poniedziałek, 22 maja 2017

Stulecie przemocy

Übermensch upokorzony

Komiksy o superbohaterach przeżywają obecnie kinowy renesans. Komiks ma o wiele więcej wspólnego z filmem niż z literaturą, toteż zrozumiałe jest to, że mówimy obecnie dużo o filmie superbohaterskim, natomiast o powieści superbohaterskiej mało kto słyszał. Stulecie przemocy Laviego Tidhara, wydane w kolejnej odsłonie Uczty Wyobraźni wydawnictwa Mag, jest jedynym znanym mi reprezentantem tego rodzaju literatury – o ile w ogóle możemy wydzielać taki podgatunek. Powieść ta jest właściwie komiksem, być może pewnym eksperymentem literackim i w moim odczuciu jedną z najoryginalniejszych książek z cyklu.

W 1932 roku na skutek eksperymentu przeprowadzonego przez jednego z nazistowskich naukowców, przez świat przechodzi tajemniczy impuls, tzw. Fala Vomachta. Eksperyment mający na celu urzeczywistnienie niemieckiego marzenia o Rasie Panów udaje się bardziej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Zaczynają pojawiać się ludzie o niebywałych mocach, superbohaterowie w jaskrawych trykotach, którzy od razu zostają werbowani przez władze swoich rodzimych krajów. Celem jest oczywiście wykorzystanie mocy nadludzi w nadchodzącej wojnie. Amerykanie mają Człowieka-Tygrysa, kobietę o mocach podobnych do Storm z marvelowskich X-Men, Zielonego Rewolwerowca, czyli człowieka-roślinę. Naziści mają swoich übermenschów – przerażającego człowieka-wilka oraz poszukiwanego na całym świecie zbrodniarza, władcę śniegu i lodu. A Brytyjczycy mają między innymi dwójkę głównych bohaterów – człowieka, który potrafi dosłownie zdematerializować każdy fizyczny obiekt i wysłać go w niebyt oraz władcę mgieł. Poznajcie angielskich superherosów o pseudonimach Oblivion oraz Fogg.

To co rzuca się w oczy od samego początku powieści, to bardzo specyficzny sposób prowadzenia narracji. Oblivion i Fogg wezwani do swoich mocodawców, Biura Spraw Przestarzałych, poddani są przesłuchaniu mającym na celu rekonstrukcję zdarzeń z czasów Drugiej Wojny Światowej, kiedy to wraz z innymi brytyjskimi superbohaterami ścigali wspomnianego już niemieckiego nadczłowieka o pseudonimie Zamieć. Sceny przy stole przesłuchań przeplatane są retrospekcjami sięgającymi dzieciństwa bohaterów, czasów werbunku i treningu w odosobnionej placówce oraz z okresu tajnych misji i walk z niemieckimi nadludźmi. Odwiedzamy upadający i skuty lodem Mińsk podczas operacji Barbarossa, odkrywamy tajne laboratoria w lasach Transylwanii, walczymy już po wojnie z ukrywającymi się w Wietnamie i Laosie nazistowskimi zbrodniarzami o nadludzkich mocach i uciekamy przed bojówkami Osamy bin Ladena, polującymi na nadludzi podczas sowieckiego najazdu na Afganistan.


Epizody porozrzucane są w powieści niczym krótkie odcinki komiksów o superbohaterach. To w zasadzie gotowe plansze, które tylko czekają na rysownika i przeobrażenie w graficzną opowieść. Tidhar pisze krótkimi prostymi zdaniami, szczegółowo opisującymi scenerię zdarzeń - on rysuje w wyobraźni czytelnika. Robi to bardzo dokładnie i pieczołowicie, ale pozostaje w swej metodzie zdecydowanie nienachalny. A wspomniany brak chronologii jest tutaj kluczowy. Historia powstała ze zlepków wspomnień Obliviona i Fogga, poprowadzona jest dokładnie tak jak powinna – obraz, który powstaje w trakcie czytania powieści ma idealnie stopniowane napięcie, osiągające swą kulminację w bardzo efektownym finale.

Podczas czytania Stulecia przemocy przychodzą na myśl marvelovscy X-Meni, gdzie na miejscu Profesora X proponującego schronienie w swej posiadłości znajduje się brytyjski nadczłowiek o pseudonimie „Stary”, oferujący tylko surowe warunki życia i brak jakichkolwiek gwarancji przeżycia wojny. Przypominają się genialni i jakże odmienni od reszty komiksowego świata Strażnicy Alana Moore’a i ich dzieje wplecione mocno w zimnowojenną historię. Pojawiają się skojarzenia z ekranizacją Hellboy’a w reżyserii Guillermo del Toro i jego specyficzna, lekko odrealniona estetyka. 

Powieść Tidhara nie jest jednak tylko prostą historią o walce dobra ze złem. To przede wszystkim poszukiwanie definicji bohatera. Czym różni się bohater od zwykłego człowieka? Co powoduje, że jest nadczłowiekiem? Nadludzka siła i zdolności? Czy może odwaga, poświęcenie i miłość? Znamienne jest to, że znajdujemy w powieści fragment opisujący atak terrorystyczny na World Trade Center. Tidhar zadaje pytanie - kim jest bohater? W zbiorowej świadomości jest to ktoś kto wyskakuje z ekranu lub kolorowych kartek by rozbroić terrorystów, aby samolot mógł bezpiecznie wylądować. A może prawdziwi bohaterowie to ci, którzy walczyli z porywaczami na pokładzie i zginęli w płomieniach i zgnieceni tonami metalu? 

W świecie wykreowanym przez Tidhara przejście Fali Vomachta tak naprawdę nic nie zmieniło. Istnienie ludzi z supermocami nie zapobiegło koszmarowi II Wojny Światowej, horrorowi Auschwitz. Nie powstrzymało ludzkich potworów takich jak doktor Mengele. Nietzscheański übermensch stoi ze spuszczonymi spodniami, skompromitowany, wyśmiany, bezużyteczny. Wszystko dlatego, że używa nie tych środków do udowodnienia sobie i reszcie świata, że jest prawdziwie wyjątkowy. Bo tak naprawdę, ponadprzeciętny może być każdy człowiek o ile wie co stanowi źródło jego nadzwyczajności. 

Stulecia przemocy nie zaliczam do czołówki Uczty Wyobraźni. Jest to jednak zdecydowanie jedna z najoryginalniejszych formalnie powieści w tym cyklu. Bardziej komiks lub film niż zwyczajna książka.


Tytuł: Stulecie przemocy
Tytuł oryginalny: The Violent Century
Autor: Lavie Tidhar
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Wydawca: Mag
Data wydania: kwiecień 2017
Rok wydania oryginału: 2013
Liczba stron: 336
ISBN: 9788374807401



2 komentarze:

  1. Cykl "Mściciele" Sandersona jest, zdaje się, o superbohaterach. MAG ma natomiast wydać książki o postaciach z DC. Na pierwszy ogień idzie Wonder Woman autorstwa Bardugo. Osobiście nic z tego czytać nie zamierzam ;) Aha, są jeszcze "Dzikie karty" pod redakcją Martina.
    Wracając do Tidhara, czytałeś Osamę ? Jeśli tak to czy możesz porównać te dwie książki ? Pytam bo Twoja recenzja nieco mnie zachęciła ale Osama mi kompletnie nie przypasował.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj.
    Tak, czytałem Osamę zaraz po premierze. Pierwszy Tidhar zrobił na mnie większe wrażenie niż drugi. Książki są jednak od siebie dość odmienne - więc nie będę Ci "Stulecia przemocy" odradzał. Być może Ci podejdzie. Jak dla mnie to "Osama" jest bardziej odjechaną narracyjnie i fabularnie powieścią niż "Stulecie..."

    OdpowiedzUsuń