wtorek, 1 maja 2018

Rdza

Ludzie z poczekalni

Można powiedzieć, że „Rdza” to coś, co czytałem już kilka razy wcześniej – ale i tak jestem bardziej niż zadowolony. Oczywiście, takiego uderzenia jak w „W odbiciu” nie było, ja po prostu już wiem, czego się po prozie Małeckiego spodziewać. Po drodze mamy jeszcze chociażby świetny „Dygot” i całkiem niezłe, przywołujące narracyjne zagrania Alejandro Gonzalesa Iñárritu, „Ślady”. Autor nie wychodzi za bardzo poza swoje schematy i „Rdza” nie zaskakuje. Ale nie ma to znaczenia – jest to bardzo dobra powieść, która ma jeszcze jeden niezaprzeczalny atut. Chyba najbardziej z wszystkich dotychczasowych powieści Małeckiego, gra na emocjach i szarpie wnętrzności. I nie robi tego tylko dla  taniego efektu, nie jest według mnie na to obliczona.

W 2002 roku, siedmioletni Szymek jest na wakacjach w Chojnach u babci Tosi. Jego rodzice pojechali na koncert i mają lada chwila wrócić. Mały Szymek bardzo ich kocha, ma ułożone życie w dużym mieście, kolegów, komiksy i fajne dzieciństwo. Czeka na rodziców z utęsknieniem potęgowanym dodatkowo faktem, że obiecali mu przywieźć najnowszy numer Asteriksa. I co?

„Szedł wolno, szurając butami o ścieżkę z chodnikowych płyt. Potarł prawą rękę, wciąż pokrytą rudymi smugami. Złapał za klamkę i tak skończyło się to wszystko, całe to siedem lat, z których poza torami i malowaniem krów pamiętał później niewiele. Tego dnia nie usiadł za stołem w kuchni i nie nakarmił rybek. Nie przeczytał ani jednej strony nowego Asteriksa”

Babcia Tosia układa wnukowi życie na nowo. Szymek cierpi niewysłowione katusze, boi się, że zła Bozia zabierze wszystko, co jeszcze mu pozostało. Babcia obserwuje swojego bezgranicznie samotnego wnuka z świadomością, że nie może mu pomóc. Najgorsze jednak jest to, że bardziej go żałuje niż kocha i że zdaje sobie z tego sprawę. To ich wspólne przecież nieszczęście jest katalizatorem wspomnień Tośki, która sześćdziesiąt kilka lat wcześniej również przeżywała tragedię. Kto zresztą jej wtedy nie przeżywał? Mieszkańcy Chojn zostali wysiedleni siłą przez niemieckiego okupanta, mała Tosia spędziła koszmarne dni w bydlęcym wagonie, podążającym w nieznanym kierunku. 

Ale tragedie Szymka i Tośki to nie wszystko. Jakub Małecki prezentuje szereg bohaterów, powiązanych w jakiś sposób z Chojnami, którym w życiu przytrafiło się to i owo. Poznajemy historię matki Tośki i jej niespełnionej miłości niczym z „czasów zarazy”; połamany żywot koleżanki matki Szymka, „która nigdy w życiu już nie przyjmie w swoim sklepie rudego”; zły los leżącego pod jej sklepem pijaka i smutne dzieje kumpla Szymka i jego ojca. Znowu wszyscy, jak to u Małeckiego, przeżywają swoje własne, niezrozumiałe dla innych, prywatne końce światów, dusząc w środku gigantyczne pokłady żalu i rozpaczy. Te traumy przesłaniają im fakt, że za skończonym życiem pojawia się nowe – tylko ciężko jest się w nim odnaleźć.


Wszyscy zadają sobie pytanie, dlaczego muszą cierpieć i tracić wszystko to, co stanowiło sedno ich życia. Zresztą „muszą” to złe słowo, tu nikt nic nie musi. Każdy przecież przeżywa taki ból jaki wynika z jego osobistej wrażliwości, siły charakteru, a przede wszystkim z czasów w jakich przyszło mu żyć. Szymka dotyka tragedia uniwersalna, taka przed którą nigdy nie ma ucieczki, miażdżąca wszystkich od zarania dziejów. Tośkę taka przyniesiona wiatrem historii, której teoretycznie dałoby się uniknąć. W każdym przypadku podstawowym odruchem obronnym człowieka jest ucieczka od życia. Aby sobie jakoś poradzić znajdujemy zawsze wejście do poczekalni, w której chcemy posiedzieć i co jakiś czas wyglądać przez szparę w drzwiach w nadziei, że odmiana losu właśnie nadchodzi. Każdy ma swój własny kokon, własną poczekalnię. Takie miejsce w piwnicy, wypełnione zapachami z „Pachnidła” Susskinda; mały pokoik ze stosami komiksów o Hellboy’u; zaplecze urzędu pocztowego z workami niedoręczonych listów, w których możemy poczytać o nieszczęściach innych ludzi; sale wykładowe na Uniwersytecie w Kijowie. Byle dalej od domu, byle dalej od ludzi, byle dalej od życia.

Jednak to tylko samooszukiwanie się. Jakub Małecki, pomimo dość pesymistycznej i smutnej narracji, zapala przed każdym z bohaterów światełko nadziei. Uczy ich jak nie zasnąć w poczekalni i nie przegapić ważnego pociągu. Gdy ten jeden, szczególnie ważny, już odjedzie, będzie za późno, obudzimy się zauważając, że życie nas ominęło i nie zostało zupełnie nic. Nasza poczekalnia została niezauważenie przeniesiona na ostatnią stację i wyjść z niej możesz już tylko na ostatni odcinek torów – wprost pod pociąg kończący swój bieg. Bohaterowie „Rdzy” zauważają na szczęście, że mogą z tej poczekalni się wydostać wcześniej i wyjść na peron. Sami zobaczcie do jakich pociągów wsiądą.

Ostatnia powieść Małeckiego nie wyróżnia się szczególnie na tle poprzednich. To sprawnie napisana kilkupokoleniowa saga, gawęda o ludziach orbitujących wokół swoich własnych traum, z których mogą wyjść, jeśli będą chcieli. Autor gra na tych samych nutach co zawsze, przejmująco i wyraziście. Lubię takie granie.


Tytuł: Rdza
Autor: Jakub Małecki
Wydawca: Sine Qua Non
Data wydania: wrzesień 2017
Liczba stron: 288
ISBN: 9788365836250

3 komentarze:

  1. Proza Małeckiego ciągle przede mną, ale cieszę się na samą myśl spotkania z dorobkiem tego autora. Bardzo podoba mi się, że artysta z jednej strony sygnalizuje jak trudne i ciężkie potrafi być ludzkie życie, jednocześnie zaznaczając, że zawsze tli się szansa, by ten byt poprawić, uczynić znośniejszym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i "Dygot", i "Ślady", ale z "Rdzy" już zrezygnowałam. Sama zapowiedź dała mi to, czego się spodziewałam - Małecki znowu pisze o tym samym. Może i byłabym, tak jak Ty, zadowolona z lektury, ale wolę poczekać, aż autor przestanie wałkować ten sam wygodny, znany temat i zacznie trochę eksperymentować.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie trochę tu zadziałało prawo Mamonia, czyli lubię to co już znam. Jednak "Rdza" nie zostanie chyba tak mocno w pamięci jak "W odbiciu" - jak dla mnie to jest właśnie najlepsza książka Małeckiego.

    OdpowiedzUsuń