alana Scotta, pierwszego Green Lanterna), Ozyrys (wychowanek Czarnego Adama), profesor Zoom („Odwrotny Flash”, nemezis Barry’ego Allena) oraz Kapitan Bumerang (znany z Legionu Samobójców) występują na kilku kartach „Najjaśniejszego dnia”, ale „swoje” robią gdzie indziej (w innych, równolegle wydawanych, komiksach). A kim jest pozostała siódemka?


Hank Hall, czyli Hawk z duetu „Hawk & Dove”, wraca do swojej partnerki i razem próbują na nowo walczyć z przestępczością. J’Onn J’Onnz Marsjański Łowca, zmiennokształtny, ostatni obywatel czerwonej planety, rozlicza się ze swoją przeszłością i walczy z mirażami, które, być może, wcale nimi nie są. Firestorm, „dwuosobowy” (sprawdźcie sami) heros, potrafiący manipulować materią na poziomie molekularnym, próbuje najzwyczajniej w świecie przeżyć – ale tak, aby nie doprowadzić do końca świata („Matryca Firestorma grozi unicestwieniem całego wszechświata!”). Aquaman, który teraz rozkazuje martwym rybom (!) poznaje prawdę o swojej ukochanej Merze i odpiera inwazję z wymiaru zwanego Xebel, którą dowodzi siostra Mery wraz z Czarną Mantą. Hawkman i Hawkgirl, para przeklęta przez starożytnego boga Hath-Seta, chce w końcu uwolnić się od klątwy – Planeta Jastrzębi, Thanagar i Enty Metal, wojna z Hath-Setem to tylko część ich przygód. I w końcu najważniejszy bohater „Najjaśniejszego dnia”, Boston Brand zwany Deadmanem, duch zabitego cyrkowego akrobaty, który zawsze manifestował swą obecność opętując innych ludzi. Teraz wrócił do swego oryginalnego ciała, zszokowany, zdezorientowany, nie rozumiejący, dlaczego jako jedyny ze wskrzeszeńców nosi na palcu Biały Pierścień Mocy i dlaczego słyszy co jakiś czas dziwny głos błagający: „Pomóż mi żyć”. Tajemniczy byt (którym szybko okazuje się Entity) przemawia zresztą do wszystkich dwunastu bohaterów, choć do Deadmana najczęściej. Ma bowiem dla nich specjalne zadania, od wypełnienia których zależą losy całego uniwersum. Czy bieżące wydarzenia są elementem planu Białej Latarni, czy nie? Czy ożywieni bohaterowie są tylko jej marionetkami? Czego ona tak naprawdę chce?


Geoff Johns nazywa swój komiks „opowieścią o drugiej szansie” i poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy naprawdę każdy na nią zasługuje. „Najjaśniejszy dzień” to gigantyczna cegła. Całość liczy dwadzieścia pięć odcinków wydanych między czerwcem 2010 a czerwcem 2011 roku – jak łatwo policzyć, seria ta była po prostu dwutygodnikiem (wydawanym naprzemienne z „Justice League. Generation Lost”). Johns postawił na mniej znane postacie (Aquaman, jeden z „flagowych” herosów DC, jest tu wyjątkiem), niespotykane zbyt często i nieco zaniedbane. Część z nich, jak już wspominałem, obecna jest symbolicznie, ponieważ ich przygody znajdziemy w seriach uzupełniających. Niektóre fabuły są dość średnie i trochę męczące (J’Onn J’Onnz), inne za to naprawdę świetnie poprowadzone (Hawkman / Hawkgirl, czy Firestorm) – wszystkie jednak są niebywale istotne dla całościowego obrazu. Szczególnie ważny jest tu Deadman, czyli właściwie główny bohater komiksu – reprezentant „magicznego zakątka” DC, o czym wspomnę jeszcze na koniec. Znajdziemy w „Najjaśniejszym dniu” trochę dziur fabularnych (bo nie ma tu rzeczonych serii uzupełniających), jest nieco chaosu, a ilość postaci i nawiązań do ich przeszłości (której nie musimy przecież znać siadając do lektury) przytłacza. Johns czasem zapomina zamknąć niektóre wątki, uznając, że znamy doskonale świat DC i dopowiemy sobie wszystko. Z tego powodu omawiany dziś komiks jest nie do przejścia dla czytelnika-debiutanta – nie znasz DC, nie poradzisz sobie, nie ma mowy.


Idee i pomysły autora są lekko przeszarżowane, a cała intryga i jej rozwiązanie trochę naiwne zbyt „wystrzałowe”. Johns bardzo chciał stworzyć coś „epickiego”, coś, co zostanie zapamiętane jako „pomost” między erami w uniwersum DC (o tym za chwilę) ale nie sposób zauważyć, że momentami „Najjaśniejszy dzień” ociera się o autoparodię. Rysownicy za to dobrani są perfekcyjnie – szczególnie Ivan Reis jest stworzony do tego rodzaju fabuł. Jego rysunki kipią energią, są szczegółowe, dynamiczne, „pękające w szwach” (standard, jeśli chodzi o wielkie komiksowe eventy DC) i często rozłożone na całą stronę (lub dwie). Ogląda się to wszystko z niekłamaną przyjemnością.

„Najjaśniejszy dzień” sprawia wrażenie czegoś w rodzaju nowego otwarcia w DC Comics i przymiarki do „integracji światów” wewnątrz samego uniwersum (w sumie multiwersum – jego idea po „Ostanim kryzysie” była już właściwie klarowna). Jak inaczej nazwać to, co dzieje się na samym końcu komiksu? Nie mogę z jasnych względów o tym napisać, przekonacie się sami – ale docenicie tylko, jeśli jesteście naprawdę doświadczonymi czytelnikami komiksów DC. Postać Deadmana jako wiodącego bohatera „Najjaśniejszego dnia” staje się wtedy oczywista i idealnie dopasowana.


Tym większym zaskoczeniem dla czytelników było to, co zdarzyło się zaraz potem. W lipcu 2011 roku, już miesiąc po ostatnim odcinku „Najjaśniejszego dnia” zaczął się „Flashpoint” – wspomniany na początku recenzji, jeden z dwunastu wskrzeszeńców o pseudonimie „Odwrotny Flash”, pełnił w nim zdecydowanie kluczową rolę. I to był naprawdę koniec świata – koniec DC Comics, takiego jakie nastało zaraz po „Kryzysie na nieskończonych Ziemiach” w 1986 roku. Jubileusz ćwierćwiecza „pokryzysowego” uniwersum DC przyniósł jego koniec i gruntowne przeobrażenie. Następujące po „Flashpoint” zjednoczenie mainstreamu DC, DC Vertigo i Wildstorm miało być nową jakością na amerykańskim rynku komiksowym (czyli doszło jednak do integracji, o której pisałem, choć w nieco inny sposób, niż zrobił to „Najjaśniejszy dzień”). Opowiem o tym jednak przy innej okazji.


Tytuł: Najjaśniejszy dzień
Scenariusz: Geoff Johns, Peter J. Tomasi
Rysunki: Ivan Reis, Patrick Gleason, Joe Prado
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Brightest Day #0-24
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: sierpień 2022
Liczba stron: 696
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788328156319

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz