Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Mucha Comics wydała właśnie pierwszy zbiorczy tom nowego komiksu Ricka Remendera, którego kojarzymy chociażby z pulpowej i żartobliwej serii „Fear Agent”. Tym razem jednak jest zupełnie poważnie – „Droga ku wieczności” to historia całkowicie pozbawiona humorystycznych elementów. Pierwszy z trzech zapowiadanych albumów przenosi nas do skrajnie ponurego, dystopijnego świata high fantasy.
Gdybyście podczas lektury „Cody” Simona Spurriera, której pierwszy tom wydany został niedawno przez Non Stop Comics, zastanawiali się, jak wyglądał świat, zanim umarła na nim wszelka magia, „Droga ku wieczności” może być odpowiedzią. Zhal, magiczna kraina o bliżej nieokreślonych granicach, jest wprost przeładowana magią. Tu wszystko aż się od niej skrzy. Wszyscy mają jakieś nadnaturalne moce, świetliste aury, emanują cudacznymi energiami, lewitują na różne sposoby, zmieniają kształty – wszędzie kręcą się dziwne stwory z mackami albo innymi paskudnymi wyrostkami, a dookoła walają się czarodziejskie artefakty i tajemnicze przedmioty. Niestety Zhal cierpi pod jarzmem koszmarnego tyrana – Boga Szeptów, znanego też jako Błotny Król, który sączy do uszu zniewolonych przez siebie istot obietnice nie do odrzucenia. Tylko nieliczni są w stanie oprzeć się sile jego zdradliwego języka – to „mosakowie”, czyli mieszkańcy Zhalu obdarzeni magicznymi mocami.
Jednym z nich jest Adam Osidis – główny bohater powieści. Jego rodzina cały czas opierała się podszeptom złego władcy – ojciec Adama, który przez całe życie trzymał się zasad i uważał, że „zanikanie wszelkiego rodzaju reguł zaczyna się od pierwszego ustępstwa”, ma do syna tylko jedną prośbę. Nigdy, ale to nigdy, nie może rozważać wysłuchania „oferty” Błotnego Króla – najważniejszy jest bowiem honor. Adam jest ciężko chory, czuje, że niedługo umrze, a przecież ma żonę i dzieci. Rusza zatem, aby raz na zawsze rozprawić się z Królem – choć walczy z pokusą wysłuchania tego, co Bóg Szeptów może mieć do powiedzenia. Po drodze spotyka innych mosaków, różnych nacji i gatunków, którzy mają w sumie ten sam cel – pozbyć się tyrana raz na zawsze. „Siedmioro przeciwko całemu światu na drodze ku zgliszczom” – drużyna zebrana, wyprawa się zaczyna, czyli znana reguła literatury fantasy zaczyna działać. Zadanie jest wyjątkowo trudne – mroczny władca nie może zostać zabity. Jeśli tak się stanie, umrą wszyscy, których spętały jego Szepty. Misja jest praktycznie samobójcza, ale skoro mały Frodo mógł na podobną wyruszyć, to czemu nie nasz bohater?
Na początku dość trudno zrozumieć naturę komiksowego świata, zasady na jakich działa jego magia, nadnaturalne zjawiska i w ogóle cała rzeczywistość. Rick Remender prosi nas o kredyt zaufania i odrobinę wiary w to, że wie, co robi. Nie stosuje infodumpów, ekspozycji czy wyjaśnień – przenosi nas do swego świata i pozostawia samych sobie. Nawet gdy zamykamy pierwszy tom, nie wszystko jest jasne. Zadania nie ułatwia też scenograficzny nadmiar – wszystko tu trzeszczy od czarodziejskiej energii, mamy żywe łuki, strzały z „węgorzy”, zwierzęta z wszystkimi rodzajami czułek, jakie tylko możemy sobie wyobrazić, nawiedzone bagna i latające duchy – wszystko podane jest w tak rozbuchanej formie, że momentami naprawdę można poczuć znużenie. Na szczęście graficzna strona komiksu jest po prostu znakomita.
Jerome Opeña, który współpracował już z Remenderem chociażby przy okazji „Fear Agenta”, wzniósł się na szczyty szczegółowości, pietyzmu i rysunkowej dokładności. Opeña i Remender to starzy przyjaciele czytający sobie w myślach i pozostający w ścisłej twórczej symbiozie. Autor scenariusza powiedział, że tak naprawdę to rysownik wymyślił wygląd świata bez jakichkolwiek sugestii z jego strony. Miało być „trochę psychodelicznie, jak u Moebiusa” i udało się znakomicie – pod względem graficznym to po prostu perełka. W pierwszym tomie mamy jeszcze jednego twórcę – Jamesa Harrena, którego wychwalałem pod niebiosa przy okazji omawiania serii „B.B.P.O.”. W porównaniu do Opeñy jego styl jest trochę bardziej oszczędny, prosty i surowy. Niemniej – także świetny.
U podstaw „Drogi ku wieczności” leży idea kompromisu i tego, co musimy czasem dla niego poświęcić. Z jednej strony mamy bezkompromisowego, ślepo kultywującego swe ideały ojca Adama, który jest w stanie poświęcić wszystko co kocha, byle się nie ugiąć. Z drugiej mamy głównego bohatera, męża i ojca, który niedługo zostawi swą bezbronną rodzinę samą – w obliczu nieuchronnej śmierci i problemów ze swoją cielesnością widzi świat inaczej. Ciągła walka o ideały i nieustanny opór nie czynią prawdziwie wolnym – bo tylko martwi są wolni. Czy honor jest ważniejszy od własnego dziecka? Czy możemy z niego zrezygnować, jeśli idzie o życie i bezpieczeństwo bliskich? Kiedy kompromis jest dobrą drogą, a kiedy nie? Rick Remender stawia te pytania przez cały czas i na razie nie daje jednoznacznych odpowiedzi. Mówi tylko, że pragmatycy tańczą na grobach tych, którzy hołdowali ideałom.
Zakończenie pierwszego tomu spowite jest głębokim mrokiem. Wątpię, aby w drugim tomie było więcej światła, ale przecież nigdy tu o rozjaśnianie świata nie chodziło. Szarości, które widzą bohaterowie na każdym rozstaju dróg, przechodzą konsekwentnie w czarne barwy, ilekroć się do nich zbliżą. Mam nadzieję, że w drugim tomie nie będzie inaczej.
Tytuł: Droga do wieczności. Bóg szeptów. Tom 1
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Jerome Opeña, James Harren
Tłumaczenie: Arek Wróblewski
Tytuł oryginału: Seven to Eternity #1-9
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: kwiecień 2020
Liczba stron: 264
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788365938978
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz