Dwa słońca gasną w jeziora toni...
Artykuł należy do serii "Nie długość się liczy" #2
Opowiadanie bardzo krótkie, więc nie będę się rozpisywał. „Mieszkaniec Carcosy” jest jednym z najbardziej niejednoznacznych i nastrojowych opowiadań grozy, jakie kiedykolwiek przeczytałem. Gdy przed czterema laty siedziałem z rozdziawioną gębą przed ekranem telewizora i śledziłem poczynania Martina Harta i Rusta Cohle’a, przeczytałem ten tekst po raz pierwszy. Teraz do niego wracam, żeby podkreślić jego znaczenie i dać wyraz swojej fascynacji.
Bezimienny narrator przerywa swe rozmyślania na temat natury śmierci i oszołomiony stwierdza, że znalazł się nagle w zupełnie obcym miejscu. Stoi w na smutnej, szarej, opustoszałej równinie, przetkanej z rzadka wyschniętą trawą, rozłupanymi drzewami i dziwnymi skałami. Nie wiadomo czy jest dzień czy noc i gdzie podziały się wszystkie zwierzęta oraz ludzie. W pewnym momencie uświadamia sobie, że przebywa na ogromnym cmentarzysku, które pod wpływem upływającego czasu zamieniło się w ruinę. Mężczyzna zaczyna odczuwać bliżej nieokreślone zagrożenie, pojawia się niepokój i strach. Wracają szczątkowe wspomnienia ciężkiej choroby, gorączki i majaków oraz Carcosy – tajemniczego miasta, prawdopodobnie miejsca zamieszkania bohatera. Pojawia się wzmianka o konstelacji Hiad i Aldebaranie, które przebijają spomiędzy ciężkich chmur.
Mrożące krew w żyłach zakończenie poddaje w wątpliwość każdą nasuwającą się interpretację. Czym jest Carcosa? Gdzie jest Carcosa? W jaki sposób narrator trafił w to obumarłe miejsce? Kim jest? Czy to co opowiada dzieje się naprawdę, czy może jest owocem jego wybujałej wyobraźni? Może majaczy? Może śni? A może wręcz przeciwnie – obudził się ze snu? Co oznacza pierwszy akapit opowiadania? I czy ostatnie zdanie opowiadania ma aż tak wielkie znaczenie, jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać?
Bardzo krótki to tekst, podobnie zresztą jak większość opowiadań Ambrose Bierce’a. To w nim pojawia się pierwsza wzmianka o mitycznej Carcosie, dziwnym, przerażającym i magnetyzującym miejscu, które pojawiło się później między innymi w opowiadaniach Roberta W. Chambersa połączonych innym znanym motywem – odbierającą zmysły sztuką „Król w żółci”. „Mieszkaniec Carcosy” to początek swego rodzaju uniwersum, rozwijanego nie tylko przez Chambersa, ale i wielu innych autorów (nawiązywał do niego chociażby Lovecraft). Eksploruje je też wspomniany serial „Detektyw”, przy okazji którego zawsze nasuwa mi się pytanie – czy nie jest czasem tak, że fabuła serialu osadzona jest wewnątrz tego uniwersum właśnie? Innymi słowy – w świecie „Detektywa” nie istnieje taki twór literacki jak „Mieszkaniec Carcosy”, to rzeczywistość serialu istnieje w tym tworze.
O świecie, którego podwaliny stawiał Bierce można przeczytać tu:
W Polsce utwór ten można przeczytać tylko w zbiorze „Czy to się mogło zdarzyć?” Wydawnictwa Literackiego, trudno osiągalnym w papierze. Na szczęście w formie elektronicznej, za przysłowiowe grosze jest dostępny. Polecam – wielce nieoczywiste i niejednoznaczne to opowiadanie. A wymaga tylko kilku minut na lekturę.
Tytuł: Mieszkaniec Carcosy
Tytuł oryginalny: The Inhabitant of Carcosa
Autor: Ambrose Bierce
Rok publikacji oryginału: 1893
Miejsce publikacji oryginału: Can Such Things Be?
Gatunek: weird fiction, horror
Publikacje w Polsce:
„Czy to się mogło zdarzyć?” (Wydawnictwo Literackie, 1981, 2004)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz