sobota, 28 stycznia 2017

Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz

Kto tu jest człowiekiem?

Gdy słyszymy o Frankensteinie i jego monstrum, naszym pierwszym skojarzeniem jest postać wykreowana przez Borisa Karloffa w filmie Frankenstein z 1931 roku (choć, według mnie, najbliżsi wizji autorki powieści byli twórcy serialu Penny Dreadful). Wielki humanoid o wysokim czole, z śrubkami wkręconymi w szyję, poruszający się w mechaniczny sposób. Popkultura zmodyfikowała źródłową historię i postać niezliczoną ilość razy. Warto zatem sięgnąć do oryginalnej historii, spisanej przez Mary Shelley - jest to w moim odczuciu ewenement w historii literatury. Jest okazja, w lutym wydawnictwo Vesper wznawia Frankensteina w twardej oprawie.

Mary Wollstonecraft Godwin, szesnastoletnia wyrodna córka swoich rodziców, postępowych jak na swoje czasy, światłych ludzi, ucieka ze swojego bogatego domu w imię romantycznej miłości. Jej wybrankiem jest Percy Shelley, angielski poeta, który dla Mary zostawia swoją ciężarną żonę. Europejskie wojaże, małżeństwo, wzloty i upadki to swego rodzaju realizacja mitu epoki o ponadczasowym, burzliwym uczuciu. Mary (już) Shelley w wieku dziewiętnastu lat spędza lato w okolicach Genewy wraz z mężem i jego przyjaciółmi. Wtedy, podczas dziwnego, mrocznego lata, pełnego anomalii pogodowych, przy wieczornych opowieściach z dreszczykiem, w głowie Mary rodzi się pomysł na historię. Historię, która okaże się nieśmiertelna, przekazywana z pokolenia na pokolenie i będąca zaczynem nowego gatunku literackiego – horroru.


Frankenstein to powieść szkatułkowa, której zewnętrzną warstwę stanowi historia osiemnastowiecznej wyprawy Roberta Waltona na biegun północny. Zanim w literaturze pojawił się wszechwiedzący narrator, wielką popularnością cieszyła się powieść epistolarna, czyli oparta na przedstawieniu fabuły w korespondencji listownej między bohaterami. Robert Walton pisze listy do swojej siostry, w których pełen entuzjazmu snuje marzenia o odkryciu bieguna i wymazaniu ostatnich białych plam na mapach. Jest typowym przedstawicielem okresu Oświecenia, zachłyśniętym nauką, pokładającym bezgraniczną wiarę w ludzki rozum, dla którego nie powinno być żadnych granic. Wedle poglądów Waltona, wszystkie obszary poznania muszą być definiowane przy użyciu racjonalnej i logicznej metody, ściśle związanej z naukowym sposobem dochodzenia do prawdy. I wtedy nie ma barier dla potęgi ludzkiego intelektu, możemy sięgnąć do absolutu.

Rzeczywistość mocno weryfikuje stanowisko Waltona. Spotkany na lodowym pustkowiu ludzki cień, trawiony gorączką i załamany nerwowo Victor Frankenstein, był kiedyś takim samym entuzjastą nauki i wiedzy. Walton zapisuje opowieść Frankensteina, ludzkiego Prometeusza, który sięgnął tam, gdzie Walton dopiero zamierza. I upadł. Za próbę kradzieży ognia boskiej wiedzy i roszczenie sobie praw, które nigdy nie będą ludzkim przywilejem, cierpi niewysłowione katusze, z których wyzwolenie możliwe jest tylko na arktycznej, lodowej pustyni. Dopóki nie zniszczy swego przeklętego dzieła, nie zazna spokoju.

Dziełem jest, jak to wszyscy wiemy, monstrum zbudowane z  ludzkiego ciała i ożywione przez Frankensteina w odosobnionym laboratorium.Młody student Uniwersytetu w Ingolstadt chciał złapać Boga za nogi a gdy już mu się to udało, okazało się że trzyma owłosione łydki szatana i przeżywa szok, ponieważ podniósł wzrok do góry. Frankenstein porzuca swoje stworzenie natychmiast po jego kreacji a monstrum, zagubione i niepewne tego, czym jest i po co jest, szuka akceptacji w świecie. A świat jest pełen ludzi – stworzeń, które budzą w sztucznie ożywionym człowieku fascynację i sprawiają wrażenie istot, od których można się uczyć i zdefiniować tym samym swoją rolę i miejsce na Ziemi. Bezimienny, samotny stwór, nie jest bowiem zły z przyrodzenia, jest raczej jak biała karta, którą można zapisać i tym samym go zdefiniować. I co się dzieje?

Najpierw porzuca go jego własny „ojciec”, a potem spotykają go nieustanne szykany i powszechne odrzucenie ze strony spotykanych osób. Ludzie widzą w nim tylko zło, potwora, bestię i abominację. I to go faktycznie zaczyna definiować, to ludzie czynią go tym czym ostatecznie się staje – mordercą, dusicielem i uciekinierem. Nie ma dla niego miejsca w świecie ludzi, a przecież nie jest zwierzęciem, które nie myśli i nie doświadcza ludzkich uczuć. Ludzie przelewają do jego pustej skorupy całe swoje zepsucie, uprzedzenia, zło, krótkowzroczność i okrucieństwo. Gdy ten fakt do niego dociera, celem jego przeklętego życia staje się zemsta na swoim stwórcy.

Z kart powieści bije mocne autorskie przesłanie. Mimo wielkiego, naukowego postępu, będącego pokłosiem epoki oświecenia, człowiek zawsze pozostanie nacechowany swą małością i podłością. Nie jesteśmy godni boskiej mocy, nie powinniśmy sięgać tam gdzie nasza ingerencja przyniesie szkody a my sami nie jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencji naszych działań. Czuć wyraźnie nową epokę, młoda Mary buntuje się i odrzuca oświeceniowe ideały i racjonalny empiryzm na rzecz romantycznego kursu na niezbadane zakątki oceanów mistyki i werterowskie cierpienia duszy.Tym samym ciężko zaliczyć Frankensteina ot tak po prostu do gatunku horroru,takiego jaki znamy dzisiaj. Bo to nie horror, to pradziad tego gatunku, filozoficzna opowieść grozy z początków epoki romantyzmu, która była przez dziesięciolecia i jest nadal niewyczerpanym źródłem inspiracji. I to jest właśnie wspomniany przeze mnie ewenement. Dwudziestoletnia kobieta w świecie zdominowanym przez mężczyzn pisze powieść, która przyćmiewa swą późniejszą popularnością i siłą większość utworów swego okresu, a po dwustu latach nie ma chyba osoby, która by o niej nie słyszała.

Bo wszyscy chyba kojarzą stwora. Wspomnieć jednak należy, że popkulturowa widokówka z potworem pozszywanym z martwych członków, ożywianym przez niezliczone kable i przewody, którym prąd dostarcza dziwna maszyna, nakręcana korbą przez Igora, garbatego sługę, a w tle słychać okrzyk „It's alive!”, nie ma nic wspólnego z wizją Shelley.W powieści, wszystko jest bardzo subtelne, wzniosłe, egzaltowane, emocjonalne. Nawet dzikie monstrum układa w myślach frazy niemal jak spod pióra Lorda Byrona, a wszyscy zdają się działać pod wpływem impulsu, serca i emocji, nigdy rozumu i dalekosiężnych planów. A sam Wiktor Frankenstein to trochę nadwrażliwy marzyciel, nie potrafiący uczyć się na błędach i nie patrzący wprzód. Typowy romantyk, któremu sekundę zabiera rozbicie wazonu z kwiatami a potem dziesięć godzin jego opłakiwanie w blasku księżyca przy trzaskających okiennicach. To nie zarzut, to charakterystyka postaci, Shelley pisała tak, jak dyktowały ówczesne kanony.

Na koniec muszę wspomnieć o nowym wydaniu Vespera. Wznowienie to, podobnie jak pierwsze, miękkookładkowe wydanie, jest prawdziwym bibliofilskim cackiem. Mamy nowy przekład Macieja Płazy i jego posłowie, rzucające światło na historię powstania powieści, mamy genialne ilustracje Lynda Kendalla Warda, mamy dodatkowo też opowiadania powstałe jako odpowiedź na wymyśloną naprędce przez Mary Shelley pierwszą wersję Frankensteina - Wampir Johna W. Polidoriego, Pogrzeb George’a G. Byrona oraz niesamowite opowieści męża Mary Shelley. Bardziej klasycznie już nie można.

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję wydawnictwu Vesper

Tytuł: Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz
Tytuł oryginalny: Frankenstein or the Modern Prometheus
Autor: Mary Shelley
Tłumaczenie: Maciej Płaza
Wydawca: Vesper
Data wydania: luty 2017
Rok wydania oryginału: 1818
Liczba stron: 352
ISBN: 9788377312605

13 komentarzy:

  1. Dajesz Marcin dwie strony gdzie publikujesz recenzje, nie wiem gdzie lepiej się odnosić...

    Kapitalny tekst. Dobrze, że klasyka jest czytana. Ja wiem, że wielu ludzi "Frankensteina" wykpiwa, że to niby nie horror, przestarzały, mdławe romansidełko... Jak dla mnie to zarzuty chybione. To, że jak piszesz po 200 latach cały czas jest ta powieść słynna ma swój urok - ciekaw jestem ile współczesnych horrorów się takiego statusu doczeka?

    Owszem książka ma swoje wady, jest sporymi fragmentami infantylna, co nie zmienia faktu że posiada ogromny potencjał intelektualny, właściwie chyba szczyt wśród powieści grozy, który już nigdy nie został dorównany, pomimo iż powstały słynne książki horroru dużo lepiej z technicznego punktu widzenia wykonane jak Dracula czy Golem. Po prostu sam motyw, pomysł zasługuje na wielkie słowa uznania. A fakt, że napisała go zaledwie nastolatka, która już nigdy na ten poziom się literacko nie wdrapała świadczy dla mnie, że to był przebłysk geniuszu.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie recenzję jakie piszę lądują tu i na LubimyCzytać. Jeśli czasem wyjdzie mi coś w moim przekonaniu trochę lepszego, lub zobowiązałem się recenzencko, trafia to też na Szortal (może dzięki temu docieram d szerszego grona odbiorców). Także, odnosić się lepiej chyba tutaj :)
      A co do klasyki. Obok klasyki grozy poczytuję też Wellsa (właśnie przeczytałem Wyspę Doktora Moreau i Niewidzialnego człowieka), czyli klasykę science fiction. I nie ma porównania - klasyczna groza bije na łeb klasyczną sf. Ale to głównie dlatego, że idee sf szybko się dezaktualizują i odwołują się do tego racjonalnego pierwiastka ludzkiego. Groza uderza w inne obszary, jest raczej ponadczasowa.

      Usuń
  2. Te wydanie to pewnie tak dobrze opracowane jak HPL od nich, co? Tu, zdaje się, też Płaza maczał palce w opracowaniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dwa Lovecrafty, Golem Meyrinka, Poe, Frankenstein, Dracula Stokera, Mnich - tu wszędzie są opracowania Płazy. Nie mam Doriana Graya ale nie zakładam innej sytuacji.
    Nie wiem tylko czy Terror Dana Simmonsa wlicza się do tej kolekcji - zapewne nie, więc i Płazy pewnie nie ma.
    W każdym razie, te opracowania to mistrzostwo świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to rewelacja, znaczy się Płaza współpracuje przy całości wznowień klasyki Vespera. Cieszy mnie to niezmiernie, po rewelacyjnym opracowaniu HPLa. Golema i Draculę już mam w starych wydaniach, ale może kiedyś i je kupię. Frankenstein do mnie idzie. Mnicha kupię. A ten Poe to jest opracowany przez niego w tym wydaniu dzielonym na 3 części czy w jednym tomie?

      Usuń
    2. Ja mam jednotomowe wydanie całości. Natomiast co do tych dzielonych to nie wiem.

      Usuń
    3. Taka odpowiedź mi wystarczy, bo ja chcę właśnie te jednotomowe. :) A wiesz, że Vesper teraz wyda "Egzorcystę"? :)

      Usuń
    4. Tak, wiem, obowiązkowo do przeczytania. Raz kiedyś to czytałem, chyba jako nastolatek - duże wrażenie.

      Usuń
    5. Ja właśnie nie. I filmu też całego nie widziałem, więc będzie okazję nadrobić i to, i to. :)

      Usuń
  4. Vesper wyda Egzorcyste? Kurna nie czytałem jeszcze ale w dzieciństwie film zrobił na mnie kolosalne wrażenie.

    Poe jest wydany bez żadnego opracowania poza opisem na okładce, ale to geniusz więc nie wypada nie mieć. A w tym trzytomowym Vespera wydaniu które mam są kapitalne ilustracje.

    Marcin - bierz tego Doriana w ciemno, ja w ciągu roku chyba ze trzy razy tę powieść przeczytałem i nie mam dość - wyśmienita książka i do tego te rozbrajające bon moty - Wilde jest mistrzem paradoksu słownego - czytasz pierwszą część zdania, by w drugim mieć jego zaprzeczenie, to jest niesamowite...

    Grot

    OdpowiedzUsuń
  5. Dorian Gray to pierwsza w kolejce książka Vespera do przeczytania, może nawet w lutym mi się uda. Ja się jeszcze zastanawiam nad "Terrorem" Simmonsa - to jest w tej kolekcji grozy czy poza nią?

    OdpowiedzUsuń
  6. Poza nią i bardzo dobrze. Moim zdaniem nie jest to wybitna powieść, liczyłem na dużo więcej, spore przestoje się zdarzają, choć oczywiście warta przeczytania.

    Jednak "Terror" zostawiłbym na sam koniec, po przeczytaniu wszystkich klasycznych powieści grozy jakie Vesper wydał w ostatnich latach, choć pewnie sporo z tych tytułów już czytałeś.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli chodzi o grozę Vespera, Wydaje mi się, że nie znam tylko "Portretu Doriana Graya". W sumie Lovecrafta i Stokera czytałem tak dawno, że nie podyskutowałbym o nich - też należałoby odświeżyć.
    Mi się Terror podobał, mam jakieś stare wydanie spoza Vespera. Liczę na twardą okładkę w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń