niedziela, 13 listopada 2016

Uległość


Historia kołem się toczy

Życie pisze czasami scenariusze, których ziszczenie nie przyszłoby nam do głowy w najbardziej szalonych wizjach. Uległość Michela Houellebecqa, fikcja literacka mówiąca o przejęciu władzy przez muzułmańską partię polityczną we Francji, miała premierę 7 stycznia 2015 roku. Dokładnie w tym samym dniu nastąpił atak terrorystyczny na siedzibę satyrycznego magazynu Charlie Hebdo. Ironia losu, prawda? Ta nieoczekiwana "promocja" powieści na pewno przyczyniła się w pewnym stopniu do wyników sprzedaży, jednakże analogia pomiędzy atakiem na redakcję a treścią książki nie jest zasadna. Bo Houellebecq nie pisze o islamie grożącym zachodniej cywilizacji dżihadem, o szaleńcach okutanych w pasy szahida z kałasznikowami w ręku. Pisze on o islamie o wiele bardziej subtelnym, którego siła wynika raczej z konieczności dziejowej i słabości Zachodu. Pisze on o islamie o wiele bardziej niebezpiecznym.

Rok 2022, Francja. Centrowe partie polityczne, zarówno lewicowe i prawicowe wypaliły się. Próżnię na scenie politycznej wypełniają ekstremiści, coraz bardziej atrakcyjni dla wyborców, zdegustowanych skostniałym systemem. Front Narodowy, z Marine Le Pen na czele, rywalizuje z Bractwem Muzułmańskim, opartą na wiadomej religii partią, popieraną paradoksalnie przez socjalistów i inne partie widzące w narodowcach zagrożenie dla demokracji. Kandydat Bractwa, Mohammed Ben Abbes wygrywa wybory prezydenckie i obraz Francji, jaki powszechnie znamy, zaczyna się stopniowo zmieniać. 


Bractwo Muzułmańskie przystępuje do reform zupełnie inaczej niż poprzednicy. W pierwszej kolejności bierze się za resort oświaty, uznając edukację dzieci i młodzieży za zagadnienie kluczowe. Następuje likwidacja koedukacji, ograniczenia w dostępie do niektórych szkół dla dziewcząt, wymóg konwersji na islam dla nauczycieli i wykładowców, ostra selekcja literatury. W gospodarce promowany jest dystrybutyzm, tzw. trzecia droga, która rozbija centralizację własności, na której opiera się zarówno kapitalizm (korporacje) i komunizm (aparat państwowy). Ludzie nie będący już wiecznymi najemnikami, koncentrują swoje wysiłki wokół przedsięwzięć familijnych, co powoduje zacieśnianie więzi między członkami rodzin (z powodów biznesowych a nie z miłości, ale zawsze to już coś) i pojawienie się kursu na patriarchalny model najmniejszej komórki społecznej. Spada bezrobocie, ponieważ kobiety odpływają z rynku pracy, skuszone finansowymi rekompensatami. Spada przestępczość, głównie z powodu wyciszenia muzułmańskiej części społeczeństwa, czującej się coraz bardziej jak w domu.

Wszystkim tym zmianom przygląda się główny bohater, Francois. Jako wykładowca akademicki na Sorbonie, doktoryzujący się w temacie twórczości swojego literackiego boga, Jorisa - Karla Huysmansa, prowadzi życie samotnego intelektualisty, czasami przeplatane niezobowiązującymi romansami. Jest typowym produktem zachodniego stylu życia, totalnym zaprzeczeniem wszystkich wartości, które forsuje powoli nowa siła polityczna. Jego życie, przesiąknięte dekadentyzmem i wewnętrzną pustką, dodatkowo komplikuje fakt, że zostaje zwolniony z uniwersytetu (bo nie jest muzułmaninem), opuszcza go jego miłość (żydówka, uciekająca do Izraela ze strachu przed zmianami politycznymi we Francji) a on sam zaczyna szukać swojego miejsca w otaczającym go świecie.


Francois, podobnie jak jego XIX-wieczne literackie guru, odbywa drogę do źródeł własnej tożsamości, zarówno religijnej jak i świeckiej. Cała powieść opiera się na ciągłym ścieraniu się tych dwóch przeciwstawnych pierwiastków definiujących podstawy każdej ludzkiej cywilizacji i kultury - religii i laicyzmu. Czy laickiej Europie grozi upadek na rzecz islamu? U Houellebecqa, islam reprezentowany przez fundamentalizm i terroryzm nie jest groźny. Jest wręcz śmieszny i na dłuższą metę tylko zaszkodzi idei muzułmańskiej ekspansji. To właśnie droga obrana przez Bractwo Muzułmańskie, które w aksamitnych rękawiczkach, w sposób stonowany i w zgodzie z prawem prowadzi swoją rewolucję, będzie skuteczna. Islam, niczym koń trojański, poprzez drobne na początku i z pozoru pożądane korekty zastanego porządku cywilizacyjnego, rozpycha się niezauważony. Osiąga swe cele, wykorzystując skłonność świata zachodu do traktowania nowej zmiany światopoglądowej, jako kolejnej gry, opartej na rynkowych zasadach popytu i podaży, gdzie popyt napędza jego nieświadoma tęsknota za obietnicami serwowanymi przez monoteistyczną religię. A podaż tych obietnic jest wprost nieograniczona. 

I nie ma takiej siły, w wizji wykreowanej przez autora, która mogłaby ten proces zatrzymać. Chrześcijaństwo? To już od dawna tylko cepelia, skompromitowana sojuszem z liberalizmem, traktowana poważnie tylko wtedy, gdy nastąpi jakaś wielka trauma, trwoga pchająca nas do Boga. Ateistyczny humanizm? Ateizm od dawna to tylko pusta poza, nacechowana brakiem zaangażowania, brakiem buntu. To nie prawdziwy ateizm, tylko ideowe lenistwo. Islam z kolei u samych swych podstaw opiera się o walkę o cele metafizyczne, religia jest pierwotna względem pozostałych pojęć, to ona kształtuje byt. I te wszystkie elementy, których brakuje w zatomizowanym świecie zachodu, zaczynają się powoli przesączać wraz z islamem do naszej, chylącej się ku upadkowi cywilizacji. Ekstremalna wolność, którą posiadamy, to brzemię, z którym większość ludzi nie potrafi sobie poradzić. Houellebecq idzie tutaj tropem Johna Fowlesa, który w Magu pisał o tym, że pragnienie wolności absolutnej to złudzenie, bo zrozumienie, na czym ona naprawdę polega, spowoduje nasz odwrót od korzystania z niej. I tak właśnie zdaje się mówić autor – Europejczycy podświadomie ciągną do idei poddaństwa, uległości wobec Boga. Jednak owa uległość nie jest ukonstytuowana metafizycznie i filozoficznie, na takie głębie pojęciowe nas już nie stać, takie pokusy na nas nie działają. To coś podobnego do kuszenia atrakcyjnym i z pozoru niewinnym urlopem w Tunezji w zamian za zwodniczo niewielką cenę (co tam jakaś konwersja na islam).

Michel Houellebecq nie straszy groźnymi muzułmanami, nie rozdziera szat przy akompaniamencie ostrzegawczego krzyku. Uległości nie należy odczytywać jako krytyki islamu i zachodzących zmian, to raczej cierpka analiza pewnego procesu, który jest po prostu nieunikniony. W V wieku upadło Cesarstwo Zachodniorzymskie. Rozbite siłą miecza i ognia, ale i również z powodu własnej słabości. Ta pierwsza tzw. mutacja metafizyczna, o której autor pisał już w Cząstkach Elementarnych spowodowała rozwój kultury i cywilizacji europejskiej pod dyktando chrześcijańskiej wizji świata. Średniowieczny mrok, odwrót od starożytnego humanizmu, ludzkość, jako religijny kolektyw, połączona zwierzchnością absolutu. Druga mutacja metafizyczna to pojawienie się w Europie nowożytnego, oświeconego spojrzenia na świat, które przed kilkuset laty stopniowo przywracały człowieka na piedestał i dzięki któremu nasz obecny świat wygląda tak jak wygląda.

Mutacje metafizyczne zachodzą zatem na cywilizacyjnej sinusoidzie, gdzie szczyty fal możemy utożsamiać z oświeconym, liberalnym humanizmem ukierunkowanym na człowieka i zawierzeniu "szkiełku i oku" a doły to ciemne obszary cywilizacji państw wyznaniowych, gdzie prawa człowieka i humanizm nie mają racji bytu. Nadchodząca, trzecia mutacja, którą wieszczy Houellebecq to złośliwy chichot historii, powtórka z 476 roku n.e. Jednakże tym razem to islam a nie chrześcijaństwo zapanują nad światem zachodu. I może kiedyś za kilkaset lat, gdy niestety już nas nie będzie, gdzieś tam w Kalifacie Zjednoczonej Europy, równie aksamitnie jak w XXI wieku, tylko, że tym razem na fali czwartej mutacji metafizycznej nastąpi powrót do wartości, które zbudowały nowożytną oświeconą cywilizację, w której (jeszcze) obecnie żyjemy? Kto wie?

Recenzja zamieszczona pierwotnie na Szortal

Tytuł: Uległość
Tytuł Oryginalny: Soumission
Autor: Michel Houellebecq
Tłumaczenie: Beata Geppert
Wydawca: W.A.B.
Data wydania: wrzesień 2015
Liczba stron: 352
ISBN: 9788328021204

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz