Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Zbiór opowiadań Jakuba Nowaka, wydany w tym roku przez wydawnictwo Powergraph, jest szczególny. Zawarte w nim opowiadania sprawiają wrażenie pisanych przede wszystkim dla idei i autorskiej potrzeby ekspresji, bez oglądania się na potrzeby rynku. Żaden z dziewięciu tekstów Nowaka nie uśmiecha się do czytelnika, żaden nie daje taryfy ulgowej. Są to rzeczy trudne, złożone pojęciowo i konstrukcyjnie i za każdym z nich kryje się głębia interpretacyjna, z jaką rzadko spotykam się przy okazji czytania antologii fantastycznych. Jakub Nowak przedstawia dziewięć światów rzetelnie zbudowanych od podstaw, prawie nie obudowując opowieści infodumpami, co wskazuje nie tylko na stawianie wysokich wymagań odbiorcy, ale i na spory kredyt zaufania do niego.
Co możemy znaleźć w Amnezjaku? Przede wszystkim olbrzymią różnorodność scenografii, dopracowanych tak szczegółowo i tak napakowanych detalami, że gdyby oddać je w ręce jakiejś fabryki do zarabiania pieniędzy, powstałyby na ich podstawie całe powieści albo kilkutomowe sagi. Tymczasem Nowak wyciska ze swych kreacji najgęstszą esencję, racząc czytelnika jednorazowymi małymi kieliszkami koncentratu. Espresso, które serwuje, występuje w kilku odmianach i smakach. Może to być dickowska multirzeczywistość osadzona w PRLu; agresywny cyberpunk niedalekiej przyszłości; cyberpunk-retro, swego rodzaju hołd dla Williama Gibsona; naładowana akcją wizja wojen sztucznych inteligencji, poziomem komplikacji settingu dorównująca Perfekcyjnej niedoskonałości Dukaja; wycieczka do środka głowy wielce nieszczęśliwego chłopaka, kreującego dodatkowe światy, aby poradzić sobie z rzeczywistością. To również wariacja na temat tego, co by było, gdyby teoria Dicka o nieistniejącym Lemie okazała się prawdziwa; wizja krakowskiego Wawelu jako szeregu bitów w postludzkim świecie; grająca mocno na emocjach opowieść o powrocie ojca do świata żywych w ciele własnego syna; i w końcu najbardziej rozhukana, nadekspresyjna, steampunkowa wizja dziewiętnastowiecznej Polski powleczonej tajemniczą grzybstą. Opowiadanie to, zatytułowane Karnawał, jest prawdziwym świadectwem niezwykłych możliwości wyobraźni Jakuba Nowaka – kombinacja dukajowych skoliodoi z organicznymi masami, przez które przedzierał się Multabazao Ursa. I wystarczył tylko ten jeden tekst, abym doświadczył takiej siły rażenia i bogactwa szczegółów, jakiego dawno nie spotkałem w polskiej fantastyce.
Opowiadania z Amnezjaka mają tę właściwość, która nie pozwala na zamknięcie zbioru z czytelniczą satysfakcją tylko po jednorazowej lekturze. Pierwszy raz z Nowakiem to próba utrzymania się na fabularnej powierzchni, dekodowanie skomplikowanych treści i układanie faktów, walka o niedopuszczenie do blamażu przed samym sobą. Druga randka to już zupełnie inna restauracja – można w końcu w spokoju podjąć próbę degustacji najbardziej wykwintnych alkoholi – czyli odkrywania drugiego dna. O czym zatem pisze Jakub Nowak? Czy możemy znaleźć jakieś spójne przesłanie, kryjące się w jego opowiadaniach? Jakiś motyw przewodni?
Ludzie przewijający się przez teksty składające się na Amnezjaka to ofiary ponowoczesnego świata. Pełno ich, jeden przy drugim, a jakby każdy osobno. Zapomnieli, jak porozumiewać się między sobą, jak po prostu rozmawiać. Współczesny świat to eksplozja nadmiaru informacji, braku chęci zakotwiczenia sensu życia na tym, co istotne. Ludzie uciekają w swoje własne, subiektywne narracje, tworzone dla nadania wszystkiemu, co nas otacza, cech utylitarności. Ich wizje świata pozbawione są punktów wspólnych i miejsc, gdzie mogłyby się one zazębiać. Dzieje się tak w przeszywającym Zimno, gdy zajdzie, gdzie rozpadają się wszelkie relacje międzyludzkie, a radzenie sobie ze stratą bliskiej osoby, bez dialogu i chęci zrozumienia drugiej strony, jest z góry skazane na niepowodzenie. Bohaterowie Dominiczka mówi nakładają własne cyfrowe obrazy na otaczającą ich wspólną rzeczywistość, odbierając jej powoli obiektywne cechy, mogące być platformą porozumienia. Neurokoneksja niby łączy wszystkich, ale bardziej ich dzieli. Każdy człowiek podłączony do sieci kreuje tak naprawdę swój własny świat, włazi do Lemowego, solipsystycznego słoika doktora Corcorana, pozwalając sztucznym impulsom kreować ścieżki komunikacyjne, zamiast oprzeć się na tych właściwych, naturalnych.
Rychu, alternatywny Philip K. Dick, tworzy zupełnie własną, oderwaną od faktów wizję świata zafiksowaną na znanej teorii odbierającej Lemowi podstawę istnienia. I wreszcie – ekstremalne wizje subiektywizacji otaczającego świata i urzeczywistnienie własnych narracji pojawiają się w tytułowym Amnezjaku (wirtualne, samoświadome byty z posterunku Wawel snują swoje odrębne sagi, które według założeń ich świata mają łączyć się w tzw. „wspólne podanie”) oraz w Ciężkim metalu (znakomity, gęsty tekst, tylko że zupełnie nieodporny na spojlery, więc na takiej wzmiance poprzestanę).
Problemy z komunikacją i znalezieniem wspólnego języka nie powstają tylko w wyniku braku chęci porozumienia. To sam świat, a właściwie światy wykreowane w opowiadaniach Nowaka, stawiają barierę. Otóż w naszej rzeczywistości powstaje pewien fałsz, z którego mało kto zdaje sobie sprawę. My, ludzie od zawsze uporczywie próbujemy systematyzować rzeczywistość. Daje nam to poczucie bezpieczeństwa, harmonii, pozwala na kategoryzację doznań. Nadajemy nazwy, znakujemy, tworzymy symbole. Jesteśmy Linneuszami rzeczywistości, doprowadziliśmy do tego, że żyjemy, jak to mówi Dominiczka w czasach skrótów myślowych, dwukropków, fragmentów, równoważników zdań. Nasz świat zawiera coraz więcej informacji, przy jednoczesnym status quo treści. Siłą rzeczy powstaje szum informacyjny, nadmiarowy i zbędny, ale niemożliwy do wyrugowania. Znaki i symbole zaczynają wykrzywiać rzeczywistość, kłamią, udają, że coś znaczą, a ostatecznie okazuje się, że nie znaczą nic.
W Ciężkim metalu Łukasz, żołnierz w jakiejś dziwacznej wojnie z „przedziwnu”, koszmarnym bytem zniekształcającym rzeczywistość, mówi, że wróg wlewa się do naszego świata, skaża semantykę, kaleczy nasze umysły, zmienia znaczenie słów, obrazów, wspomnień i emocji. Niszczy to, co w nas najważniejsze – umiejętność porozumienia. Odrywa nas od siebie, niepostrzeżenie. Wyrodna matka bohatera Dominiczka mówi powraca po latach i nie pragnie porozumienia z synem w tradycyjny sposób. Mówi do niego językiem symboli memosfery, skrótami, hasztagami, nie duszą i sercem. Zrozpaczeni rodzice z opowiadania Zimno, gdy zajdzie myślą, że samo ludzkie ciało niesie jakąś większą wartość niż tylko kilogramy mięsa. Okazuje się, że ciało bez duszy jest tylko pustym, bezwartościowym symbolem.
Szczególnym przypadkiem świata zdominowanego przez symbole jest ten z opowiadania Retro. To historia pewnej grupy ludzi, żyjącej w podziemiach pod Śląskiem w latach zimnej wojny. W czasach, gdy gibsonowy cyberpunk się już zestarzał, Nowak bierze akcesoria z lat osiemdziesiątych i buduje z nich swoją odpowiedź na Neuromancera, tworząc swoisty cyberpunk-retro. Symbole i obrazki konstytuują cały świat bohaterów opowiadania, poruszamy się ciągle w otoczeniu atrap, kamuflaż wyewoluował w samą istotę rzeczy. Retro dodatkowo wchodzi mocno w interakcję z takim czytelnikiem jak ja, który dzieciństwo spędził w PRLu. Symbole do mnie mówią. Gadają do mnie okulary Jaruzelskiego, wąsy Wałęsy, pała zomowca, pikseloza Commodore, obrazki ludzi skaczący przez płoty w Stoczni Gdańskiej, foliowe ceraty w kratę, „Wind of change” Scorpionsów, mołotowy lądujące na milicyjnych sukach.
Próżnia semantyczna pęcznieje, chaos znaków narasta, memy wypierają treści. Powtórz swoje imię kilkadziesiąt razy, a stanie się ono bełkotem. W Amnezjaku sztuczne inteligencje, spersonifikowane jako królewska świta Jagiełły i mieszkańcy Wawelu, powtarzają pewne czynności, gesty i snują opowieści, które są całkowicie oderwane od swoich znaczeniowych źródeł. Symbole naszej kultury, nie dość, że zostały swoimi własnymi karykaturami (kodeksowe pozdrowienia i rytualne okrzyki oparte na kibolskich wulgaryzmach to przecież raczej anty-kultura), to dodatkowo stały się tylko pustymi ciągami bitów. Procesuje się tylko samo sedno informacji, tylko dla samego procesowania i jakiegoś mętnego tłumaczenia o potrzebie pomocy tajemniczym „ojcom” w międzygalaktycznej wojnie. A dlaczego dokładnie? Nie wiemy, bo zapominamy, doznajemy amnezji, ciągle gubimy gdzieś treści w lawinie martwych sygnatur. A każda kolejna iteracja przetwarzania treści jest coraz uboższa i coraz bardziej skarlała.
Co jednak utrzymuje fałsz? Dlaczego rzeczywistość tak bardzo chętnie poddaje się stemplowaniu, dlaczego zaciera się różnica pomiędzy nią a jej przedstawieniem? Wykreowana, wirtualna nakładka na realny świat jest po prostu atrakcyjniejsza. Media społecznościowe zawierają nasze ładne zdjęcia a nie te po przebudzeniu się na kacu, reklama pokazuje świat pomalowany szminką dzielnicy wieżowców, a nie ten umazany krwią podłych przedmieść, facebook ma lajki a nie dislajki – słowem, znaki i symbole powstają, bo mają dla nas wysoką wartość. Łechczą nasze ego, głaskają po głowie, pozwalają nam poczuć się lepszymi niż reszta świata. Wykreowana rzeczywistość urealnia się coraz bardziej – tego pragniemy, uciekając od jej źródeł. W jednym z moich ulubionych opowiadań możemy doświadczyć wręcz dosłownej realizacji tej tezy. Dziwne dni to wizja Polski, która dostała się po drugiej wojnie światowej w obszar wpływów Stanów Zjednoczonych. Jim Morrison, syn żołnierza stacjonującego w naszym kraju, wraz z trzema chłopakami z Lublina zakłada zespół The Doors i robi oszałamiającą karierę. Staje się symbolem-monstrum, o kilka rzędów wielkości przewyższającym to co za sobą kryje. W opowiadaniu pojawia się tajemnicza, na poły realna kobieta fatalna, która ma dla Jima wejściówkę do „Klubu 27”, a także Hawthorne Abendsen, autor słynnej powieści Utyje szarańcza, która jak wiemy skrywała w sobie świat o wiele prawdziwszy, niż ten w którym żyli jej czytelnicy. I wreszcie pojawia się całe równoległe uniwersum z komiksowym kapitanem Żbikiem, prowadzącym swe śledztwo. Rzeczywistość polskich Doorsów miesza się z rzeczywistością Żbika, przy czym kwestia tego, które realia są pierwotne, a które wtórne, staje się mocno dyskusyjna. Znaki się urzeczywistniają, a desygnaty tracą ontologiczne podstawy. Rewelacyjne, lekko paranoiczne opowiadanie w duchu Philipa K. Dicka.
A skoro o autorze Człowieka z wysokiego zamku mowa – Rychu, alternatywny Dick, zwraca uwagę na jeszcze jedną przyczynę siły świata wyprodukowanego przez puste emblematy. Otóż symbole mają przede wszystkim wartość użytkową, bardzo atrakcyjną dla swojego odbiorcy. Rychu mówi agentom FBI, że sowieci uknuli wobec Ameryki bardzo perfidny plan. Technologia audiowizualna służy do wytwarzania określonych postaw, które wypierają te będące podstawą naszej kultury. W ten sposób chcą osłabić kraj. (***) To jakaś skomplikowana marksistowska technologia: przekaz ukryty jest w pozornie neutralnych obrazach i dźwiękach. Superstechnicyzowana wojna na symbole. Świat symboli coraz częściej zaczynają rozwijać pozakulturowe czynniki, sztucznie wykreowane zgodnie z zasadą maksimum zysku. Trendy kulturowe nie powstają jako wypadkowa pojedynczych ludzkich działań, lecz jako kreacja sprytnego managera. Dokładnie taki „skok na symbole” zamierza wykonać bezwzględna korporacja z opowiadania Dominiczka mówi. Chce doprowadzić do tego, że czasy, które nadejdą, będą erą wojen na symbole. Bezwzględnych batalii o naszą percepcję i umysły, wojen ekonomicznych toczonych za pomocą celowo zorganizowanych impulsów medialnych, gdzie łupami będziemy my – bezwolni konsumenci z wypranymi mózgami. Będzie to epoka starć przeniesionych całkowicie w świat wirtualny, czego skrajnie wyekstrapolowanym przykładem są ekscytujące wizje z tytułowego Amnezjaka i Ekumenizmu.
W czasach, gdy Jacek Dukaj utkwił na dnie jakiegoś literackiego limbo a Stanisław Lem nadal nie ma dorównującego mu następcy, Jakub Nowak jest jednym z tych autorów, którzy definiują pojęcie złożonej, problemowej fantastyki. Jeśli ktoś zastanawia się, jak powinno pisać się teraz science fiction, musi przeczytać Amnezjaka. Odpowiedź w środku. Mnie osobiście oszołomiła.
Tytuł: Amnezjak
Autor: Jakub Nowak
Wydawca: Powergraph
Data wydania: maj 2017
Liczba stron: 480
ISBN: 9788364384646
Ło chłopie, aleś się rozpisał! Przeczytałem to uważnie, a tak naprawdę wiem nie wiele, ale bynajmniej nie dlatego, że piszesz niejasno, czy że ja mam tępy umysł (chociaż może też, nie wiem), tylko po prostu widzę, że ta książka, mimo że nie ma zbyt dużego rozmiaru, jest faktycznie tak napakowana, że wygina umysł i nie da się tego obrazu przekazać osobie, która nie czytała. Ja to mam jak czytam Dukaja, Lema czy innych hard fantastów i dobrze wiem, że co bym nie napisał w recce, to i tak jest o dupę rozstrzasnąć, bo nic niewiele wiecie, o czym ja tam piszę. "Amnezjaka" widziałem już u kilku osób w recenzji, ale pominąłem, bo ja nie przepadam za debiutami i to jeszcze w krótkiej formie, jak nie znam w ogóle człowieka. Tylko że tutaj widzę konkret, a znam już Twój gust i wiem, że może być petarda jak w pysk strzelił. Tylko dla mnie petarda na jesień, zimę, gdzie mogę sobie pozwolić na więcej skupienia na takich konkretach, więc będę miał na uwadze i na ten okres to sobie zostawię. :)
OdpowiedzUsuńTo tak naprawdę nie debiut tylko zbiór opowiadań, które ukazywały się w ostatnich latach w Nowej Fantastyce i antologiach (Science fiction, Głos lema, Rok po końcu świata).
OdpowiedzUsuńJa nawet bym nie chciał chyba, żeby Jakub Nowak napisał kiedykolwiek powieść - dla mnie to taki polski Chiang, tylko mniej doceniony.
A poziom bardzo wysoki - wiedziałem, że będzie to mocna antologia, ale nie że aż tak.
Aha, wszystkie były, tak? To ktoś mnie w błąd wprowadził, że to debiut, może chodziło mu/jej, że jako zbiór wydany pod jednym autorem.
UsuńA Chiang też nie czytałem, chociaż jego to akruat mam mocno na uwadze i postanowione, że w tym roku sprawdzę. Chciałem też Kena Liu, ale nie lubię sięgać do czasopism i antologii.