Powrót na właściwe tory
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
„Odrodzenie” miało być dla uniwersum „Czarnego Młota” tym, czym są „kryzysy” dla DC Comics. Szumne zapowiedzi nie zostały dotrzymane, ale też nikt nie brał ich na poważnie. Dziś Lucy Weber kontynuuje swą misję ocalenia uniwersum i swej rodziny – przed nami trzeci, ostatni tom „Czarnego Młota. Odrodzenia”.
I znowu mamy cztery odcinki. Nie będę ukrywał faktu, że nie kończą one tak naprawdę opowieści o uniwersum Jeffa Lemire’a – „Odrodzenie” jest po prostu kolejną miniserią z fabułą osadzoną w tym właśnie świecie, a zaraz pojawią się kolejne spin-offy i następna seria kontynuująca główny wątek fabularny. Lemire jest spryciarzem – skoro to są osobne serie, a nie jedna, to nie musi się spieszyć i dotrzymywać comiesięcznego deadline’u. Przed przystąpieniem do lektury trzeciego tomu „Odrodzenia” warto jednak przypomnieć sobie dwa pierwsze.
A było tam sporo obietnic, w których dotrzymanie nie wierzyłem. Do Spiral City zaczęło zbliżać się jego złe, lustrzane odbicie. Superbohaterowie dwóch wersji tego samego miasta zaczęli zamieniać się miejscami, a nad całym tym zamieszaniem unosił się skrajnie irytujący, nieustannie bełkoczący Pułkownik Weird zawieszony w Parastrefie. Lucy Weber, aktualnie pełniąca rolę Czarnego Młota, straciła rodzinę, choć wiadomo, że w multiświecie z wzajemnie przenikającymi się składnikami o odzyskanie tejże rodziny można powalczyć. Jeff Lemire trochę przynudził, zagmatwał prostą jak drut fabułę ponad potrzebę i zasugerował (przynajmniej mi), że pisze już tylko dla pieniędzy.
W tomie trzecim wrócił na dobre tory – choć nie te najlepsze, którymi podążał na samym początku „Czarnego Młota”. Lucy Weber i Skulldigger ruszają na ratunek dobrej wersji Doktora Andromedy, Pułkownik Weird zapowiada, że za chwilę wszystko będzie jasne (choć jak zwykle nie jest wiarygodny), a negatywne Spiral City jest coraz bliżej. Czy czeka nas powtórka z „rozrywki” i drugi atak Antyboga na rzeczywistość? Zatrzymajmy się z pisaniem o fabule, bo tu akurat mamy do czynienia z naprawdę sporą ilością ważnych i zaskakujących zwrotów akcji, a także udanych niespodzianek i plot twistów. Dzieje się więcej niż w dwóch poprzednich tomach razem wziętych i mamy (co chyba było najlepszym ruchem scenarzysty) mocne nawiązanie do pierwszych tomów całego uniwersum.
Lemire ma kilka fajnych pomysłów i mruga wesoło okiem do fanów superbohaterszczyzny. Weźmy chociażby „Parlament Weirdów”, czyli nawiązanie nie tylko do „Potwora z Bagien” DC Comics, ale i (chyba nawet bardziej) do Rady Reedów z „Fantastycznej Czwórki” Jonathana Hickmana (niedługo solidnie się rozpiszę na jej temat). No i Parastrefa, czyli swego rodzaju wersja „Posoki” z komiksów uniwersum „Wildstorm”, a potem DC Comics („Authority”, „Ostatni kryzys”). A i byłbym zapomniał – wielki plus za Inspektora Insektora! Autor niestety nadal cierpi na narracyjną czkawkę, mnoży zagadki i zaciemnia obraz. Niepotrzebnie, wszak najnowsze komiksy „Czarnego Młota” to zdecydowanie proste historie, wręcz banalne, oferujące równie prostą i banalną rozrywkę. A grafika? Jak zawsze bardzo dobrze, w duchu pierwszych komiksów tego świata – Caitlin Yarsky dobrze odrobiła lekcje.
Przed nami kolejne komiksy. Najpierw zapewne historie poboczne, a potem oczywiście „Black Hammer. The End”. Nazwa zwodnicza, bo już wiem, że z żadnym końcem uniwersum nie będziemy mieli tu do czynienia.
Tytuł: Czarny Młot. Odrodzenie. Tom 3
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Caitlin Yarsky
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Black Hammer. Reborn. Vol. 3
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania: luty 2025
Liczba stron: 112
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328155756
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz