sobota, 5 maja 2018

Retro Attack! vol. 3

Heavy Metal (1981)



W grudniu 1974 roku we Francji ukazał się pierwszy numer czasopisma „Métal Hurlant”. Był to magazyn, w którym można było znaleźć krótkie komiksy grozy, science fiction, dark fantasy, artykuły na temat książek i filmów z gatunku szeroko pojętej fantastyki. Założyciele magazynu, słynni francuscy twórcy komiksowi, Jean „Moebius” Giraud oraz Philippe Druillet postawili na rozrywkową pulpę, proste krzykliwe fabuły, dużą dawkę akcji i erotyzmu oraz bardzo, bardzo campową estetykę. Oprócz Moebiusa i Druilleta można było podziwiać prace Manary, Pratta, Bilala, Jodorowskiego, Corbena i wielu innych znanych europejskich twórców. To tutaj narodzili się tacy bohaterowie jak Arzach i Major Grubert (Moebius), to tutaj powstały historie z „Eksterminatora 17” Bilala. Do silnej inspiracji światami powstałymi w „Métal Hurlant” przyznają się twórcy zarówno „Star Wars” jak i „Mad Maxa”. Niech ten jeden rysunek Moebiusa, pochodzący z komiksu „Arzach”, zilustruje choć trochę to, o czym mówimy. Postapokaliptyczny, zwariowany, surrealistyczny krajobraz, na którego tle mamy dziwnego kolesia dosiadającego latającego pterodaktyla.


Popularność magazynu była oszałamiająca. Do tego stopnia, że bardzo szybko Amerykanie wydali swoją wersję. W kwietniu 1977 roku ukazuje się pierwszy numer „Heavy Metal”, gdzie początkowo zamieszczano po prostu tłumaczenia opowieści z francuskiego odpowiednika. W komiksach królowała przemoc, nagość, seks, szybka akcja i czarny, szyderczy humor a wszystko to skąpane w rozbuchanych, kolorowych i przebogatych w szczegóły scenografiach. Każdy z numerów stanowił zbiór krótkich historyjek fantastycznych czasem powiązanych między sobą motywem przewodnim.

Pierwsze okładki „Métal Hurlant” i "Heavy Metal"

W 1980 roku założyciel magazynu, Leonard Mogel, wpadł na pomysł stworzenia filmowej antologii opartej na wybranych komiksach z „Heavy Metalu”. Udało się. Powstało dziewięćdziesiąt minut prawdziwego animowanego szaleństwa, sześć filmowych komiksów, z których każdy rysowany jest innym stylem i opowiada inną historię. A wszystko zaczyna się od nagranej techniką rotoskopową i zilustrowanej przebojowym, rockowym kawałkiem „Radar Rider”, sceny z wahadłowcem, który na orbicie okołoziemskiej wypuszcza Corvettę 59 z kosmonautą w środku (!). Coś jak Elon Musk i jego Tesla! Kosmonauta ląduje bezpiecznie obok swojego domu z zamiarem podarowania swojej córce prezentu z dalekich stron galaktyki. Owym podarunkiem jest dziwna, lewitująca, zielona kula energii, która nieoczekiwanie spopiela ojca i przemawia grzmiącym głosem do przerażonej dziewczynki.

"Grimaldi"

Kula nazywa siebie imieniem Loc-Nar i twierdzi, że jest wcieleniem wszelkiego zła we wszechświecie. Ma władzę nad czasem, galaktykami, innymi wymiarami a także nad umysłami wszelkich żywych istot na wszystkich planetach. Loc-Nar, zupełnie z niezrozumiałych z początku powodów, postanawia opowiedzieć odchodzącej od zmysłów dziewczynce sześć historii z różnych stron kosmosu. Wszystkie powiązane są motywem mrocznego bytu jakim jest Loc-Nar, zła jakie rodzi się z jego obecności i uporczywej walki mieszkańców kosmosu o własne życie.

"Harry Canyon"

Gdy oglądałem pierwszą historię, miałem deja vu. Przecież noirowo opowiadaną historię Harry’ego Canyona, kierowcy latającej taksówki w futurystycznym Nowym Jorku, skądś już znam. Co prawda bohater nie nazywał się Harry Canyon i był to film aktorski, ale sporo szczegółów się zgadza. Harry ratuje pewną rudą seksbombę z tarapatów i zawozi ją do swojego małego, ciasnego ale własnego kawalerskiego lokum. Do deja vu wrócimy – powiedzmy na razie, że tarapaty dobrze wiedzą, gdzie szukać Harry’ego. Wenusjańska mafia pragnie dostać w swoje ręce zielony kryształ o wielkiej mocy, który został odnaleziony na pustyni przez ojca dziewczyny. Harry dzieli czas między łóżkową ekwilibrystykę z bardzo mu wdzięczną za pomoc dziewczyną a porachunki gangsterskie z podejrzanymi typami z sąsiedniej planety.

"Den"

Drugim segmentem jest opowieść o nastolatku-nerdzie o imieniu Den, który znajduje koło swojego domu zielony kawałek meteorytu. Gdy wykorzystuje go do swoich dziwnych eksperymentów z elektrycznością, zostaje przeniesiony do innego wymiaru. Trafia do mrocznego świata dark fantasy, przypominającego mocno uniwersum He-mana, Conana i Flasha Gordona razem wziętych. Sam zamienia się w wielkiego, muskularnego twardziela, któremu żaden przeciwnik ani piękna kobieta się nie oprze. Tak, żadna kobieta – zarówno uratowana z rąk szalonych kultystów naga, oczywiście niebywale seksowna, niedoszła ofiara jak i królowa planety, która pragnie aby Den „zaspokoił wszystkie jej potrzeby”. Den walczy z humanoidami pozostającymi na usługach królowej, potem ze stworami buntującymi się przeciwko jej rządom, wpada w łapy jednych albo drugich i z nich ucieka, ratuje znowu piękną kobietę i znowu walczy o życie. Takich przygód nie powstydziłby się Conan Barbarzyńca.

"Captain Sternn"

Kolejne trzy opowieści są króciutkimi historyjkami, sprawiającymi wrażenie niedokończonych. Przenosimy się na stację kosmiczną, gdzie odbywa się proces największego zbrodniarza w historii galaktyki, Kapitana Lincolna Sternna. Traf chciał, że przekupiony przez niego świadek znajduje dziwny, zielony kamyk, który w znaczny sposób wpływa na jego zachowanie podczas składania zeznań na sali sądowej. Trafiamy potem szybko na pokład bombowca z czasów II Wojny Światowej, którego martwa załoga zamienia się pod wpływem tajemniczej, zielonej siły w zombie. I wreszcie, piąty, bardzo komediowy epizod o pewnej ziemskiej sekretarce, która zostaje porwana na obcy statek kosmiczny. Pilotują go dwaj kosmici narkomani, wciągający dziwny specyfik o nazwie „Nyborg z Plutona” oraz wiecznie napalony robot, który zaciąga do łóżka porwaną kobietę. Zdarzenie to, już po fakcie, rodzi wiele wątpliwości u roznegliżowanej i palącej papierosa dziewczyny, budzi w niej poczucie winy. Robot uspokaja ją, twierdząc, że ziemianki zazwyczaj czują się winne osiągając orgazm z mechaniczną pomocą. Dziewczyna daje jednak kosza swojemu kochankowi, twierdząc, że nie mogą być razem, ona nigdy nie będzie mu w stanie zaufać. Będzie się bała, że gdy zostawi go samego w domu, ten zdradzi ją z opiekaczem.

"So Beautiful and So Dangeorus"

Ostatni, najdłuższy i najistotniejszy epizod narysowany został przez samego Moebiusa. Przenosimy się na prawie wymarłą, dotkniętą jakimś niewyjaśnionym kataklizmem, pustynną planetę, gdzie dochodzi do uderzenia zielonego meteorytu w krater wulkanu. Dziwna, zielona (a jakże) substancja, wydobywająca się na powierzchnię, zamienia przebywających nieopodal ludzi w krwiożercze monstra, które napadają niedaleko położone miasto i wycinają jego mieszkańców w pień. Tuż przed masakrą, starszyzna miasta wysyła wołanie o pomoc, skierowane do legendarnego, wojowniczego plemienia. Na wezwanie stawia się Taarna, najseksowniejsza z wszystkich kobiecych bohaterek filmu. Taarna jest srebrnowłosą, obłędnie piękną, milczącą, nieustraszoną, niepokonaną i bezlitosną wojowniczką, dosiadającą ptrodaktylopodobną bestię. No tak, Arzach, Moebius, te klimaty. Ta zamykająca i spinająca wszystkie wątki, prawie półgodzinna opowieść jest zdecydowanie najlepszą opowieścią animowanego „Heavy Metalu”.

"Taarna"

Cały film, od początku do końca, jest narysowany ręcznie. Nie ma tutaj wspomagania się komputerem, jest za to żmudna, poklatkowa, organiczna praca rysowników i montażystów. Animacja może i trąci nieco myszką i wygląda archaicznie, zwłaszcza jeśli chodzi o płynność. No cóż, płynna nie jest. Jest za to niesamowicie dopracowana jeśli chodzi o szczegóły. Ulice Nowego Jorku Harry’ego Canyona, stacja kosmiczna gdzie odbywa się proces Sternna, samolot B-17 z zombiakami na pokładzie – to jest dopieszczone do najmniejszego elementu. Całość rozbrzmiewa mocną, rockową muzyką takich wykonawców jak Black Sabbath, Nazareth, Journey, Stevie Nicks czy Don Felder. Czy warto? Oczywiście.

Ok, ale co z tym moim deja vu? Poznajecie tę ekipę?

"Piąty element", reż. Luc Besson, 1997

No właśnie, Bruce Willis jako Korben Dallas to wypisz, wymaluj Harry Canyon. Milla Jovovich jako Leloo jest.... no, ruda. Podobnie jak dziewczyna, którą ratuje Harry. Jest futurystyczne miasto, tajemniczy artefakt, pradawne, niezniszczalne ZŁO, kierowca latającej taksówki i ratunek dla ściganej  dziewczyny. Luc Besson przyznał, że postać Dallasa była inspirowana mocno Harry'm z "Heavy Metalu", choć w "Piątym elemencie" możemy znaleźć tak naprawdę tropy z przynajmniej kilkunastu innych tworów fantastycznej popkultury.

2 komentarze:

  1. Też miałem przy pierwszej historii deja vu, i niestety w moich oczach oryginalność Piątego elementu znacznie się zmniejszyła (ale nadal to fantastyczny film!). Nie wiem czemu najbardziej podobała mi się historia zombi w bombowcu w czasie II wojny światowej. Mroczna historia. https://www.youtube.com/watch?v=vZlBre8lOeQ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie najlepszy kawałek to ten ostatni najdłuższy - "Taarna". Choć osobiście najlepiej chyba wspominam "Den".

      Usuń