czwartek, 24 sierpnia 2017

Stacja centralna

U progu wielkiej zmiany

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Trzecia powieść Tidhara, która ukazała się na polskim rynku, jest wizją świata stojącego w rozkroku między tym, co analogowe i dobrze nam znane, a tym, co może zostać sprowadzone przez galopujący postęp technologiczny. Autor wskazuje jednocześnie na to, że wszelkie granice pomiędzy tym, co nowe i stare, tym, co naturalne i sztuczne oraz tym, co fizyczne i wirtualne, zwyczajnie zanikają. A symbolem nieuniknionych zmian jest Stacja Centralna, sięgający nieba kosmoport, wyrastający na granicy żydowskiego Tel-Awiwu i arabskiej Jaffy.

Ludzkość skolonizowała cały układ słoneczny. Powstały międzynarodowe korporacje kosmiczne zajmujące się wydobywaniem surowców na innych planetach. Odnaleziono prymitywne życie na Marsie, które okazało się zdolne do specyficznej symbiozy z ludzkim organizmem. Upowszechniono zaawansowaną inżynierię genetyczną, która z miejsca wytworzyła swoją nielegalną szarą strefę. Powstała Konwersacja, czyli drugi, równoległy świat wirtualnej rzeczywistości, do którego, dzięki modyfikacjom mózgu, wchodzimy bezpośrednio własnym umysłem, niczym do Tlenu Geoffa Rymana. Na porządku dziennym są wszelkie transformacje ciała, polegające na łączeniu go z mechanicznymi częściami. Wśród ludzi żyją cyborgi, roboty i najbardziej tajemnicze byty w powieści, czyli całkowicie cyfrowi Inni.

Stacja centralna to powieść napisana nie dla akcji, lecz dla wizji. Autor skupia się przede wszystkim na kreacji swojego świata, traktując bohaterów bardzo instrumentalnie, zupełnie jak figury na szachownicy. Tel Awiw, okalający Stację Centralną, to prawdziwy kulturowy tygiel. Mieszkają w nim nie tylko Żydzi i Palestyńczycy, ale również przybysze z najróżniejszych zakątków świata – Chińczycy, Filipińczycy, Sudańczycy oraz reprezentanci wielu innych nacji. Wszyscy przybyli tu w poszukiwaniu drugiej szansy i lepszego życia, tworząc po latach zbiorowisko, w którym zatarły się zupełnie cechy narodowościowe, wyznaniowe i rasowe. Autor szczegółowo rozpisuje scenografię miejsc, w których dzieje się akcja. W powietrzu rozbrzmiewa istna kakofonia odgłosów miasta, miliona toczonych rozmów w setkach języków. Czuć mieszankę tysięcy zapachów, opisywanych z detalami, i widać feerię obrazów codziennego życia Tel Awiwu. Dołóżmy do tego jeszcze jedną rzecz, która dodatkowo potęguje scenograficzny harmider, czyli wszechobecną Konwersację – docierający do większości osób nieustanny potop informacji, najcenniejszej waluty świata przyszłości. Wszystko jak w kinie 5D z maksymalną rozdzielczością, wykonane z niebywałą finezją. 


O czym opowiada Stacja centralna? Boris Aaaron Chong to Rosjanin-Żyd-Chińczyk, który wrócił z Układu Zewnętrznego na Ziemię, z tajemniczym marsjańskim pasożytem wszczepionym w skórę. Jego ojciec umiera na rakopodobną chorobę, prawdopodobnie mającą swoje źródło w pewnej genetycznej modyfikacji, dzięki której członkowie rodu Chongów kumulują doświadczenia i wspomnienia swoich przodków. Boris spotyka Miriam, swą dawną miłość, która opiekuje się dwójką adoptowanych dzieci – Isobel i Krankim. Isobel pracuje, podobnie jak wiele innych osób, wyłącznie w Konwersacji i spotyka się potajemnie z Motlem, cyborgiem dręczonym przez wspomnienia z czasów swego „ludzkiego” życia. Kranki to dziecko wyhodowane w laboratorium za pomocą tajemniczego nakaimas, czyli na poły magicznej, kwantowej inżynierii genetycznej, dzięki której ma zdolność panowania nad materią. 

Najciekawszą postacią jest jednak Carmel, kolejny wampir w powieści science fiction, nazywany tu strigoi. Słychać odległe echa Echopraksji Wattsa i to nie tylko w związku z postacią wampira. Otóż Lavie Tidhar zbudował świat przyszłości w okresie przejściowym, zmierzający prosto do przekształcenia się w trwałą, synergiczną sieć. W sieci tej każdy element (człowiek, maszyna, postczłowiek, SI) będzie pojedynczym punkcikiem połączonym z innymi za pomocą niewidzialnych nici. Razem stworzą coś, czego właściwości nie da się obecnie opisać, bazując jedynie na znajomości wszystkich elementów składowych i relacji między nimi. Podobnie jak u Wattsa, zmierzamy do eksplozji swego rodzaju technologicznej osobliwości, lecz przeniesionej z obszaru informatyki na poziom całej ludzkiej cywilizacji.

Jednak u Tidhara ludzkość w obecnej formie ma poważne problemy z akceptacją nadchodzących zmian. Bohaterowie powieści opętani są swoją przeszłością i wspomnieniami, co w szczególny sposób pokazuje historia rodu Chongów. Nie potrafią wyobrazić sobie przyszłości, w której musieliby wyrzec się człowieczeństwa i podążać ku nieznanym, postludzkim wartościom. Niektórzy wolą umrzeć, niż żyć w rzeczywistości zrównującej człowieka z jego sztucznymi wytworami, gdzie wszystkie dotychczasowe – ludzkie – definicje tracą powoli sens. Gdzie, wedle naszej miary, „sztuczne” wypiera „naturalne” w każdej dziedzinie życia.


Tylko że te wszystkie strachy i wątpliwości zdają się być pokłosiem naszej antropocentrycznej wizji świata. Innej po prostu nie posiadamy – wyłącznie taką wynoszącą nas na piedestał. Ale przecież sztuczne inteligencje, jako ludzki produkt, przeobrażają się w coś, co wymyka się naszej kontroli. Stają się samoświadome, inteligentniejsze niż stwórca i ostatecznie biorą aktywny udział w tworzeniu człowieka. Gdzie tu sztuczność lub naturalność? Koło się zamyka, kolejna granica się zaciera. Przekroczenie tej bariery jest jedynym sposobem, aby partycypować w nowo powstałym świecie. Aby rzeczywiście wziąć udział w nadchodzącej wielkiej zmianie. 

W ostatecznym rozrachunku jest to bardzo smutna powieść. Nie znalazłem w niej ani jednego szczęśliwego bohatera. Dodatkowo, im postać bliższa granicy, za którą istnieją już tylko postludzcy Inni, tym bardziej zbolała. A uczuć postludzi, oddalających się od bariery w zawrotnym tempie, nigdy nie poznamy, tkwiąc po naszej stronie barykady. Lavie Tidhar kreuje taką a nie inną wizję świata nie dlatego, aby nas ostrzec i byśmy mogli dzięki temu jej zapobiec. Na to szansy raczej nie ma, a Stacja centralna to po prostu wizja nadchodzących zmian. Dziś jeszcze możemy na to patrzeć z dystansem i fascynować się powieścią science fiction, ale kto wie, czy za dwieście lat nasi potomkowie nie znajdą się w takie właśnie sytuacji?

Tytuł: Stacja centralna
Tytuł oryginalny: Central Station
Autor: Lavie Tidhar
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawca: Zysk i S-ka
Data wydania: lipiec 2017
Rok wydania oryginału: 2016
Liczba stron: 320
ISBN: 9788381160995

3 komentarze:

  1. Na Polcon po podpis jedziesz? :) Ja mimo że te "Stulecie" średnio wspominam, posłałem kumplowi "Osamę" do podpisu i na pewno przeczytam jakoś w przyszłym roku. Ta "Stacja" mnie też zainteresowała, jak zobaczyłem w zapowiedziach "Zysku" i widzę, że całkiem słusznie, bo ciekawie o niej piszesz. Pewnie lepsze to od "Stulecia" i inny zupełnie styl, co? To jest hard sf?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, do Lublina mam za daleko i czasu nie ma. "Stacja centralna" to hard science fiction. To powieść składająca się z rozdziałów, które na dobrą sprawę przypominają niezależne opowiadania. W każdym z nich głównym bohaterem jest inna postać a fabuła służy tutaj wizji i budowie świata a nie prezentacji wydarzeń.
    Z wszystkich powieści Tidhara najwyżej nadal stawiam "Osamę". "Stacja" i "Stulecie" tuż za nią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ta forma też mnie zastanawiała, bo gdzieś ktoś pisał, że to opowiadania, a ja zaskoczony byłem, bo wcześniej czytałem, że powieść. Spoko, to bez spiny, będę miał na uwadze. Prędzej po "Osamę" pewnie sięgnę, bo podpis pewnie zrobi swoje. :)

      Usuń