Wojny informacyjne
„Cryptonomicon”, czwarta powieść Neala Stephensona, wydana pierwotnie w 1999 roku, jest rzeczą monumentalną. Tysiąc stron zapełnionych małym drukiem i charakterystyczną narracją znaną nam już z poprzednich książek jest wyzwaniem nie tylko, powiedzmy, „ilościowym”. „Cryptonomicon” jest powieścią napisaną przez totalnego geeka i przeznaczoną dla osób świadomych tego faktu i – co więcej – szukających dokładnie tego rodzaju powieści. Ponowna lektura po czternastu latach od pierwszej, była doświadczeniem nieco innym, pełniejszym i o wiele ciekawszym. Tak to już jest z Nealem Stephensonem.
Tym razem porzucamy całkowicie science fiction. Akcję powieści śledzimy z czterech (choć nie od samego początku) punktów widzenia – trzy z nich przenoszą nas w czasy Drugiej Wojny Światowej a ostatni, najobszerniejszy, do drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych, czyli de facto w czasy współczesne piszącemu ją autorowi. W roku 1942 Lawrence Pritchard Waterhouse, amerykański geniusz matematyczny specjalizujący się w kryptografii, zostaje zwerbowany przez aliantów i dołącza do tajnego projektu w Bletchley Park. To tam, w wielkiej rezydencji na północ od Londynu, grupa najlepszych kryptografów pod wodzą samego Alana Turinga złamała szyfr Enigmy. Waterhouse dołącza do tajemniczego Wydziału 2702, którego podstawowym zadaniem jest ukrycie tego faktu przed nazistami. Rozumiecie – jeśli alianci będą zawsze bezbłędnie ostrzeliwać morskie konwoje swych wrogów, lub wyprzedzać ich działania, ci zorientują się, że szyfr Enigmy został złamany i szybko go zmienią. A wtedy cała robota na nic.
Sierżant amerykańskiej piechoty morskiej, Bobby Shaftoe, bierze udział w szeregu misji mających na celu kamuflowanie sukcesu alianckich kryptografów. Fabrykuje dowody rzekomych misji wywiadowczych na terenie Włoch, czy bierze udział w nad wyraz jawnej ekspedycji do Skandynawii – wszystko według planów Wydziału 2702. Jego nippoński kolega z drugiej strony barykady (Neal Stephenson ani razu nie używa słów „Japonia”, „japoński” tylko zawsze „Nippon”, „nippoński”), oficer Goto Dengo, pojawia się w połowie powieści jako trzeci punkt widzenia, dopełniający intrygę z czasów Drugiej Wojny Światowej. Intrygę, której składowymi nie są tylko wojny informacyjne, projekty nowych rozwiązań kryptograficznych, czy prototypy współczesnych komputerów (tak!), ale przede wszystkim tajemnica gigantycznej ilości złota pojawiającej się to tu, to tam w całej Azji Południowo-Wschodniej (i nie tylko!). Losy Waterhouse’a, Shaftoe’a i Dengo dość często się przecinają – zwłaszcza w drugiej połowie „Cryptonomiconu” kiedy to powoli zaczynamy dostrzegać całościowy obraz.
Czwarty, największy objętościowo wątek powieści dotyczy Randy’ego, wnuka Waterhouse’a, komputerowego geeka, który wraz z kilkoma kumplami wpadł w końcu na pomysł, jakby tu nie tylko spełnić się zawodowo, ale i zarobić na tym mnóstwo kasy. Panowie zakładają spółkę informatyczną Epiphyte. Startup ten, w erze gwałtownego rozwoju informatyki i internetu, ma być z początku bliżej niezidentyfikowanym usługodawcą telekomunikacyjnym, z siedzibą w Manili, stolicy Filipin. Specjalnie zatrudniona spółka o nazwie Semper Marine, zarządzana przez Douglasa Shaftoe’a (nazwisko nieprzypadkowe) ma za zadanie położyć kable telekomunikacyjne na dnie oceanu łączące Chiny, Japonię a może nawet i Australię a wszystko to nadzorować będzie Epiphyte. Ale sytuacja jest dynamiczna – plany trzeba weryfikować i dostosowywać do zmieniającej się sytuacji ekonomicznej czy geopolitycznej. Spółka Epiphyte zawiera ostatecznie umowę z fikcyjnym Sułtanatem Kinakuty (nie sposób dopatrywać się tu analogii z Sułtanatem Brunei), gdzie planuje zbudować „przechowalnię danych” (data heaven), mierzyć się musi z miejscowymi potentatami finansowymi, ich pomagierami spod ciemnej gwiazdy, szemranymi inwestorami, szpiegostwem cyfrowym czy przemysłowym, a także podejmuje próbę stworzenia pierwszej w historii świata, w pełni wirtualnej waluty. A waluta ta, jak każda inna, musi mieć oparcie w złocie – i tu zaczynają się pojawiać nawiązania, z czasem coraz większe, do fabuły osadzonej w latach czterdziestych.
„Cryptonomicon” jest jednocześnie książką historyczną, techno-thrillerem, momentami przezabawną komedią, powieścią przygodową i wojenną oraz w przeważającej części prezentacją koników, zainteresowań i poglądów samego Neala Stephensona. Autor uwielbia matematykę, fizykę, komputery, szyfrowanie i historię. W latach dziewięćdziesiątych, kiedy to rozwój cyfrowych technologii zaczął wyraźnie przyspieszać, Stephenson mógł dzielić się swymi pasjami z innymi czytelnikami. I to nie tylko z tymi podzielającymi jego zamiłowania (choć głównie). W „Cryptonomiconie” pojawiają się takie persony jak Alan Turing i Rudolf von Hacklheber, genialni matematycy i specjaliści od szyfrowania – z ich rozmów z Waterhouse’em możemy dowiedzieć się ciekawych rzeczy o monumentalnej pracy „Principia Mathematica”, mającej na celu skodyfikowanie całej (!) matematyki i stworzenia formalnego systemu zapisu jej reguł wywiedzionego bezpośrednio z logiki. Wspominam o tym nie dlatego, że ta idea zajęła jakąś kluczową pozycję w „Cryptonomiconie” ale staje się niezwykle istotna w późniejszym „Cyklu barokowym” a nawet w „Peanatemie”.
Neal Stephenson zna się na wojskowości i jej historii, ogarnia idee teorii informacji, przytacza całe sposoby kodowania informacji i tłumaczy jak wykorzystywane są do tego liczby pierwsze. Lawrence Waterhouse i Alan Turing stają się w tej powieści kimś w rodzaju pre-hakerów, łamaczy zabezpieczeń – te określenia nie mają tu jednak negatywnego wydźwięku jak obecnie. Podobnie jest zresztą w wątku z lat dziewięćdziesiątych – bycie hakerem oznacza bunt wobec opresyjnego systemu a nie jednoznacznie negatywną kradzież własności intelektualnej. Stephenson snuje rozważania na temat rozwoju informatyki i programowania, pisze o inwigilacji cyfrowej i zasadach działania rynków walutowych a nawet wraca do lingwistyki, którą zajmował się w „Śnieżycy” i ekologii, będącej głównym zagadnieniem „Zodiaka”. „Cryptonomicon” ma już ponad dwadzieścia pięć lat, więc jest technologicznie zdezaktualizowany, ale to przecież nie ma żadnego znaczenia dla jakości lektury.
Jakość owa jest wysoka, choć warto tu zwrócić uwagę na jedną, niezwykle istotną sprawę. „Cryptonomicon” napisany jest w sposób mieszający wskazane wątki i punkty widzenia w sposób celowy. Trudność lektury polega na tym, że kolejne rozdziały poszczególnych wątków nie zachowują ciągłości. Bobby Shaftoe zostaje uratowany z masakry na plaży Guadalcanal przez tajemniczego Enocha Roota a potem pojawia się w zupełnie innym miejscu i czasie bez jakichkolwiek wyjaśnień na temat tego, co porabiał w międzyczasie. Dodatkowo narracja Stephensona jest mocno… nadmiarowa (chyba celne określenie). Autor jest geekiem totalnym, on musi szczegółowo wytłumaczyć jak i dlaczego coś działa, a nie tylko stwierdzić sam fakt działania. Dowiadujemy się zatem czym jest phreaking van Ecka, jak działa monitor komputerowy i maszyny deszyfrujące z lat czterdziestych oraz czym jest teoria gier na rynkach finansowych i w kryptologii. No i fajnie – tylko, że pojawiają się tu dwa problemy, które mogą być nie do przeskoczenia dla nieprzygotowanego lub czepialskiego czytelnika.
Po pierwsze – niektóre z tych opisów i dywagacji zdają się być zamieszczone tylko z powodu kaprysu autora, bo nie wnoszą zupełnie nic do fabuły (patrz: wspomniany phreaking). Stephenson po prostu musiał się pochwalić, że zna się na tym i owym i jara się tym faktem niemożebnie. Po drugie – często opisy zwykłych czynności i zdarzeń rozrastają się do monstrualnie wyglądających akapitów. Już nie piszę tu o tej bardzo charakterystycznej degustacji płatków śniadaniowych, która została opisana tak, a nie inaczej, całkowicie celowo. Chodzi bardziej o różnego rodzaju, niekończące się dygresje – Stephenson opowiada na przykład o tym jak wygląda wnętrze domu na wyspie Qwlghm albo codzienna toaleta Randy’ego, opisując przy okazji szczegóły architektoniczne innych podobnych domów lub włókna ręczników, albo biografie budowniczych lub producentów maszynek do golenia na kilka pokoleń wstecz. Przesadzam oczywiście i trochę wymyślam – ale wcale daleko od prawdy nie odbiegam. Uwielbiam styl Stephensona, jego humor i „potoczystość narracji”, ale nawet mnie wystawił na kilka poważnych prób. To jest dokładnie taka sama sytuacja jak w przypadku Thomasa Pynchona, którym Stephenson się chyba trochę inspirował. No cóż, take it or leave it.
Wspominałem o humorze? „Cryptonomicon” jest przezabawną, błyskotliwą i bardzo inteligentną lekturą. Tu przoduje zdecydowanie wątek Lawrence’a Pritcharda Waterhouse’a – choć nie tylko. Weźmy choćby tylko kilka scen – wizyta Lawrence’a w Londynie i jego rekrutacja do 2702, jego reakcja na szeroko pojętą „brytyjskość”, uwodzenie przez Margaret lub zaloty do Mary Smith (zwane „Planem Rżnięcia Mary”) czyli szeroko pojęte życie uczuciowe Waterhouse’a. Bezlitosna kpina z Wysp Owczych i ich języka (wspomniane wyspy Qwghlm), czy wreszcie akcja w chłodni położonej gdzieś w północnej Afryce lub lądowanie Goto Dengo na plaży ludożerców. Tak w ogóle to wątki zarówno Goto Dengo i Bobby’ego Shaftoe’a są ukłonami w stronę Kurta Vonneguta i Josepha Hellera oraz ich bezkompromisowych satyr wojskowych.
Postacie z „Cryptonomiconu” i ich rodzinne koligacje tak bardzo przypadły do gustu Stephensonowi, że przeniósł je do swego kolejnego, monumentalnego dzieła. „Cykl barokowy”, zbiór powieści, „których nikt nigdy nie dał rady przeczytać ciągiem od deski do deski”, znów przywołuje nazwiska Shaftoe i Waterhouse, tylko w scenografiach starszych o trzysta lat. Otwierające cykl trzytomowe „Żywe srebro” już czeka na ponowną lekturę po latach.
Tytuł: Cryptonomicon
Autor: Neal Stephenson
Tłumaczenie: Wojciech Próchniewicz
Tytuł oryginału: Cryptonomicon
Wydawnictwo: MAG
Wydawca oryginału: Avon
Rok wydania: 2022
Rok wydania oryginału: 1999
Liczba stron: 1004
Wydanie: I
ISBN: 9788367353038
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz