Druga część trylogii księżycowej Jerzego Żuławskiego opowiada o czasach późniejszych o kilkaset lat od momentu śmierci Jana „Starego Człowieka”. Ziemianie, zaintrygowani rękopisem Jana, wysyłają na księżyc kosmonautę Marka. Marek po udanym lądowaniu na srebrnym globie zastaje zdumiewającą sytuację. Przez te wszystkie lata od momentu śmierci Jana, cywilizacja księżycowa bardzo się rozwinęła i urosła w siłę. Uwikłana w nieustające walki z rdzennymi mieszkańcami naszego satelity, Szernami, utworzyła własną religię opartą na micie zbudowanym wokół postaci Starego Człowieka.
Księżycanie wierzą w to, że Stary Człowiek powróci kiedyś do nich pod postacią zbawcy – młodego człowieka, którego nazywać będą Zwycięzcą. Zwycięzca rozjaśni mroki ich smutnego, ciężkiego życia i poprowadzi ich do zwycięskiej wojny z Szernami. W Kraju Biegunowym przebywa zakon Braci Wyczekujących, którzy gromadzą przez lata ciała swoich zmarłych towarzyszy, aby wraz z nimi wypatrywać swego zbawcy. Tymczasem mieszkańcy księżyca, utrzymują chwiejny pokój z tubylcami, okupiony niestety ciężkim poświęceniem. Otóż Szernowie regularnie otrzymują daninę złożoną z młodych kobiet, które są ich niewolnicami i matkami potwornych mieszańców, dzikich i zwyrodniałych Morców.
Gdy Marek ląduje nieopodal miejsca stacjonowania Braci Wyczekujących, ci nie mają wątpliwości, kto się im objawił. Z miejsca zmieniają nazwę na Braci Radosnych i prowadzą oszołomionego kosmonautę przed oblicze swego arcykapłana. Marek z początku próbuje tłumaczyć, że nastąpiła pomyłka, ale koniec końców przyjmuje narzuconą mu rolę – zostaje Mesjaszem. Od tego momentu, wszystko zaczyna się psuć, tak jakby urzeczywistnienie dogmatów kultu, rozsadzało od środka samą religię. Malahuda, arcykapłan księżycan mówi do Marka, którego rozentuzjazmowany tłum przedstawia jako Mesjasza, że ten zniszczył całkowicie porządek rzeczy. Wypełnić musisz to, co sobie tęsknota nasza krwawa wyśniła od wieków, a jeśli nie wypełnisz — zaprawdę, że lepiej byłoby dla nas i dla ciebie, aby noga twoja nie postała była nigdy na Księżycu, bo będziesz pośród nas przeklęty. Czy zatem w religii chodzi o to aby cały czas tęsknić i wypatrywać? Dlaczego trzeba tak gonić króliczka, aby go nigdy nie złapać?
Malahuda uświadamia sobie, że Marek nie jest tak naprawdę zapowiedzianym zbawcą. Nie dlatego, że nie jest wszechmocny i nie czyni cudów, lecz dlatego, że Mesjasz jako taki, nadejść nigdy nie może. Ponieważ Mesjasz to tylko wyraz tęsknoty ciemiężonego i zagrożonego wojną ludu do lepszych czasów. Malahuda po usłyszeniu wieści o pojawieniu się zbawcy, zaczyna grzebać w księgach i wszystkie nieścisłości, które tam znajduje powodują, że wali gmach życia swojego, a na domiar złego, jedyną szansą, aby ten gmach postawić na nowo, jest fałszywy prorok, który nie jest Mesjaszem, ale poprzez swe czyny stać się nim może. Dlatego należy dać mu kredyt zaufania.
Ale Malahuda to intelektualny szczyt księżycowego społeczeństwa. Wszyscy inni to moralne niziny i mentalne dno. Postawa społeczości wobec Marka jest całkowicie roszczeniowa – powinien on zgodnie z wyobrażeniami motłochu, wypełnić ich życiową pustkę, otrzeć łzy, wybić do nogi Szernów, nadać sens egzystencji. Słowem: „Daj! Daj! Daj!”. Mieszkańcy księżyca, jak się okazuje to prymitywna, egoistyczna i zepsuta hołota. To społeczność rozkochana w bezcelowym okrucieństwie (śmierć w męczarniach dla niewinnych kobiet – ofiar Szernów), hołdująca niskim instynktom, interesowna, podła i jawnie zaprzeczająca wszystkim tym dogmatom, które stanowią sedno księżycowej religii. To lud, który funkcjonuje sprawnie tylko pod butem bezwzględnego tyrana, regularnie ćwiczącego go batem. Tylko w takiej sytuacji konsoliduje się religia, tylko wtedy ma ona odpowiednią glebę do wzrostu - Człowiek, aby dodać sobie we własnych oczach znaczenia i wynieść się ponad marność, którą czuje, szuka rad dla siebie początku wyższego niż to, co go otacza.
Jerzy Żuławski pokazuje też mechanizmy zaprzeczania religii. Wielcy uczeni, mieniący się światłymi i racjonalnymi osobnikami, którzy należą do tak zwanego Bractwa Prawdy, twierdzą, że Marek nie mógł przybyć z Ziemi, gdyż jest ona niezamieszkała. Przedstawiają mnóstwo „dowodów” na to, że pochodzi on z tej przeciwnej strony księżyca. Pojawia się tu paradoks – opozycja antyreligijna, aby odpowiednio umocować swoje argumenty, tworzy zupełnie fikcyjną teorię na temat tego, że lud księżycowy jest drugim, obok Szernów, rdzennym gatunkiem księżyca. Fałszywy Mesjasz fałszywej religii, jest atakowany przez skrajnie racjonalnych dysydentów, którzy oparli swój światopogląd również na fałszu. Stanisław Lem podkreśla to w drugim tomie Fantastyki i futurologii oraz obiecuje rakietę fotonową temu, kto wynajdzie tekst równie wyrafinowany intelektualnie i konstrukcyjnie spójny w całej science fiction.
Zwycięzca to nadal science fiction, ale trzymające się tego gatunku tylko poprzez miejsce akcji. Żuławskiego nie obchodzi już w tej książce technologia i tłumaczenie czytelnikowi zawiłości technicznych. Liczy się już tylko przesłanie autora i jego analiza ludzkiej skłonności do zabijania swoich Mesjaszy. Zbawca musi zginąć, aby odżyła religia – okazuje się, że te dwa byty nie mogą współistnieć. Marek Zwycięzca niby zaprzecza, niby się kryguje, ale podobnie jak Stary Człowiek przyjmuje narzuconą rolę. Nie może bowiem patrzeć na otaczającą go degrengoladę, postanawia wyleczyć cywilizację księżycową. Robi to jednak zupełnie bez dialogu, nie szuka kompromisów, lecz używając szczytnych haseł obiera kurs na ideały. Nie tędy droga. Tak, oczywiście Marek wie lepiej, to nie ulega wątpliwości – tylko, że uszczęśliwianie na siłę prowadzi do tragedii. Zaburzenie zastanego porządku w celu wprowadzenia jakiejś quasisocjalistycznej urawniłowki to prosta droga do utraty swej mesjańskiej legitymacji. Nikt nie chce zmian – zarówno bogaci i biedni, ciemiężcy i ciemiężeni, nie taką rolę przeznaczają swemu zbawcy. Mesjasz w księgach to siła religii, mesjasz na żywo to jej słabość. Dokładnie to możemy wyczytać z ostatniego rozdziału powieści – trzy znakomite nawiązania do Nowego Testamentu każą nam się zastanowić nad jedną bardzo ważną rzeczą. A mianowicie, czy potrafimy wyobrazić sobie świat, w którym Jezus dożył później starości i w otoczeniu swych apostołów nauczał do końca życia? Co by było, gdyby chrześcijaństwa nie konsolidowało wspomnienie Golgoty, Męki Pańskiej i pustego grobu wyzierającego zza odsuniętego kamienia?
Człowiek tworzył mity od zawsze i będzie to robił po wsze czasy. To naturalny, pierwotny produkt naszego umysłu, który jest lekiem na stany zagrożenia i egzystencjalne lęki. To głos tęsknoty, pocieszenie w rozpaczy i siła cementująca społeczność. Działa bez zastrzeżeń, dopóki nie musi mierzyć się z racjonalnością i swoim własnym urzeczywistnieniem. Zwycięzca to powieść ważna, chyba nawet ważniejsza od pierwszej części trylogii. Obie polecam bardzo mocno a relację z odczytu części trzeciej zdam niedługo.
Tytuł: Zwycięzca
Autor: Jerzy ŻuławskiWydawca: Solaris
Data wydania: grudzień 2013
Rok wydania oryginału: 1910
Liczba stron: 358
ISBN: 9788375901108
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz