czwartek, 13 lipca 2017

Tlen

Ucieczka od wektorów

Fikcyjne państwo Karzistan, rok 2019. Mała rolnicza wioska Kizuldah, leżąca w Azji środkowej, nieopodal chińskiej granicy, w ubogim wielokulturowym kraju. Nadchodząca trzecia dekada dwudziestego pierwszego wieku, zastaje to miejsce wielce zacofanym i biednym, lecz co ważne, całkowicie świadomym tego, że nowoczesny świat ucieka coraz bardziej. Przepaść ekonomiczna i techniczna się pogłębia, mieszkańcy Karzistanu nie przeskoczą jej bez pomocy z zewnątrz. Ale mogą choć trochę poczuć się lepiej, poudawać sami przed sobą, że nie są wieśniakami z końca świata, lecz takimi samymi beneficjentami rozwoju technologicznego jak ludzie z Zachodu. Nawet jeśli to tylko wyreżyserowana fikcja.

Takim reżyserem indywidualnych wyparć rzeczywistości w Kizuldah jest Mae Chung. Pani w średnim wieku, nieszczęśliwa żona i matka, specjalistka od mody, analfabetka – businesswoman. Mae doradza biednym kobietom jak się ładnie ubrać, jaką fryzurę ułożyć, jak choć przez chwilę pozorować, że faktycznie gonią uciekający świat zachodu. Przybiera to czasami karykaturalne rozmiary. Mae odwiedza rozpadające się domostwa, stojące na fundamentach ze smrodu, brudu i ubóstwa. W otoczeniu zwierząt defekujących na środek salonu, w pobliżu stosu kukurydzy przeznaczonej na obiad, Mae stroi swe oblepione brudem klientki w najnowsze karzistańskie krzyki mody. Ci co Mają nie muszą już tego pokazywać, ci co Nie Mają nie mogą przestać udawać, że jest inaczej.

Jest jednak nadzieja. Przynajmniej takie wrażenie sprawia informacja o tym, że już niedługo Karzistan wejdzie w obręb oddziaływania Tlenu - tajemniczego, niezrozumiałego informatycznego rozwiązania. Czym dokładnie jest Tlen dowiadujemy się z dalszej części powieści, teraz powiedzmy tylko tyle, że jest to włączenie wszystkich ludzkich mózgów do wspólnej rzeczywistości wirtualnej, w której wszyscy użytkownicy mają natychmiastowy dostęp do informacji kulturalnych, ekonomicznych, edukacyjnych itd. Słowem – gwałtowne wyrównanie szans na rozwój, rozdanie wszystkim wędek - zarówno tym, którzy wędkują od urodzenia jak i tym, którzy wędkę mylą z pasterskim kijem. Teoretycznie wszyscy mogą Mieć.

Geoff Ryman przedstawia sytuację, w której nadchodzące Nowe jest z pozoru walcem wyrównującym powierzchnię bez oglądania się na to czy ktoś nie został czasem przysypany. Zapomniana górska osada bez pomocy przedsiębiorczej Mae, wydaje się być skazana jest na całkowitą zagładę. I tu zaczyna się podstawowy wątek fabularny. Po przeprowadzeniu nieudanego testu wprowadzenia Tlenu na obszarze wioski, Mae zdobywa podstawowe umiejętności poruszania się w Tlenie oraz zaczyna poznawać jego naturę. Jej celem staje się wprowadzenie mieszkańców Kizuldah do nowego świata, którego nadejścia nikt nie jest w stanie powstrzymać. Niestety, w trakcie trwania testu Tlenu, osobowość Mae zabiera pewnego pasażera na gapę - fragment duszy swej przyjaciółki, pani Tung, która ma założone zupełnie przeciwne cele.


Autor rozgrywa z czytelnikiem bardzo wymagającą partię czytelniczych szachów. Powieść, czytana w pośpiechu, w nadziei na łatwą rozrywkę i poznanie kolejnej wariacji świata niedalekiej przyszłości, zawodzi czytelników nastawionych na tego rodzaju przygodę. Zrozumieć czym jest Tlen, znaczy zrozumieć powieść. Geoff Ryman napisał rzecz pełną symboli a ich rolą nie jest opowiadanie świata w taki sposób jak robi to Ian McDonald czy Paolo Bacigalupi. To nie jest tylko i wyłącznie opowieść o biednym społeczeństwie skazanym na pożarcie przez nadchodzącą rewolucję technologiczną i sposobach w jakie próbuje się ono bronić. To nie jest tylko fantastyka bliskiego zasięgu.

Tlen, gdy spojrzeć głębiej, jest filozoficzną rozprawą na temat tego czym tak naprawdę jest pojęcie upływającego czasu, czym jest wektor skierowany od przeszłości do przyszłości i jakie jest w tym wszystkim miejsce zwykłego człowieka. Podczas lektury co chwilę znajdowałem znaki zapytania, których prostowanie okazały się drogą do interpretacji powieści: Skąd ta karykaturalna pogoń mieszkanek wioski za modą? Co symbolizuje pani Tung, siedząca w głowie Mae?  Po co w ogóle Ryman ją tam umieścił? Co kryje się za najbardziej krytykowanym przez recenzentów pomysłem autora, dotyczącym ciąży pozamacicznej, a będącym według mnie jednym z najważniejszych elementów powieści? Dlaczego główna bohaterka odbierana jest jako szalona przez społeczność wioski i jak się to ma do tego co dla tej społeczności robi? Dlaczego wybrała ona tak specyficzny produkt do swojego business planu, jakim są stare i zapomniane hafty ludu Eloi, mieszkającego dawno temu na terenie Karzistanu? Co oznacza symbol Sowy i ile ma znaczeń? Czym jest powódź, poza niszczycielskim żywiołem? O czym w jej kontekście opowiada ostatni rozdział powieści? I w końcu najważniejsze – czy zrozumieliśmy, czym tak naprawdę jest Tlen? Zrozumieć czym jest Tlen, znaczy zrozumieć powieść. Zrozumieć przeszłość, znaczy być gotowym na przyszłość. A odrzucić wektory na rzecz skalarów, znaczy przeżyć.

Gęsto upakowana symbolika powoduje, że można czytać Tlen na kilka sposobów. Ślizgnąć się po powierzchni i srogo zawieść. Wejść głębiej i spróbować czytać między wierszami, znajdując tam spore wartości dodane. Zanurkować do dna i odczytać więcej niż Ryman chciał powiedzieć, znaczy przekombinować. Nie zarzekam się, że ja tego nie zrobiłem i przesadzam, nadinterpretowując. Najprawdopodobniej tak jest, zatem polecam zażyć Tlenu każdemu osobiście i przekonać się na własnej skórze. Na zakończenie powiem tylko, że takiej fantastyki bliskiego zasięgu chciałbym więcej.

Tytuł: Tlen
Tytuł oryginalny: Air
Autor: Geoff Ryman
Tłumaczenie: Krzysztof Sokołowski
Wydawca: Mag
Data wydania: kwiecień 2017
Rok wydania oryginału: 2004
Liczba stron: 448
ISBN: 9788374807418

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz