Ciemny
Druga powieść Jakuba Bielawskiego była zapowiadana już w momencie premiery pierwszej – „Ćmy”. Zarówno powieściowy debiut jak i wcześniejszy zbiór opowiadań pod tytułem „Słupnik” zaostrzyły apetyty fanów – głównie literackiej grozy. Wydany w zeszłym „Dunkel” horrorem co prawda nie jest, ale żaden miłośnik dobrej literatury (niezależnie od przynależności gatunkowej) nie powinien być zawiedziony.
Jakub Bielawski napisał rzecz od serca, bo musiał, bo tak mu w duszy grało. Zrobił to nie dla osób „lubiących czytać” – byle szybko i łatwo – i oceniających po trzydziestu stronach na 1/10, bo „za ciężko i bełkotliwie, więc dno, ja wiem lepiej”. Specyficzna narracja „Dunkela” wystawia na próbę, nawet tych zaznajomionych z „Ćmą” i „Słupnikiem” – ale ja nie wyobrażam sobie innej, lepiej dopasowanej do treści przekazywanej przez autora. Mamy drugą połowę lat czterdziestych ubiegłego stulecia – Dolny Śląsk, okolice Gór Sowich (a jakże!), Dzierżoniów, Świdnica i wszystko pomiędzy. Druga wojna się skończyła, Niemców wysiedlono, na ich miejsce przybywają ze wschodu nowi mieszkańcy. Ze strachem w oczach i bólem w duszy, ale także z nadzieją na lepsze życie w opuszczonych domach i lepszą pracę w opuszczonych fabrykach. „Dunkel” opowiada o życiu osób, które los rzucił w tamte mroczne miejsca, w tamtych mrocznych czasach. Franek, Frania, Władek i Kazia – cztery istoty ciężko doświadczone przez życie i historię, podobnie jak wielu im podobnych tułaczy sprzed siedemdziesięciu pięciu lat.
Foto: CAF/PAP
Napisałem „Dunkel opowiada…” – w tym przypadku ma to znaczenie dosłowne. Narratorem powieści jest bowiem… „Dunkel”, czyli po niemiecku „ciemny”. Mówi do nas byt będący uosobieniem ciemności i zła, istota nieludzka, ale pochodząca od człowieka, sycąca się jego nieszczęściem, mrokiem rosnącym wewnątrz duszy. Dunkel jest z naszymi bohaterami od zawsze, istniał przed ich narodzinami – teraz krąży od jednego do drugiego i relacjonuje ich losy. Im bardziej tragiczne i ponure, tym bardziej jest zadowolony, tym bardziej istnieje. Ale istnieje tylko dlatego, że istnieje człowiek.
Dunkel nie jest bowiem bytem niezależnym, nie jest jakimś przedludzkim demonem przyobleczonym dla narracyjnego uproszczenia w znajome nam kształty. To my go stworzyliśmy – dokładnie wtedy, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że mocno różnimy się od reszty przyrody. Gdy uświadomiliśmy sobie, że cierpimy i potrafimy zadawać cierpienie innym. Że istniejemy przypadkiem, że znaczenie jakie nadajemy własnemu życiu to nasz wymysł, że z niezrozumiałych przyczyn uporczywie dążymy do „przeżycia życia”. Te wszystkie prawdy, jakie do nas docierają, są niepożądane – to ich poznanie i refleksja nad nimi są zaczynem Dunkela. To wtedy rodzi się ciemność, której nie ma poza człowiekiem. Dunkel mówi tak: „Tyle tylko, że ja kłamać nie chcę, nie mogę. Dlatego nie będzie miło, nie będzie bajki. Dobrze pamiętam, jak to się potoczyło. Nie chodziło o szczęście, o ślepy traf ani jakąś, nadludzką, kosmiczną sprawiedliwość. Nie. Za tym wszystkim stały jak najbardziej ludzki działania, jak najbardziej ludzkie motywy i racje. Nie było tam szlachetności, dobrego serca ani współczucia. To nie ta opowieść, nie ta”.
Wojny, prześladowania, pogromy, ludobójstwa, obozy zagłady. Morderstwa, gwałty, wykorzystywanie niewinnych, ale też zawiść, nietolerancja i codzienna podłość. To syci Dunkela, to daje mu siłę. Wiecie czym jest ciemność? To brak światła. Nie jest niestety możliwe, aby światło było zawsze i wszędzie, w każdym miejscu. Tak się nie da. Dlatego zawsze będzie jakaś ciemność, zawsze będzie jakieś zło – czasem mniejsze, czasem większe, ale nigdy nie zniknie. Przechodzić będzie z pokolenia na pokolenie, przelewać się będzie z ojca na syna. Okres powojenny, Ziemie Odzyskane – bieda, ból, strach, przemoc, każdy dzień pod górkę, każdy z butelką w jednej ręce i rzemiennym pasem w drugiej, każdy z przemocą doznawaną i zadawaną, każdy bez widoków na lepsze. Jakub Bielawski umocował swego „Dunkela” akurat w tym miejscu i czasie – tak mocno osobiście, bo tam żyje i stamtąd pochodzi. Ale mógł gdziekolwiek, kiedykolwiek – Dunkel istnieje od zawsze i wszędzie. Odejdzie dopiero, gdy odejdzie człowiek.
O ciemności bardzo podobnej, mającej swe źródło tylko w nas samych, pisało już wielu innych autorów. Na przykład Cormac McCarthy w „Krwawym południku”. Amerykańskiego autora przywołuję przy okazji twórczości Bielawskiego już kolejny raz – nie bez przyczyny. Nie tylko idea w „Dunkelu” jest podobna. Chodzi też o styl i narrację. Ciężko mi to nawet opisać, zamieszczę więc mały fragment z samego początku powieści (autor się nie obrazi, autor zrozumie).
„Byłem wtedy Dunkel, tak jak teraz, tak jak zawsze. Pamiętam dobrze zapach zbutwiałych liści w przydrożnym rowie. Od polnych zagajników szła mgła, pamiętam jej lepkie palce na moim karku, chyba byłem w niej zakochany. Szosą szli ludzie, ilu? Nie wiem. Wielu. Więcej bab i dzieci niż mężczyzn. To na pewno. Tak, chłopów tam za dużo nie było. Wszystko prawie bauerzy ze wschodu, polscy bauerzy. Ale co to z nich za gospodarze? Ile oni tam na Oście mogli mieć hektarów, ile morgów? Ziemia tam dobra, wiem o tym, tam też byłem. Dużo mnie tam było z nimi. Inaczej mnie nazywali, inaczej wołali, ale byłem. Zawsze byłem i zawsze będę. Teraz też jestem. Mówię, ty słuchasz. Słuchaj.
Szli ci ludzie wystraszeni, zabiedzeni. Głodni szli, człapali ledwie. Od pociągu musi, że szli, od stacji. Wtedy tam dużo pociągów chodziło. Więcej niż teraz, dużo, dużo więcej. Pamiętam ich gwizdy, pamiętam ich syczenie, straszne spojrzenia okrągłych ślepi i gniew ukryty w głębi stalowych trzewi. Ten gniew tak je pędził do przodu, przez wszystkie kraje, ze wschodu na zachód z ludźmi, z zachodu na wschód z tym, co po ludziach zostało. Pamiętam te pociągi, teraz takich nie ma; są inne, cichsze. Słyszysz? Ja ich już nie słyszę. Tylko tamte, teraz stare, ale wtedy jeszcze nie tak stare. Czarne, spocone, złe. Zawsze chyba będę je słyszał. Cale góry je wtedy słyszały, niosło się echo w górę stoków, aż na kopulaste szczyty, i w dół, nach Neurode, i jeszcze dalej. I od tych pociągów właśnie szli ludzie, tylu ludzi od nich szło…”
I tak trzysta dwadzieścia stron. Mózg staje. Taka narracja hipnotyzuje, wstrząsa do głębi, każe się cofać w celu lepszego zrozumienia i nagradza wysiłek w dwójnasób. To język niemal ceremonialny, magiczny, trochę poetycki – na pewno wymagający. Jak dobrze, że Bielawski pisze tak jak chce i potrzebuje – nie jak wielu by chciało i potrzebowało. Dzięki temu będę do „Dunkela” wracał. A kto chce w nerwach rzucać w kąt, niech rzuca.
Tytuł: Dunkel
Autor: Jakub Bielawski
Wydawca: Vesper
Data wydania: wrzesień 2020
Liczba stron: 340
ISBN: 9788377313572
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz