piątek, 22 grudnia 2017

Rant

Nowoczesny mit

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Rant nie żyje. Tak po prostu, już na początku książki. A może nigdy go nie było? Kolejna, po Opętanych, powieść Chucka Palahniuka to biografia Bustera Casey’a a.k.a. „Rant”. To wielki wywiad-rzeka z „świadkami”, czyli wszystkimi tymi ludźmi, którzy znali Ranta za życia, a teraz, bazując na swoich zawodnych i subiektywnych wspomnieniach, odtwarzają jego historię. Jak to zwykle bywa, dopiero śmierć unieśmiertelnia niektórych ludzi, dopiero wtedy zaczynają istnieć naprawdę. Powstaje mit Ranta – „najgorszego pacjenta zero w historii chorób zakaźnych, „Amerykańskiej Broni Biologicznej Masowej Zagłady z Krwi i Kości”.

Rant urodził się w Middleton, dziurze zabitej dechami, gdzie wieczorami grasują watahy bezpańskich psów a wiatr miota tonami obrzydliwych śmieci z wywróconych kubłów. Mały Rant to ktoś, w kim nie chcielibyście widzieć kolegi własnego dziecka. To dzieciak wsadzający ręce do lisich bądź króliczych nor w oczekiwaniu na pogryzienie przez chorego na wściekliznę zwierzaka. W jego żyłach płyną przede wszystkim toksyny, nie krew. To łobuz, który wywołał w rodzinnej miejscowości absurdalną inflację i histerię wróżki-zębuszki; to kolekcjoner tysięcy dziecięcych zębów; to jajcarz, który podmienił sztuczne wnętrzności zwierząt na prawdziwe w miejskim „nawiedzonym domu” i wzniecił Erekcyjną Rewolucję w swojej szkole podstawowej. Żuł smołę, aby mieć czarne zęby. Wąchał i lizał innych , zgadując (za każdym razem trafnie), co jedli wczoraj na obiad. To chłopak, który pragnął, aby ludzie dookoła niego przeżyli choć jeden raz w życiu coś naprawdę realnego. Aby odrzucili egzystencję w kłamstwie, która mimo iż powszechnie znana, jest akceptowana jako sposób na wygodne, lecz jałowe trwanie.


Świat się zmienił. Przeludnienie i gigantyczne korki wymusiły podział społeczeństw wielkich miast na współczesnych Elojów i Morloków. Tak zwana „segregacja czasowa”, regulowana godziną policyjną, tworzy dwa świat – żyjących cicho i grzecznie dzienniaków i ich społeczne rewersy –nocniaków. Nikt już nie ogląda filmów ani nie czyta książek. Jest senseo, czyli bezpośredni transfer uprzednio zapisanych przeżyć innych ludzi wprost do mózgu odbiorcy. Takie senseo może być następnie zapisane, już niejako „przetworzone” przez subiektywną interpretację pierwszego „oglądacza”. Senseo można przepuszczać przez mózgi zwierząt, noworodków, chorych psychicznie, otrzymując na wyjściu coraz to bardziej sfabrykowane, odlotowe, wzmocnione, narkotyczne wizje. Wizje, które mówią ci jak żyć i jak nie żyć; wizje, które zastępują ci rzeczywistość; unieważniają wszystko, czym jesteś – twoją przeszłość, charakter, gust, potrzeby. I to w najgorszy, ckliwy, mydlano-operowy lub ekstremalnie brutalny, perwersyjny i do bólu tandetny sposób.

Senseo to finalny produkt współczesnej kultury masowej. Kultury niepohamowanego voyeuryzmu, kultury ludzi z szyjami wyćwiczonymi w wyciąganiu ich w stronę mijanego właśnie wypadku samochodowego. Matrix rodzi się na naszych oczach, bez udziału maszyn. Rant nie wyraża zgody na taki scenariusz. Skoro rzeczywistość można kształtować, należy to wykorzystać. Rozwiązaniem jest kotłująca się w ciele Ranta wścieklizna i party crashing – rytualne rozbijanie samochodów podczas nocnych pościgów ulicami miasta. Prawie jak w filmie Cronenberga z 1996 roku, tylko bez tych wyuzdanych, seksualnych odniesień. Za to z mistycznymi, wręcz religijnymi doznaniami. Gdy uderzasz swoim wozem w drugi samochód, gdy dochodzi do „telepnięcia”, wówczas – jak to często bywa w filmach akcji – czas się zatrzymuje. To czas skondensowany tak mocno, że eksploduje w chwilę zwolnionego tempa, które trwa latami; to niemal cudowna ekstaza; „to właśnie tak powinien człowiek czuć się w kościele” – jak powiada Rant. W takich chwilach wlewa się w ciebie życie, takie prawdziwe. To sposób na walkę z senseo, to metoda na złapanie rzeczywistości za jaja.


Rant bowiem odkrywa przerażającą prawdę o naszym życiu i wszystkich jego przejawach. One są całkowicie i bezsprzecznie umowne. Wartość złota i pieniędzy – umowna. To, co ładne i ciekawe – umowne. Wiara dostatecznie wielu ludzi w nawet najbardziej absurdalną rzecz urealnia ją. Każda okoliczność, czynność, wartość ma takie a nie inne znaczenie, bo tak nam narzucono – a co najgorsze, nawet nie wiemy, kto i kiedy to zrobił. To wynik narastającego od lat ciągu małych przyzwoleń, drobnych korekt niby na lepsze, które dużo później, już zapomniane, w wyniku inercji objawiają swoje niechciane, przykre konsekwencje. Rant staje się w świecie Ranta mesjaszem, który ma odkupić współczesnych ludzi, wyrwać ich spod władzy własnej indolencji, umrzeć za nich i stać się mitem. Takim, o którym trudno powiedzieć po latach, czy był prawdziwy. Zresztą, czy słowo „prawdziwy” znaczy jeszcze cokolwiek w światach z Palahniukowych opowieści? Może to też tylko umowne znaczenie? Może jest tak, jak pisał Jakub Nowak w swoich opowiadaniach z Amnezjaka – żyjemy już wyłącznie w świecie symboli, które stały się prawdziwsze niż rzeczywistość i nie sposób już odwrócić tej sytuacji. Może rzeczywistość to nic innego jak choroba? Wścieklizna?

Chuck Palahniuk, po zakończeniu swej trylogii grozy, poszedł w fantastykę, lecz traktuje ją bardzo umownie, bierze w cudzysłów, czyni przenośnią. Po napisaniu siedmiu powieści teledyskowym stylem i szarpaną narracją wybrał formę wywiadu. Takiego, gdzie nie ma pytań i pytającego. Są tylko gorączkowe odpowiedzi, sprzeczne fakty, subiektywne opinie i wspomnienia przeszłości. Wszystko to, co stanowi tworzywo każdej legendy. Groteskowego, nowoczesnego mitu.


Tytuł: Rant
Tytuł oryginalny: Rant
Autor: Chuck Palahniuk
Tłumaczenie: Elżbieta Gałązka-Salamon
Wydawca: Niebieska Studnia
Data wydania: 2012
Rok wydania oryginału: 2006
Liczba stron: 360
ISBN: 9788360979259

1 komentarz:

  1. U, jak dla mnie brzmi ciekawie. Może znajdę czas pomiędzy nadrabianiem innych zaległości. :D

    Pozdrawiam jeżowo
    Nikodem z https://zaczytanejeze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń