czwartek, 5 maja 2022

Szumowina. Tom 1. Cocainefinger

Co za degenerat!

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Szumowina” – niezły tytuł serii, naprawdę. Pierwszy zbiorczy tom przypomina i uzasadnia nam jego znaczenie nieustannie i trochę przesadnie – tak jakbyśmy mieli szansę choćby na chwilę o nim zapomnieć. Oto Rick Remender w dobrej, choć nie najlepszej, formie.

„Poznajcie relikt zapomnianej epoki, ucieleśnienie dawno przebrzmiałej idei – sex, drugs, rock’n’roll. Niepowtarzalny, wyjątkowy, obleśny półanalfabeta bez podstawówki. Ćpun i przegryw. Ale nie uprzedzajmy faktów” – tak zaczyna się pierwszy odcinek nowego komiksu autora, znanego w Polsce z takich serii jak „Deadly Class”, „Death or Glory”, „Tokyo Ghost” i „Fear Agent”. Te niezbyt miłe epitety Remender kieruje w stronę głównego bohatera – Erniego Raya Clementine’a, narkomana, byłego członka gangu motocyklowego, degenerata z ciałem niszczonym sukcesywnie zbyt swobodnym stylem życia i funkcjonującym teraz tylko od jednej dawki heroiny do drugiej. 


Traf chciał, że Ernie, półprzytomny i sfajdany w gacie, w pościgu za upuszczoną strzykawką, trafia do ciemnego zaułka, gdzie odbywa się walka dwóch potężnych agentów wrogich sobie sił – stawką jest porcja specjalnego specyfiku z potężną dawką nanotechnologii. I to właśnie ją przypadkowo zażywa Ernie, zdobywając niezwykłe moce – zostaje potem zwerbowany do ściśle tajnej organizacji, mającej na celu ochronę ludzkości. Jej członkowie są przerażeni bowiem „losy świata spoczywają teraz w ręku największej szumowiny, jaka po nim chodzi”.

Przeciwnikiem szumowiny i jego mocodawców jest groteskowa, lekko zalatująca Jamesem Bondem, organizacja „Scorpionus” (nie mylić, jak to zrobił Ernie, ze „Scorpions”!), czyli banda stereotypowych, białych, cisgenderowych, ultranacjonalistów, reagujących ostro na niezbyt zgodnie z ich linią ideologiczną, globalne zmiany we współczesnym świecie. Remender serwuje czytelnikom dynamiczną, szpiegowską opowieść, w której siły bliżej nieokreślonej „Matki Ziemi” stawiają czoła „Scorpionusowi” – można by się spodziewać, pochwały lewicowej wizji świata, skoro „tymi złymi” są skrajnie konserwatywni prawicowcy, chcący „zamienić świat w wyidealizowane, amerykańskie lata pięćdziesiąte”, prawda?


No, niekoniecznie. Głównym bohaterem, przypomnijmy, jest szumowina. Co to za oblech i degenerat! Nigdy nie podejmuje żadnych poważnych decyzji, nie dokonuje wyborów, zawsze idzie po linii najmniejszego oporu. Usprawiedliwia się tak: „Ludzką naturą jest wszystko, co robimy, kiedy nie osądzają nas świętoszkowaci sztywniacy”. Ernie (Remender) obraża wszystkich – jest pijakiem, mizoginem, szowinistą, seksistą, rasistą, ćpunem, kłamcą, złodziejem, nieukiem, tchórzem i toksycznym facetem. Szczytem jego marzeń jest zdobycie mitycznej walizki Huntera S. Thompsona, wypełnionej po brzegi najróżniejszymi dragami i penetracja wszelkich otworów, które wykazują jakiekolwiek oznaki życia. Mamy do czynienia z absurdalną, potworną karykaturą Jeffreya „The Dude’a” Lebowskiego, od którego zależy teraz ocalenie świata przed równie groteskową i przegiętą organizacją życzącą śmierci wszelkim lemingom, śnieżynkom, politycznie poprawnym słabeuszom szkalującym białych heteryków.


Jakiekolwiek wnioski lub polityczne przesłanie, które mogłoby się kryć gdzieś między wierszami „Szumowiny”, ginie w kakofonii średnich, obleśnych, kloacznych i monotematycznych żartów oraz tanich prób szokowania czytelnika. Za dużo tego – nawet Garth Ennis znał granice, za którą dobry żart zamieniał się w ciężkostrawny suchar. Remender zdaje się jej nie dostrzegać – zdaje się, że jego celem było zaprezentowanie całego arsenału kontrowersyjnych pomysłów i niepohamowanego grania na stereotypach, zamiast rzeczowe opowiedzenie się po którejkolwiek stronie konfliktu. Krążymy ciągle koło seksu, dragów, alkoholu, seksu, odchodów, wymiotów, seksu i wszelkich sprośności, że cała fabuła traci jakąkolwiek wiarygodność i – co gorsza – sens. Remender za wszelką cenę chce nas przekonać, że Ernie to szumowina wśród szumowin. Może dlatego, że tylko rysownik pierwszego tomu, Lewis Larosa, pokazał to w bardzo dosadny sposób, a każdy kolejny grafik był dość oszczędny w środkach.

Głównym założeniem „Szumowiny” (to nasz główny bohater, mam nadzieję, że pamiętacie) było to, że każdy kolejny odcinek rysował będzie kto inny. Ton nadał właśnie, znakomity pod każdym względem i „dosadny graficznie”, Lewis Larosa. Reszta trzyma się narzuconego standardu, ale nie rysuje Erniego w sposób jakoś szczególnie odstręczający – może dlatego Remender tak bardzo wychodzi z siebie? „Szumowina” nie jest najlepszym komiksem autora „Deadly Class”, nie jest też specjalnie odkrywczy ani rewolucyjny. Momentami nawet trochę męczący. Ale całkiem zły nie jest – dajcie szansę największemu wykolejeńcowi, jakiego Non Stop Comics sprowadziło do Polski i przekonajcie się sami.



Tytuł: Szumowina. Tom 1. Cocainefinger
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Lewis Larosa, Andrew Robinson, Roland Boschi, Wes Craig, Eric Powell
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Tytuł oryginału: The Scumbag. Volume 1. Cocainefinger
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: luty 2022
Liczba stron: 148
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788382302608

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz