piątek, 16 lutego 2018

Miasto i rzeka

Metafizyczny egotyzm


Słyszałem kiedyś pewną opinię o „Drodze” Cormaca McCarthy’ego – inaczej odbierają ją bezdzietni a inaczej rodzice. Jest w tym chyba dużo prawdy, choćby mogłoby się to wydawać nieco kontrowersyjne. Ostatnio znowu wracam do tej myśli. Gdy przeczytałem „Miasto i rzekę”, pierwszą z dwóch nowych minipowieści Wojciecha Guni, musiałem zajrzeć do pokoju dziecinnego zanim poszedłem spać. Mały śpi? Śpi. No to ok.


O nowelkach Wojciecha Guni można napisać dużo, można też długo dyskutować. Trzeba tylko uważać, żeby nie powiedzieć zbyt wiele i nie zepsuć innym lektury. A coś powiedzieć muszę, zupełnie jak musiał bohater „Miasta i rzeki”. Przybywa on nocą, niczym K. z „Zamku” Kafki, do odrealnionego, zimnego i otulonego mgłą miasteczka. Ulice prowadzą tu donikąd lub wiodą na manowce. Narrator ma do wypełnienia dwie misje – jedną od swojego tajemniczego zleceniodawcy i drugą, narzuconą sobie samemu. Stopniowo odkrywamy prawdę o tym, kim jest, poznajemy jego przeszłość i traumę. Siła wyrazu z jaką Gunia kreuje jego postać i jakie przy tym wyzwala emocje jest nie do przecenienia. Bohater jest człowiekiem wewnętrznie zniszczonym, napędzanym nieskończonym i nieusuwalnym cierpieniem. Żyje tylko dzięki swojemu bólowi - to on motywuje do działania. Ba, wręcz je uzasadnia. Stan wewnętrzny narratora wpływa na to jak ten widzi otoczenie, jak rysuje czytelnikowi swoje wizje. Wszędzie mrok, cisza, zaduch, smród, rozpad, szarość, mgła, wilgoć, ruina. Ludzie zgarbieni, zmęczeni, zrozpaczeni. Co ich trzyma w mieście, czego szukają? Gdzie płyną tajemnicze kształty na rzece? Czym w ogóle jest miasto? Czym jest rzeka? A narrator?


Każdy pewnie odpowie sobie na te pytania po swojemu, bo przecież może. Nie znaczy to jednak, że każda odpowiedź będzie prawidłowa. „Miasto i rzeka” to przede wszystkim – choćby nie wiem jak banalne i wyświechtane mogłoby się to wydawać – opowieść o człowieku. O pewnym wpisanym w naszą istotę paradoksie – to, co czyni nas ludźmi, to nadzieja na poprawę koszmarnego losu i tęsknota za tym, co utracone. Żywimy się tą nadzieją, choćbyśmy całkowicie zdawali sobie sprawę z tego, że nic naszego losu nie odmieni i że nigdy nie załatamy dziury w sercu. Wiemy to, a mimo tego idziemy pod prąd logiki i racjonalności, coraz głębiej w jądro ciemności. Ze łzami w oczach, z pękniętą duszą – zawsze idziemy. Człowieczeństwo to nie bezduszne algorytmy i teoria gier, to irracjonalna i egoistyczna podróż wbrew zdrowemu rozsądkowi. Zawsze ku cierpieniu wywołanym przez świadomość tego, że ból zadajemy przede wszystkim sobie sami tylko przez fakt istnienia, a płacząc nad grobem ukochanej osoby, płaczemy nad sobą. Ale tacy właśnie jesteśmy, gdybyśmy byli inni, nie bylibyśmy ludźmi. „Miasto i rzeka” to podróż nie tylko w ciemność, grozę i rozpacz. To również podróż do źródeł definicji człowieka. 

I to jest pierwszy, naturalnie nasuwający się odczyt „Miasta i rzeki”. Perspektywa zmienia się po drugiej opowieści, bardzo mocno korespondującej z pierwszą i poszerzającej pewną filozofię sygnalizowaną już wcześniej. „Droga zjednoczenia” to historia pewnego everymana pływającego na co dzień w morzu liczb, gdzieś w jakiejś megakorporacji. Po otrzymaniu informacji o nagłej śmierci brata, z którym pozostawał w długoletnim konflikcie, przybywa do swojego rodzinnego domu. Sterty znalezionych na strychu zdjęć przywołują wyparte wspomnienia, odgrzebują dawno już zapomniane sprawy. Ojciec i brat narratora odeszli w podobnych okolicznościach – obaj wplątali się w jakąś bliżej nieokreśloną, przerażającą historię. Główny bohater rusza ich tropem i odkrywa prawdę nie tylko o swojej rodzinie i sobie samym. Odkrywa przede wszystkim prawdę o człowieczeństwie. Dociera tam, gdzie narrator „Miasta i rzeki”. Zaczyna rozumieć to, że największym wrogiem każdego człowieka jest on sam i wszystko to, co w naszym spaczonym i wykrzywionym samoświadomością istnieniu, uważamy za atrybuty wynoszące nas ponad resztę świata.


Autor nie daje jasnych odpowiedzi na pytania pojawiające się podczas lektury, może głównie dlatego, że sporo pytań zadajemy niewłaściwie. Powiem może tyle, że kluczem do zrozumienia idei obydwu nowelek Wojciecha Guni (które, co trzeba wyraźnie zaznaczyć, znalazły się według mnie w jednym zbiorze całkowicie nieprzypadkowo) jest scena w hospicjum i monolog jej rezydenta. Wszystko to, co bierzemy za najważniejsze ludzkie cechy to tak naprawdę przejawy metafizycznego egotyzmu, naszego największego ale i nieuniknionego przekleństwa. Wstępując na drogę zjednoczenia, już świadomi swojej świadomości i nauczeni tego, czym ona jest (i co najgorsze, czym nie jest), zauważamy, że rzekoma podróż do źródeł naszego człowieczeństwa, wcale tam nie prowadzi. Ciągnie się ona dalej, do czasów zanim na nasze nieszczęście to źródło w ogóle wybiło.

Obie historie symbolami stoją. Ciemność, światło, bezkres, rzeka, miasto, kaplica. To wszystko znaki, za którymi stoją konkretne znaczenia. Zawsze spójne i konsekwentnie definiowane, trzeba się tylko skupić, żeby je dobrze odczytać. Obie historie serwują tę samą, klarowną, pesymistyczną filozofię – pierwsza trochę bardziej nie wprost, poprzez duszny, kafkowski klimat, emocje i fabularne twisty; druga bardziej bezpośrednio, bez niedomówień. Kawa na ławę. W pierwszej nowelce autor operuje horrorowymi akcesoriami o wiele śmielej niż w drugiej i to w niej wywołuje największe przeżycia u czytelnika. To tutaj wyrywa trzewia, są łzy i chęć palenia świata razem z narratorem. Ale to w „Drodze zjednoczenia”, tej bardziej filozoficznej, znalazłem osobiście takie momenty, które prawdziwie zmroziły mi krew w żyłach.

Bardzo jestem nieobiektywny, to pewnie widać. Ale pisząc inaczej byłbym nieszczery. Być może ktoś dostrzeże jakieś mankamenty „Miasta i rzeki” i wytknie Guni to i owo. Ja jakoś nie potrafię.


Tytuł: Miasto i rzeka
Autor: Wojciech Gunia
Wydawca: Dom Horroru
Data wydania: styczeń 2018
Liczba stron: 190
ISBN: 9788394841874

9 komentarzy:

  1. A to ciekawe, zajrzałem na bloga aby jeszcze raz przejrzeć recenzje "Zamku" Kafki a tu nowa książka Wojtka... Dom Horroru? Takiego wydawcy nie znam...

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grocie, w tej chwili wydawnictwo ma chyba wyczerpany nakład. Czekają na dodruk. Polecam Ci "Miasto i rzekę" z całego serca, podobnie zresztą jak i zrobiłby to old weirdman, gdybyś go zapytał :)

      Usuń
    2. Maszynisto- zapraszam Cię na fejsbuk, zapraszam i na grupę Horror Weird Fiction którą w październiku założyłem ( na F.b.) old weirdman

      Usuń
  2. OK, dzięki, pozdrawiam Was serdecznie, może się w końcu przełame... Tak na marginesie ostatnio wyszło obszerne 2-tomowe wydanie twórczości Samuela Becketta z PIWu, za niedługo się za nie wezme tylko po raz... 11 przeczytam "Rok 1984" Orwella :p

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maszynisto Marcin też tam jest - teraz już rozumiesz czemu nie jestem aktywny na Carpe Noctem ( stronie) czy innych stronach/blogach; wszelkie dyskusje toczą się na grupach (F.b.)- między innymi na tej założonej przeze mnie a aktualnie prowadzonej wspólnie z Wojtkiem Gunią. Dołącz do nas. old weirdman

      Usuń
    2. Zdecydowanie potwierdzam. Grocie, jak już się pojawisz na Facebooku, daj znać - znajdziemy się jakoś.

      Usuń
  3. Ostatnio bardziej aktywne życie prowadzę, do rekreacji włączyłem trening kalisteniki, ech człowiek chciał by dużo rzeczy robić, czytać, udzielać się, ale nie zawsze na wszystko starcza czasu i sposobności, ale zobaczymy...

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście- jakby co: czekamy na Ciebie ( a na blog Marcina i tak regularnie zaglądam).old weirdman

      Usuń
  4. No to spoko, ja też na LC się udzielam, wiem że może dla wielu to straszny syf, żenada... ale też ten serwis ma swoje plusy - niemal każdą książkę idzie znaleźć, mnóstwo opinii, z których zawsze coś tam się wybierze... Nawet Marek Nowowiejski znawca fantastyki, ma tam konto. Ech, z sentymentem wspominam te pierwsze najlepsze tomiki biblioteki grozy, do których przedmowy pisał...

    Grot

    OdpowiedzUsuń