wtorek, 19 kwietnia 2022

Kowboj z Szaolin. Szwedzki bufet

Nudna wizualna orgia

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Pierwszy tom „Kowboja z Szaolin”, wydany przez KBOOM, był zdecydowanie jednym z najbardziej oryginalnych komiksów, jakie pojawiły się w zeszłym roku w Polsce. Geof Darrow („Hard Boiled”), czyli maniak szczegółu i tytan pracy pokazał nam pełnię swoich możliwości. Teraz pora na tom drugi.

Główny bohater komiksu, mnich-kowboj znający sekrety sztuk walki klasztoru Szaolin, podróżował sobie na swoim gadającym ośle przez pustynię. Co chwilę ktoś go atakował – bandyci, latające potwory, horda zombie i tak dalej. A on z nimi walczył – łamał kości, gruchotał czaszki, odcinał kończyny, patroszył, nadziewał, dekapitował. I tak do samego końca pierwszego albumu. Tam, uzbrojony w wielki kij z zamocowanymi po obu stronach piłami motorowymi, osaczony został przez armię chodzących trupów. Warkot piły, chlupot krwi i dzikie wrzaski rozlegały się w podziemnych katakumbach. Czy może raczej w jelitach gargantuicznego żółwia, we wnętrzu którego odbyła się epicka bitwa. Jest jakaś szczątkowa fabuła, prawda?


I teraz tom drugi. Minęło sześć lat od tamtych wydarzeń. Tyle czasu zajęło naszemu bohaterowi szukanie wyjścia z jelit wielkiego monstrum. W końcu je znalazł – tak zwane „tylne wrota” pozwoliły mu znowu ujrzeć światło dzienne. Zakrwawiony i zmęczony idzie dalej. A tu nagle z tego samego otworu wydostają się nieprzeliczone zastępy umarlaków i dawaj za nim. Na początku mnich wykańcza ich wspomnianymi już piłami łańcuchowymi. Gdy kończy się paliwo, nasz bohater bierze dwa głębokie wdechy, mruczy coś pod nosem i dalej rozwala zombiaków rękami i nogami. A potem komiks się kończy. Tu nie ma nawet pozorów fabuły.

I naprawdę nie wiem co można napisać więcej. O fabule, której nie ma, na pewno nic. O rysunku może tyle, że jest oczywiście genialny. Geof Darrow jest pracoholikiem, obsesjonatem detalu, maniakiem szczegółu. Gdy oglądamy jego prace nie możemy wyjść z podziwu – włożył w nie całe serce, poświęcił niebywałą ilość czasu i otrzymał efekt zapierający dech w piersiach. Czyli, teoretycznie, z punktu widzenia komiksu, jest to rzecz absolutnie nie do przecenienia – coś rzadkiego i niespotykanego. Nawet słaba fabuła może być uratowana przez grafika – patrz pierwszy tom „Kowboja z Szaolin”, który oceniłem i nadał oceniam bardzo wysoko. Więc co jest u licha nie tak z tomem drugim?


A no to, że po pięciu, sześciu stronach możesz zamknąć komiks i już dalej nie oglądać (nie piszę „czytać”, bo czytać nie ma czego). Geof Darrow na ponad stu stronach zamieścił tak naprawdę kilka grafik, które z uporem maniaka powtarza i przynudza wprost niewyobrażalnie. Wyobraźcie sobie trzydziestostronicową sekwencję krojenia zombie piłami motorowymi – po dwóch stronach kartkujecie po prostu bez oglądania, bo widzicie w kółko to samo. Krew, flaki, mózg, piły motorowe. A potem kilkunastostronicowa rozkładówka, na której Kowboj skacze po głowach zombiaków miażdżąc je za każdym razem, gdy na nie nastąpi. A potem kopie, uderza, przewraca, aż upora się ze wszystkimi. Wszystko to jest idealnie rozplanowane, konsekwentnie prowadzone i przemyślane. Tylko co z tego? „Szwedzki bufet” to tak właściwie artbook z nieziemsko szczegółowymi, wspaniale narysowanymi i epatującymi skrajną przemocą kadrami – monotonnymi, identycznymi, nużącymi.



Ja nie tego szukam w komiksie. Doceniam pracę, umiejętności i kunszt Geofa Darrowa. Nie doceniam jednak jego komiksu. Nie. KBOOM zapowiedziało na ten rok jeszcze jeden tom – „Who will stop the Reign?”. Tu podobno jest więcej treści. No, ciekawe.

Tytuł: Kowboj z Szaolin. Szwedzki bufet
Scenariusz: Geof Darrow
Rysunki: Geof Darrow
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Tytuł oryginału: The Shaolin Cowboy: Shemp Buffet
Wydawnictwo: KBOOM
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: luty 2022
Liczba stron: 136
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 196 x 295
Wydanie: I
ISBN: 9788396182937

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz