niedziela, 11 maja 2025

Śnieżyca

Infokalipsa


Pamiętam, że „Zamieć” Neala Stephensona, wydana przez wydawnictwo ISA w 2007 roku, uczyniła mnie z miejsca fanem autora. Jeśli miałbym kogoś namówić do twórczości Amerykanina, to dałbym mu właśnie tę powieść. Tylko, że teraz jest to „Śnieżyca”MAG wznowił „Snow Crash” w 2020 roku w nowym tłumaczeniu i pod nowym tytułem.

„Zamieć” ISY tłumaczył Jędrzej Polak, „Śnieżycę” Maga – Wojciech Szypuła. Minęło chyba szesnaście lat od mojej pierwszej lektury – nie pamiętam już żadnych różnic, poza jedną. Główny bohater „Zamieci” był „dostarczycielatorem” pizzy – w „Śnieżycy” jest „pizzeadorem”. Kiedyś wezmę obydwa wydania i porównam sobie co nieco, bo wydaje mi się, że będzie z tego niezła zabawa – zwłaszcza, że obaj panowie to prawdziwi fachowcy. Tymczasem udajemy się do świata bliskiej przyszłości razem ze wspomnianym głównym bohaterem – Hiro Protagonistą. I tu znów jest ciekawie – „protagonista” to, wiadomo, „główny bohater”, a „hiro” to fonetycznie „hero”, czyli… no, bohater.

Hiro jest synem Afrykańczyka i Azjatki – żyje w Ameryce Północnej mniej więcej pierwszej połowy dwudziestego pierwszego wieku. Jak w 1990 roku (kiedy to powieść „Snow Crash” była pisana) Neal Stephenson wyobrażał sobie czasy teraz nam współczesne? Na początku trzeciego tysiąclecia doszło do ogólnoświatowej zapaści gospodarczej i hiper-hiperinflacji (wiecie, taczka banknotów za bochenek chleba). Rząd USA upadł, a cały kraj rozleciał się na mikroskopijne państwa-miasta. Nie ma ogólnie stanowionego prawa, są za to kodeksy lokalne. Nie ma ogólnokrajowych sił zbrojnych, policji czy służby zdrowia – nie ma rządu. Zatomizowane społeczeństwo żyje w enklawach, odseparowanych od siebie gigantycznych osiedlach – każde ma swoje własne prawa i służby porządkowe, czyli najczęściej opłacane przez mieszkańców bojówki lub milicje. Świat „Śnieżycy” to skrajny przykład działania niewidzialnej ręki rynku – wszystko jest prywatne, podlegające surowym prawom ekonomii i konkurencji doskonałej. Wszyscy walczą o swoje – prywatni przedsiębiorcy, firmy transportowe, ochroniarskie a nawet włoska mafia Wujka Enzo. Należące do niego przedsiębiorstwo „Cosa Nostra Pizza Inc.” zatrudnia pizzeadorów, czyli ekstremalnych rozwozicieli, których największą przewiną może być tylko niedostarczenie pizzy na czas. Jest to zazwyczaj ich ostatnie spóźnienie w życiu.


Tę niekończącą się powszechną konkurencję wszystkich o wszystko widać właśnie najlepiej na przykładzie Hiro, pracującego dla Wujka Enzo, a także poznanej przez niego już na początku powieści „kuryjerki” S.U. Ta młoda, piętnastoletnia dziewczyna, używająca zawsze tylko inicjałów, jest freelancerem – również dostarcza na czas najróżniejsze przesyłki dla prywatnych zleceniodawców nigdy nie pytając, co dokładnie przewozi. Hiro i S.U. żyją w ciągłym pędzie, na nieustannym haju adrenalinowym – taki świat, takie realia. Protagonista ma jednak drugie, dodatkowe zajęcie. Otóż w świecie nastawionym na ciągłą rywalizację istnieje waluta cenniejsza niż pieniądze. Jest nią oczywiście informacja. Hiro jest hakerem spędzającym większość czasu w Metawersum, czyli specyficznej (wymyślonej przez Stephensona trzydzieści pięć lat temu, gdy Internet był jeszcze w wieku niemowlęcym) rzeczywistości wirtualnej, przypominającą nieco tę z „Neuromancera” Williama Gibsona. W Metawersum żyją wszyscy ci, których stać na awatara i komputer o odpowiedniej mocy obliczeniowej. Hiro zbiera w Metawersum informacje, które potencjalnie mogą posłużyć innym do osiągnięcia konkurencyjnej przewagi – za odpowiednią ilość pieniędzy haker sprzedaje wykradzione (podsłuchane) dane temu, kto da więcej. Pewnego dnia jednak w wirtualnym klubie dla hakerów o nazwie „Czarne Słońce” dochodzi do wydarzeń niesłychanych.


W cyfrowym świecie zaczyna szerzyć się wirus zwany „Śnieżycą”. Jest to bitmapa pełna „białego szumu”, czyli absolutnego chaosu informacyjnego – szczególnie groźna dla hakerów, potrafiącym niemal interpretować rzeczywistość w postaci ciągu zer i jedynek. W świecie materialnym istnieje fizyczny odpowiednik wirusa przewożony w małych walizeczkach, o które biją się najróżniejsze dziwne i groźne indywidua. Hiro Protagonista i S.U. zostają wplątani w bardzo niebezpieczną aferę – ktoś postanowił uderzyć właśnie w najcenniejsze zasoby pokryzysowego, rozpędzonego świata, czyli w informację. Ba, żeby tylko – ów ktoś skonstruował wirusa, który w obydwu wersjach (cyfrowej i analogowej) jest w stanie dokonać prania mózgu, zmienić całkowicie postrzeganie rzeczywistości i uczynić z ofiary zdalnie sterowanego manekina. Taka „broń”, w takich a nie innych realiach, jest wręcz boską mocą.

„Śnieżyca” jest powieścią wprost przeładowana akcją. Tempo powieści odzwierciedla tempo opisywanej rzeczywistości – efekt potęgowany jest przez trzecioosobowego narratora trzymającego się bezwzględnie czasu teraźniejszego. Narrator ów, w swój przezabawny, dosadny, dygresyjny, momentami bardzo dwuznaczny sposób, miota bohaterami na lewo i prawo, każąc im ścigać się po zatłoczonych miejskich arteriach, pojedynkować z coraz to groźniejszymi typami, atakować pływające miasto (skojarzenia z „Blizną” Chiny Mieville’a uzasadnione) i używać wymyślnych, ultranowoczesnych cacek. Chwilami wytchnienia są dialogi Hiro z pewnym wirtualnym Bibliotekarzem, czyli infodumpy, wrzucane do fabuły. Czego tu nie ma – językoznawstwo, lingwistyka, informatyka, historia religii, historia i mity starożytnego Sumeru, historia Biblii, ekonomia anarchokapitalizmu, cybernetyka, czy wirtualna rzeczywistość. Szczególnie ciekawe wydaje się rozpracowywanie historii Sumeru i podaniu o Wieży Babel, czyli pierwszej w historii naszej cywilizacji apokalipsy informacyjnej. Wspomniany wirus nosi wszak nazwę „Babel (Infokalipsa)”. 


Można by się co nieco przyczepić do samego sposobu pisania Stephensona. Bardzo dużo tu ekspozycji, narrator czasem wręcz zasypuje czytelnika nadmiarowymi informacjami o świecie. Ale robi to w tak zabawny, potoczysty sposób, że zupełnie nie przeszkadza to w lekturze. Hiro i S.U. zdają się czasem cierpieć na syndrom Mary Sue i brak im nieco pogłębionej charakterystyki wewnętrznej, ale jeśli uznamy, że „Śnieżyca” jest powieścią raczej o świecie i idei jego poznania ściśle uzależnionej od języka, to możemy przymknąć na to oko. W omawianej dziś powieści nie chodzi o bohaterów – mamy gdzieś ich cechy charakteru, rozwój osobowy, historię czy przeżycia wewnętrzne. Oni mają tylko napędzać fabułę i poprzez swoje działania prezentować czytelnikowi autorską wizję rzeczywistości, zbudowanej na równych prawach z cyfry i analogu, rażonej apokalipsą informacyjno-językową. Przykryte jest to wszystko niesamowicie atrakcyjną poznawczo warstwą autorskiej erudycji i pomysłowości – sam koncept globalnego metajęzyka docierającego do „struktury głębokiej mózgu” jest jednocześnie mało wiarygodny i naciągany, co wprost oszałamiający, jeśli przyjmiemy go na serio.

Czy coś nie gra w tej powieści? Może trochę zbyt dużo idei filozoficznych i pomysłów wynika z długich monologów Bibliotekarza i Hiro zamiast z samego przebiegu akcji. Może jest i trochę chaosu, a choćby na chwilę rozproszony czytelnik przeklina pod nosem i cofa się o dwadzieścia stron. Jest bardzo kontrowersyjna scena, rozpoczynająca się od strony 369 – niepotrzebna moim zdaniem i niepokojąca. Ale nic to – „Śnieżyca”, druga po „Zodiaku” powieść Neala Stephensona, dobrze definiująca jego twórczość i zapowiadająca jeszcze lepsze powieści później („Epoka Diamentu”, „Cryptonomicon”, cykl barokowy i „Peanatema”) jest po prostu znakomita.





Tytuł: Śnieżyca
Autor: Neal Stephenson
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła
Tytuł oryginału: Snow Crash
Wydawnictwo: MAG
Wydawca oryginału: Bantam Books
Rok wydania: 2020
Rok wydania oryginału: 1992
Liczba stron: 464
Wydanie: I
ISBN: 9788366409118

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz