Kierunek Egipt!
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Armando „Skorpion” Catalano udaje się do Stambułu tropem płatnej zabójczyni Mejai. Skomplikowana relacja, w jaką weszła wspomniana para w poprzednich albumach, staje się jeszcze bardziej złożona – ostatni, piąty tom zbiorczy „Skorpiona” powinien ją w końcu podsumować.
Omawiany dziś album składa się z trzynastego i czternastego odcinka oryginalnej serii, wydanych odpowiednio w 2020 i 2022 roku. Są one czymś w rodzaju nowego otwarcia – nie tylko porzucamy niemal wszystkich starych bohaterów, Rzym i wszystkie skomplikowane rodzinne koligacje Skorpiona, ale również poznajemy nowego rysownika. Enrico Marini odszedł, a jego miejsce zajął inny Włoch, Luigi Critone. Otwierający nasz dwuczęściowy album odcinek „Egipcjanin Tamose” jest pierwszym w serii, do którego lektury naprawdę nie trzeba znać poprzednich. Armando dowiedział się, że Mejai zaszła z nim w ciążę. Teraz, w Stambule, widzi ją znów na ulicy, uskuteczniającą swą skrytobójczą profesję, zamiast gdzieś w domowych pieleszach z półtorarocznym dzieckiem na ręku. Sam bohater nie wie, czego chce i co czuje – na (nie)szczęście jego wewnętrzne rozterki szybko znikają pod wpływem jak najbardziej zewnętrznego zagrożenia.
Bliski Wschód drugiej połowy osiemnastego wieku to nieustannie brzęczące i grożące wybuchem gniazdo os. Imperium Osmańskie jest coraz słabsze, a wszystkie ościenne kraje (ze szczególnym wskazaniem na Carską Rosję) już ostrzą sobie zęby i miecze. Gdy na terenie Stambułu odnaleziony zostaje tajemniczy dokument pochodzący z Egiptu, Skorpion dostaje nowe zadanie od nowej, jak zwykle pięknej i prawdopodobnie bardzo wpływowej kobiety. Dwie pieczenie na jednym ogniu to zawsze świetna perspektywa – Mejai udała się w nieznanym celu do Kairu i przy okazji dokładnie tam prowadzi Skorpiona jego śledztwo. Jego tropem z kolei podąża niebezpieczny wysłannik samej carycy Katarzyny, który z bliżej nieokreślonych powodów chce pokrzyżować mu plany.
Stephen Desberg odciął się fabularnie od przeszłości i proponuje nową przygodę. O wiele prostszą, bardzo rozrywkową, pozbawioną tych wszystkich zawiłości rodem z telenoweli i nagłych, trochę naiwnych zwrotów akcji. Nie ma tu również żadnego komentarza społeczno-obyczajowo-światopoglądowego, żadnego nawiązania do zorganizowanej religii jako zagrożenia dla wolności i rozwoju cywilizacji. Armando Catalano, podobnie jak w tomie drugim, znów mocno przypomina Indianę Jonesa z osiemnastego wieku – tropimy tajemnice Księgi Wyjścia, szukamy grobowca wyklętego faraona Echnatona i pojedynkujemy się z najróżniejszymi typami spod ciemnej gwiazdy.
Luigi Critone naśladuje świadomie i z pełną odpowiedzialnością Enrico Mariniego – taki był wymóg utrzymania pewnej graficznej ciągłości całej serii. Trochę inaczej podchodzi do szczegółowości i detali – u niego wszystko na drugim tle jest bardziej rozmyte, mniej skonkretyzowane, a i same akwarele, nietrzymające się często przeznaczonych im krawędzi tuszu, pogłębiają ten efekt. Wolę styl Mariniego, ale ten jest całkiem w porządku.
Piąty tom „Skorpiona” kończy się ciszą, nie eksplozją. O wiele bardziej niż poprzednie skupia się na samej fabule – przygodowej, awanturniczej i, co chyba najważniejsze, świadomie wykorzystującej wszystkie cechy swej konwencji. Gdyby Alexandre Dumas przeniósł się w czasie i zechciał przełożyć swe powieści na język komiksu, musiałby udać się do Stephena Desberga. Więcej tomów nie ma, ale ostatnia strona nie zamyka historii definitywnie.
Tytuł: Skorpion. Tom 5
Scenariusz: Stephen Desberg
Rysunki: Luigi Critone
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Tytuł oryginału: Le Scorpion #13-14 (Tamose l’Egyptien, La Tombe d’un dieu)
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dargaud
Data wydania: marzec 2025
Liczba stron: 100
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788328153110
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz