czwartek, 19 marca 2020

Invincible. Tom 5

Dorastamy

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Pora na coś nowego” – zdaje się mówić Robert Kirkman, scenarzysta „Invincible”, jednej z najciekawszych serii superbohaterskich, jakie możemy obecnie kupić na polskim rynku. Piąty tom przygód Marka Graysona nie przynosi co prawda żadnej rewolucji w sposobie narracji czy w rysunku – to nadal młodzieżowe superhero, przeznaczone tak naprawdę dla komiksowych geeków w każdym wieku – ale mamy jednak spore zmiany w samym życiu bohatera. Niezwyciężony zaczyna po prostu powoli wchodzić w dorosłość.

Czwarty tom skończył się tajnym przymierzem, jakie zawarł Cecil Steadman, szef rządowej Globalnej Agencji Obrony, z doktorem Sinclairem, szalonym naukowcem, którego Invincible w amoku omal nie pozbawił życia. Steadman chce wykorzystać Reanimenów doktora – potworne hybrydy ludzi i maszyn – do pracy dla rządu i obrony planety. Ta decyzja staje się zarzewiem konfliktu pomiędzy Niezwyciężonym a jego dotychczasowym chlebodawcą. Tak jakby Mark Grayson miał za mało problemów – Viltrumianie mogą zaatakować Ziemię w każdej chwili, a na domiar złego nasz bohater musi potykać się co chwila z coraz bardziej cudacznymi przeciwnikami. O wielu zagrożeniach nawet nie wie – tylko czytelnik widzi, jak kolejni arcyłotrzy (ci dobrze znani lub zupełnie nowi) ustawiają się w kolejce do bijatyki.



Sam początek piątego tomu to bardzo fajne zagranie fabularne. Otóż Kirkman pisze swego rodzaju króciutki crossover w uniwersum Image Comics, zapraszając do występu w „Invincible” bohaterów innych serii tego świata. Wymieńmy chociażby wilkołaka z „The Astounding Wolf-Man” (pojawi się on potem znowu w drugiej połowie tomu), bohaterów z „Savage Dragon”, „Dynamo 5” czy „Brit”. Być może przyświecał temu jakiś cel reklamowy („Invincible” był finansową lokomotywą – miał największą sprzedaż, więc mógł pomóc reszcie), nie zmienia to jednak faktu, że sam pomysł wspólnej walki z oszalałym Doktorem Seismicem zasługuje na uznanie.

Superbohaterskie życie Marka jest oczywiście cały czas nierozerwalnie związane z prywatnym. Nowa dziewczyna, znana nam dobrze Atom Eve, zdaje się być w końcu prawdziwą miłością. Olivier, młodszy, przyrodni brat, zgodnie z przewidywaniami dorasta szybciej, niż powinien i objawia wielkie supermoce. Mark stara się „wychować” młodszego brata – jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest objęcie przez Oliviera posady „sidekicka” Niezwyciężonego. To kolejne, po rozbracie z rządową agencją, poważne zmiany w życiu superbohatera. Związek z Eve, któremu Kirkman poświęca naprawdę bardzo dużo uwagi, to na razie sielanka. Nieco inaczej ma się sprawa z Olivierem – jest on dzieckiem nieznającym swoich możliwości, lekko podchodzącym do zagadnień moralności i niepotrafiącym przewidzieć konsekwencji swoich działań. A, jak mówi sam Mark Grayson, moce Oliviera z czasem rozwiną się bardziej niż jego własne.


Cała superbohaterska otoczka, te wszystkie spektakularne walki prezentowane na coraz bardziej efektownych i coraz częściej dwustronicowych kadrach, są w przypadku tomu piątego tylko dodatkiem do warstwy obyczajowej. Teraz to właśnie w historii o prywatnym życiu Marka Graysona tkwi największa siła serii. Prawdopodobnie zmieni się to w przyszłości – wszyscy czekamy przecież na Viltrumian, a w dodatku okazuje się, że w kolejnych odcinkach przed Niezwyciężonym o wiele większe superbohaterskie wyzwania niż w omawianym tomie. Trykociarskie wątki są na razie odsunięte na dalszy plan (choć akcja komiksu i tak pędzi na łeb, na szyję) i zbierają siły, aby już niedługo gwałtownie zaatakować.

Możemy zatem przyjrzeć się o wiele lepiej samemu Markowi, który przestaje być po prostu nastolatkiem z college’u i staje się młodym mężczyzną. Widzimy, że bardzo chce wszystkim udowodnić (w tym samemu sobie), że nie jest swoim ojcem i kierują nim ogólnie pojęte Sprawiedliwość i Moralność. Jednocześnie kolorowy świat komiksu zaczyna nabierać szarości a proste, zerojedynkowe zestawy wartości przestają się sprawdzać. Dlatego też wszystkie głośne deklaracje Invincible’a tracą nieco na wiarygodności – wydają się niestety o wiele bardziej naiwne niż te Steadmana czy nawet małego Oliviera.


Z okazji pięćdziesiątego numeru „Invincible’a” autorzy komiksu postanowili dokonać jeszcze jednej zmiany – a mianowicie kostiumu. Mark nosi teraz taki trochę bardziej „mroczny” i „dorosły” strój, przypominający nieco ten, który ubierał Blue Beetle z Detective Comics. Mnie ta zmiana nie przekonuje, jednak najwidoczniej zarówno dla autorów, jak i samego bohatera jest ona istotna. Invincible czuje się w nowym trykocie chyba pewniej i bardzo go potrzebuje. „Nie mówcie mojej dziewczynie, że cały czas miałem pod spodem kostium” – mówi do kolesi, którzy zabierają go z romantycznej randki wprost do nowej, zwariowanej przygody.

Na szczęście rysunki się nie zmieniają. Ryan Ottley daje nam to, co dobrze już znamy i lubimy. Widać, że współpraca z Robertem Kirkmanem bardzo mu odpowiada – po lekturze koniecznie zajrzyjcie do „Szkicownika”. Znajdziecie tam całą masę próbnych szkiców i rysunków do tego tomu, wszystko opatrzone zabawnymi komentarzami samych autorów. Jest radość, jest pasja, jest miłość do komiksu i ekspozycja własnego bzika. 


Pod koniec piątego tomu słychać bardzo wyraźnie narastający dźwięk werbli. Coś się zbliża, napięcie rośnie i zbierają się chmury. Ciekaw jestem, jaki deszcz z nich spadnie.





Tytuł: Invincible. Tom 5
Seria: Invincible
Tom: 5
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Ryan Ottley, Jason Howard
Tłumaczenie: Agata Cieślak
Tytuł oryginału: Invincible: The Ultimate Collection, Vol. 5
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: październik 2019
Liczba stron: 352
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328142251

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz