Gdy zło zwycięża…
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Wielkie rewolucje na skalę uniwersum to chleb powszedni w DC Comics – przynajmniej w dwudziestym pierwszym stuleciu. Dziś zajmiemy się wydarzeniem o dość kategorycznej nazwie – „Final Crisis” z 2008 roku. Był to najbardziej skomplikowany a także najlepszy „kryzys” swoich czasów i… naprawdę ostatni. Dwa kolejne wydarzenia, wywracające do góry nogami świat DC, nie zostały już bowiem nazwane „kryzysami”.
Kiedyś o nich opowiemy, ale na razie wróćmy na chwilę do roku 2005 i „Nieskończonego kryzysu”. Było to pierwsze wielkie dokonanie Geoffa Johnsa, obecnie jednego z największych nazwisk DC Comics. Superboy Prime i Alexander Luthor z Ziemi-3 zawiązali spisek, którego celem miało być odwrócenie skutków „Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach”. Nowy, scalony świat okazał się zbyt mroczny, nihilistyczny i zakłamujący ideę superbohaterstwa. Światła idea została jednak wypaczona, a Ziemia Jedyna stanęła w obliczu zagrożenia. Agresorzy z innego wymiaru zostali ostatecznie pokonani, ale „Nieskończony Kryzys” miał dwie poważne reperkusje. Po pierwsze Wielka Trójca, czyli Wonder Woman, Batman i Superman, zrobiła sobie przerwę od superbohaterstwa, aby „odnaleźć siebie”. Po drugie, Multiwersum DC Comics składa się teraz z pięćdziesięciu dwóch wszechświatów, których istnienie tłumaczy wszystkie „elseworldy” wydawnictwa, jak chociażby „Kingdom Come”, „Czerwony Syn”, czy „Powrót Mrocznego Rycerza”.
Ideą „Nieskończonego Kryzysu” było ukazanie prawdziwej natury i celu superheroizmu w myśl maksymy „Doskonały świat nie potrzebuje Supermana”. Cóż, nie ma doskonałych światów, żaden z nowo powstałych pięćdziesięciu dwóch taki nie jest. Superherosi zatem powinni istnieć – w pierwszych latach po zamach 11 września idea superbohaterstwa była niezwykle istotna. W maju 2006 roku, jeszcze w czasie trwania „Nieskończonego kryzysu” rozpoczęło się wydarzenie „One Year Later” – fabuły komiksów DC Comics „skoczyły” o rok do przodu. Czytelnicy DC Comics mogli śledzić jednocześnie końcówkę Kryzysu i to, co rozpoczęło się rok po jego zakończeniu – większość najważniejszych serii wydawnictwa rozpoczęło nowe, wielowątkowe fabuły. Okazało się, że nie tylko Trójca poszła na urlop – Aquaman, Hawkman i Green Arrow również. Było to swego rodzaju nowe rozdanie – wyniki finansowe DC Comics się poprawiły.
Niemal w tym samym czasie co „One Year Later”, dokładnie w tydzień po zakończeniu „Nieskończonego kryzysu”, wystartował tygodnik komiksowy zatytułowany… „52”. Liczba pięćdziesiąt dwa jest najwyraźniej magiczna w DC Comics – oznacza tu ona zarówno światy multiwersum jak i zaginione pięćdziesiąt dwa tygodnie. Akcja „52” dzieje się w czasie rzeczywistym i opowiada dokładnie co działo się na świecie podczas nieobecności superbohaterów. Seria nie ma głównego bohatera, a każdy odcinek to relacja z kolejnych siedmiu dni uniwersum DC Comics. Natura nie znosi próżni – niektórzy herosi zostali chwilowo zastąpieni (Donna Troy za Dianę z Temiskiry), a niektórych lekko skorygowano. „52” kończy się po dwunastu miesiącach, dokładnie w tym momencie, w którym rozpoczął się „One Year Later”.
Mamy maj 2007 roku. Wyszedł ostatni odcinek „52”, „One Year Later” trwa. Wtedy to w uniwersum (multiwersum) DC Comics rozpoczęło się wielkie odliczanie, czyli nowy event pod nazwą „Countdown”. Był to znowu tygodnik, lecz dość oryginalny, jeśli chodzi o numerację. Pierwszy zeszyt oznaczony został numerem 51 – kolejne miały coraz niższe numery, aż do „jedynki” i zamykającego całe „Odliczanie” specjalnego albumu „DC Universe 0” z czerwca 2008 roku. Od numeru 26 seria zmieniła nazwę na „Countdown to Final Crisis”. Za projekt odpowiadać miał przyszły twórca „Ostatniego kryzysu”, Szalony Szkot, Grant Morrison. Niestety, dla zapracowanego scenarzysty było to za dużo – pisał „52”, „Batmana” i dopiero co skończył „Siedmiu żołnierzy”, których mogliśmy wreszcie w styczniu przeczytać w Polsce. Wypalony Morrison obiecał napisać tylko „DC Universe 0” – tak, aby fabularnie wszystko ładnie spięło się z pierwszym odcinkiem „Ostatniego kryzysu”, za który zabrał się od razu. Pozostali twórcy dostali podstawowe założenia i mieli „spotkać się fabularnie” z Morrisonem w wyznaczonym miejscu – „Odliczanie” miało być przygotowaniem gruntu pod nadchodzące wydarzenie, podobnie jak wydawana jednocześnie, ważna miniseria autorstwa Jima Starlina pod tytułem „Death of the New Gods”. Przygotowania do „Ostatniego kryzysu” były niesłychanie ważne, w końcu miał to być „Hiperkryzys”, który wstrząśnie uniwersum u jego podstaw i planowany był już od czterech lat. Ale nie wyszło.
„Countdown to Final Crisis” to nagromadzenie gigantycznej ilości wątków i postaci we wszystkich możliwych miejscach uniwersum DC Comics. Bez wiodącego wątku – chaos nie do opisania, sieczka narracyjna pozbawiona spójności i logiki. Najgorsze jest to, że sami twórcy stracili nad nią kontrolę – Dan Didio, jedna z najważniejszych figur w wydawnictwie, na Comic Con w San Diego w 2008 roku, wręcz poprosił wszystkich o zgłaszanie „co poszło nie tak w Odliczaniu”. Morrison zaczął pisać „Ostatni kryzys” zanim „Odliczanie” i „Death of the New Gods” zostały zakończone i w jego wersji wiele wydarzeń przebiega inaczej – jak chociażby inicjująca całe zamieszanie śmierć Oriona z Nowej Genezy. Szalony Szkot ma zapisaną w kontrakcie swobodę twórczą, zatem to jego wersja jest „oficjalną” – wszelkie odchylenia od niej zostały po prostu uznanie za niekanoniczne. No dobrze może nie warto czytać całego „Odliczania”, ale coś jednak warto wiedzieć przed rozpoczęciem lektury „Final Crisis”.
Seria „52” ustaliła jeden podstawowy fakt, o którym już wspominaliśmy. Świat po „Nieskończonym kryzysie” to Multiwersum złożone z pięćdziesięciu dwóch wszechświatów. Natura ich wzajemnych relacji nie była wtedy jeszcze jasna – dopiero „Ostatni kryzys” zaczął dokładać kolejne elementy i nowe informacje. Idea wieloświata i jego konstrukcja stała się klarowna (choć to chyba zbyt mocno powiedziane) dopiero w 2014 roku, w czasach „The New 52”, kiedy to Grant Morrison napisał „Multiveristy” – komiks-kompendium, wydany w Polsce dwa lata temu. Na razie napiszmy tylko tyle, że wszystkie światy istnieją w środku kręgu, którego granice wyznacza bariera „Speed Force” i zanurzone są w Posoce, czyli płynnej materii znanej z komiksów „Wildstorm” – w 2007 roku uniwersum to dołączyło oficjalnie do DC jako Ziemia-50, więc wszystko się zgadza, jesteśmy u siebie. Ale samo istnienie rozciąga się daleko poza Speed Force – zaraz za nią znajduje się domena bogów i tu właśnie znajdziemy słynne planety Apokolips i Nową Genezę, czyli tak zwany Czwarty Świat, wymyślony na początku lat siedemdziesiątych przez Jacka Kirby’ego. I to jest niesłychanie ważne założenie – okazuje się bowiem, że Nowi Bogowie (zarówno ci „źli” z Darkseidem na czele i „dobrzy” pod wodzą Highfathera) to istoty niematerialne istniejące poza Multiwersum, a te wszystkie humanoidalne, cielesne istoty znane z komiksów „Czwartego świata” są po prostu ich emanacjami, fizycznymi manifestacjami ZŁA i DOBRA. Nowi Bogowie okazują się zatem bardziej ideami niż materialnymi bytami. I teraz uwaga – ponad sferą bogów (do której należą też takie obszary uniwersum DC Comics, jak Niebo, Piekło czy sandmanowskie Śnienie) istnieje Domena Monitorów, Strażników (teoretycznie) Multiwersum. Poza nią, poza wyznaczającą jej granicę „Ścianą Źródła”, jest już tylko narracyjna „Pustka” (dosłownie), czyli Źródło, Pierwszy Monitor, do którego idei jeszcze powrócimy.
Źle się dzieje w domenie bogów. Tajemnicza, potężna siła zabija jednego po drugim – zarówno tych z Apokolips jak i Nowej Genezy. Wielki Darkseid i jego świta zostają pokonani, ale skoro nie są tak naprawdę fizycznymi bytami, trudno oczekiwać, aby umarli. Bogowie z Apokolips trafiają na Ziemię – „Countdown to Final Crisis” opowiada o tym jak odradzają się w ciałach zwykłych ludzi i rozpoczynają realizację planu Darkseida. Ich wódz wszedł bowiem w posiadanie „Świętego Graala”, którego szukał od wieków – Równania Antyżycia. Równanie owo, „zaaplikowane” żywej ofierze, daje jej „matematyczną pewność beznadziejności życia, daremności wszelkich celów, istotności wszelkich pozytywnych wartości i odbiera tym samym wolna wolę”. Dosłownie. Ofiara Antyżycia zamienia się w bezmyślne zombie na usługach swego pana – Darkseida. Władca Apokolips tym samym po raz kolejny staje się największym graczem w Multiwersum, który rozstawia pionki jak chce i podporządkowuje sobie całe istnienie.
Ale również w domenie Monitorów dzieją się rzeczy podejrzane. Strażnicy i obserwatorzy wieloświata przestają być w oczach czytelników bezstronnymi świadkami – ich motywacje i działania są coraz bardziej niejasne. W wyniku machinacji jednego z nich, noszącego imię Rox Ogama, Ziemia-51 zostaje spustoszona przez przerażający wirus Morticoccus a następnie wyrzucona poza Multiwersum do Limbo – miejsca, które dobrze pamiętamy z „Animal Mana” Granta Morrisona i o którym jeszcze wspomnimy. Monitorzy są w konflikcie – wiemy, że wśród nich jest zdrajca zagrażający całemu (znów!) istnieniu i co gorsza, sama natura Monitorów, którą skrzętnie skrywają przed czytelnikami, jeży włosy na głowie. Nix Uotan, syn najstarszego Monitora Daxa Novu, strażnik Ziemi-51, przeczuwa naturę zagrożenia, ale w wyniku spisku zostaje wygnany na Nową Ziemię (w końcu nie upilnował swej Ziemi przed zagładą). Odradza się tam w ciele nastolatka i nie pamięta swojej prawdziwej postaci. Superman, Batman, Wonder Woman, Flashe (dwaj – Jay Garrick i Wally West) i cała masa innych bohaterów DC są już na swoich miejscach – zaczyna się rozgrywka.
„Final Crisis” składa się z siedmiu części wydanych między lipcem 2008 i marcem 2009 roku. Wydarzenie to ma oczywiście całą masę tak zwanych tie-inów, czyli najróżniejszych zeszytów specjalnych oraz regularnych odcinków serii, ale najważniejszych jest tylko kilka. Wszystkie zawiera zbiorcze wydanie „Ostatecznego kryzysu” – w tym dwuczęściowy, uznany za jeden z najbardziej niecodziennych komiksów w historii DC Comics, „Final Crisis: Superman Beyond”, który należy czytać między odcinkiem trzecim i czwartym. Oto Darkseid, żyjący teraz pod postacią szefa pewnego podziemnego klubu w Metropolis (o bardzo znamiennej nazwie – „Dark Side Club”) oraz jego świta wdrażają w życie swój plan. Detektyw Dan Turpin znajduje w dokach Metropolis ciało ostatniego Nowego Boga, Oriona i trafia w wyniku dalszego śledztwa do klubu Darkseida. Darkseid podstępem rzuca podejrzenia o bogobójstwo na najstarszą ziemską Zieloną Latarnię, Hala Jordana, który zostaje aresztowany przez resztę Korpusu. Naukowcy z Apokolips otwierają tajną Fabrykę Zła, gdzie piorą mózgi ziemskim superbohaterom i poddają ich nieludzkim eksperymentom – to właśnie tam trafia Batman, porwany przez Justifiers, oddziały Darkseida złożone z żołnierzy poddanym działaniu Równania Antyżycia. Flashe, przy użyciu swojej hiperprędkości ruszają w przyszłość – odkryli bowiem, że pocisk, który zabił Oriona leciał pod prąd czasu. Wonder Woman staje się jedną z pierwszych nadludzkich ofiar Antyżycia, a Superman ma swoje własne kłopoty. Aby uratować Lois Lane, śmiertelnie ranną podczas eksplozji w Daily Planet, odpowiada na wezwanie Monitor Zillo Valli i rusza w najbardziej szaloną i niewiarygodną podróż życia (o niej właśnie opowiada wspomniany „Final Crisis: Superman Beyond”). Równanie Antyżycia zostaje w końcu wyemitowane za pomocą środków masowego przekazu – ponad połowa mieszkańców Ziemi traci wolną wolę w jednej chwili a reszta walczy ze wszystkich sił o jej zachowanie. Najważniejsi herosi Ziemi są nieobecni – kto uratuje świat? Ba, kto uratuje światy – Darkseid, jak wspominaliśmy jest bytem istniejącym jednocześnie we wszystkich pięćdziesięciu dwóch wszechświatach.
„Ostateczny kryzys” uznawany jest za jeden z najbardziej skomplikowanych fabularnie eventów w historii wydawnictwa. W przedmowie Jay Babcock wspomina, jak bardzo zachwycony i uradowany był faktem, że to właśnie Szalony Szkot odpowiada za jego kreację. Był to „zachwyt wywołany kontaktem z czymś tak DZIWACZNYM, WIELKIM i PRAWDZIWYM, że nie można uwierzyć, iż zostało opublikowane”. „Gdy Superman mówi, rozpoczyna się powolna INWAZJA RZECZYWISTOŚCI. To co ZAPOMNIANE, walczy z tym, co MA NASTĄPIĆ, a wszystkie zasady dotyczące istnienia zostały złamane”. Superman krzyczy: „Zrobię co w mojej mocy, aby ZAMKNĄĆ DZIURĘ W WIECZNOŚCI!”. Starcie wszystkiego co istnieje, z tym co nie istnieje! Byt kontra niebyt! – te szalone z pozoru slogany mają jednak więcej sensu, gdy spojrzymy na „Ostateczny kryzys” nie tylko jak na zwykły, amerykański komiks mainstreamowy, ale również jak na pewien zaawansowany metatekst (którym był w sumie każdy dotychczasowy „kryzys DC”). Na pierwszym poziomie interpretacyjnym otrzymujemy bowiem chaos. Gigantyczne nawarstwienie wątków, brak ekspozycji bohaterów, wytłumaczenia kto z kim i dlaczego. Wrzuceni zostajemy w świat nadmiaru, przesytu narracyjnego i nadprodukcji sensów – musimy nauczyć się w nim pływać lub pójdziemy na dno. Czytamy bowiem komiks, który wymaga od czytelnika skupienia, uwagi i odpowiedniej ilości poświęconego czasu – a przede wszystkim powtórnych odczytów. Trudno też nie zauważyć, że „Ostatni kryzys” jest dziełem niezwykle hermetycznym, przeznaczonym dla starych wyjadaczy DC Comics – przygodni czytelnicy nie mają z nim żadnej szansy.
Ale jest też drugi plan (a nawet trzeci). Komiks Morrisona nie jest tylko opowieścią – on jest dosłownie Opowieścią, kolejna realizacją archetypicznej narracji, którą przetwarzamy na okrągło od czasów biblijnych. To po prostu historia walki DOBRA ze ZŁEM, rozpoczęta w punkcie, w którym zło zwycięża. Starcie herosów Multiwersum z zastępami Darkseida ma wymiar apokaliptyczny, podobnie jak wszystkie mity obecne w każdym społeczeństwie w każdym punkcie historii. Narracje o Wielkim Początku i Wielkim Końcu nadają istnieniu sens i tłumaczą świat – mamy tu odkupienie, zbawienie, odrodzenie, mesjanizm. Takie uporządkowywanie rzeczywistości, chaotycznej z natury, ma dla naszej natury sens teleologiczny – opowieści są drogowskazami, którymi kierujemy się nie z musu, lecz poprzez wolę. I wtedy wchodzi Darkseid, niszczyciel narracji, faszysta Wieloświata (Jack Kirby, weteran Drugiej Wojny Światowej, wzorował Apokolips na III Rzeszy) i odbiera wolną wolę. Wprowadza własną narrację, zepsutą i skorodowaną, opartą na haśle „Życie jest pytaniem. Antyżycie odpowiedzią!”. Oddziały Justifiers palą wszystkie książki świata, niczym zwoje Biblioteki Aleksandryjskiej, parafrazując słowa sprzed stuleci – „Jeśli coś nie jest zgodne z tym, co twierdzi Darkseid, jest herezją. Jeśli natomiast jest zgodne, to jest zbędne”. Jednak ponadczasowa walka mrocznej i jasnej strony nie może się skończyć zwycięstwem tej pierwszej – to jest jasne. Morrison używa niemal biblijnych alegorii, czyniąc Nowego Boga Metrona Mojżeszem a Supermana Mesjaszem. Ideę Wielkiej Opowieści Istniejącej Od Zarania Dziejów możemy dostrzec podczas wielkiej wojny w „Superman Beyond”, toczonej we wspomnianym już Limbo.
Pamiętacie Limbo z „Animal Mana”? To świat istniejący poza Multiwersum, wymiar, gdzie przebywają raz stworzeni a potem zapomniani bohaterowie komiksowi, świadomi swego papierowego pochodzenia. Wydobycie z Limbo polega na wpisaniu postaci z powrotem do świata komiksów, zapomina ona wtedy, że jest fikcyjna. W „Superman Beyond” dochodzi do drastycznego zburzenia czwartej ściany – Wielki Wróg, Mroczny Monitor Mandrakk, również snuje swoją własną mroczną Opowieść, której celem jest anihilacja wszelkiego bytu. Ale w „światach zarazków” (jak nazywany jest przez niego „Wieloświat”) jest lepsza Historia – napisana, aby stać się niezniszczalną i niepowstrzymaną. To Opowieść o dziecku wystrzelonym z planety skazanej na zagładę w kierunku Ziemi. A na sam koniec „Ostatniego kryzysu” Superman-Mesjasz wypowiada jedno życzenie – „aby wszystko dobrze się skończyło” a Opowieść miała pozytywne zakończenie. Tak, nawet sama końcówka komiksu Morrisona to potężny metatekst – to dosłownie „bóg z maszyny”.
Uważni czytelnicy zapytają teraz: „Co za Mandrakk? Czy to nie Darkseid był głównym antagonistą „Ostatniego kryzysu?”. I tak, i nie. Narracja dotycząca Monitorów na się do narracji Nowych Bogów dokładnie tak samo, jak położenie jednej domeny do drugiej na mapie Multiwersum. Kilka słów wstępu. „Superman Beyond” ujawnia prawdę o pochodzeniu i roli Monitorów. Na „Początku”, „na pustej i nie zapisanej kartce papieru”, istniał tylko jeden Monitor, który był niczym nie skażoną, idealną, białą pustką. I wtedy odkrył na swym ciele skazę istnienia, w której gnieździły się coraz bardziej złożone struktury i sprzeczności! Było to Multiwersum, złożone z powstających i zmieniających się HISTORII! Skazę „odizolowano”, jej pięćdziesiąt dwa elementy zanurzono w Posoce a na jej straży stanęło tyleż samo Monitorów, „dzieci” Pierwotnego. Najstarszy z nich, Dax Novu, odkrył, że Monitorzy są tak naprawdę multiwersalnymi wampirami i żywią się Posoką, powodując, że zanurzone w niej światy zaczynają się stopniowo degenerować. To on, wampir największy, stał się Mrocznym Monitorem Mandrakkiem, który w „Ostatnim kryzysie” rozpoczął przygotowania do Uczty Ostatecznej i zagłady wieloświata. O walce z nim opowiada „Superman Beyond” – rzecz szalona, trudna, ale w pełni satysfakcjonująca.
O ile walka z Darkseidem obrazowała szeroko skonkretyzowaną „Opowieść” tak wojna z Mandrakkiem (do zakończenia której dochodzi dopiero pod koniec siódmej części „kryzysu”) jest trochę bardziej sprecyzowaną metaforą. Druga idea, która stoi za „Ostatnim kryzysem” wykiełkowała w czasach, gdy Morrison pisał „Flexa Mentallo. Człowieka mięśniowej tajemnicy” i jest również zbieżna z tym, co przekazał Geoff Johns w „Nieskończonym kryzysie”. Mroczna Era komiksu przyniosła nihilizm, odbrązowiła superbohaterskie posągi i z wielu herosów zaczęła robić antybohaterów. Ale to było w oczach wielu twórców zaprzeczeniem idei superbohaterstwa, powstałej w Złotej Erze – metaludzie mieli być przecież uosobieniem jednoznacznie pozytywnych wartości. „Narracja Monitorów” uszczegóławia „narrację Darkseida” – walka herosów z Mandrakkiem, jest tak naprawdę walką „istnienia” z „niebytem”. To pierwsze symbolizuje opowiadanie dobrych, pozytywnych i wartościowych historii, a drugie nihilistyczne pisanie pod publikę oczekującą tylko mocnych wrażeń, krwi, przemocy i mroku. Monitorzy w tym układzie symbolizują wydawców i twórców komiksowych DC Comics. Żyją, podobnie jak Morrison i jego koledzy po fachu, poza uniwersum DC Comics i są wampirami wysysającymi Posokę, czyli żywią się potencją narracyjną, w której zanurzone są konkretne jej realizacje fabularne (coraz bardziej zdegenerowane wszechświaty Multiwersum). „Ostatni kryzys” mówi o tym, że zło może wygrać z dobrem, ale nigdy nie będzie to zwycięstwo trwałe, bo sama idea opowieści, w której „wszystko kończy się dobrze” jest niezniszczalna.
I na to wszystko Morrison nakłada jeszcze jedną metaforę. Pierwotny Monitor, o którym już wspomniałem, zwany również Overvoid, to dosłownie „Wszechpustka”, biała nieskończona przestrzeń, którą można „skazić”. A w praktyce jest to po prostu biała kartka, po której komiksowi twórcy smarują ołówkiem i w ten sposób tworzą skazę – kadr komiksowy jest takim samym zaburzeniem w Pustce jak wieloświat w ciele Overvoid. Opowieść zatem rozrasta się niczym zakłócenia w jednolitej, pierwotnej materii wszechświata – w Limbo każdy z herosów może to odczuć na własnej skórze. „Znalazłem się w samotworzącej się hiperopowieści, która ze wszystkich sił stara się mnie zniszczyć!” – woła Superman, w pełni świadomy w tym momencie tego, że jest postacią z komiksów. Pustka pragnie ze wszelkich sił zwalczyć zakłócenie i je wyizolować – ale ono jest silniejsze. Wymazanie Monitorów z rzeczywistości pod koniec komiksu ma tu wielkie znaczenie – Opowieść będzie trwać zawsze, nawet już bez udziału wydawców, twórców i czytelników.
Grant Morrison uwielbia tego rodzaju meta-narracje i rzucanie czytelników na głęboką wodę. „Ostatni kryzys” mocno spolaryzował czytelników, wielu zarzucało autorowi grafomanię i megalomanię. Szalony Szkot się nie przejął – już w 2009 roku zaczął planować „Multiversity”, czyli komiks, w którym chciał jeszcze bardziej poszerzyć i uszczegółowić ideę Multiświata DC Comics. „Kryzys” Morrisona różni się od tego najsłynniejszego „Kryzysu na nieskończonych Ziemiach” w sposób bardzo istotny. Autora nie interesowało w najmniejszym nawet stopniu prostowanie fabularnych ścieżek wydawnictwa. Jego komiks nie miał niczego naprawiać ani upraszczać. Wręcz przeciwnie – jego zadaniem było wydobycie na światło dzienne (wymyślenie, wyizolowanie z Pustki) kolejnych koncepcji rozwijających i poszerzających Multiwersum. Grant Morrison krytykował pierwszy „Kryzys”, zarzucając mu ograniczanie kreatywności twórczej i osłabianie jej potencjału przez wyciąganie ręki do czytelnika (a bezpośrednio do czytelniczego portfela).
„Opowieść o Opowieściach” Morrisona odmieniła DC, ale nie tak bardzo jak wydarzenie, nad którym Geoff Johns pracował już w 2008 roku. Dwa i pół roku po „Ostatnim kryzysie” w DC Comics wybuchła bomba. „Flashpoint” zaorał wszystko co było możliwe – z mocą dorównującą „Kryzysowi na nieskończonych Ziemiach”. Rozpoczęła się era „The New 52”, ale o tym opowiemy następnym razem.
Tytuł: Ostatni kryzys
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Jeffrey G. Jones
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Final Crisis
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: luty 2019
Liczba stron: 420
Oprawa: twarda z obwolutą
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788328141278
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz