czwartek, 28 grudnia 2023

Frankenstein żyje, żyje!

Epitafium


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Wydawnictwo KBOOM wznowiło właśnie po czterech latach powieść graficzną „Frankenstein żyje, żyje!”. Jak pisze w przedmowie scenarzysta Steve Niles, jest to dzieło przede wszystkim słynnego i nieodżałowanego Berniego Wrightsona, jednego z najlepszych grafików komiksowych w historii. I nie ma tu ni grama przesady, Wrightson był geniuszem.

Był, bo niestety zmarł w 2017 roku po ciężkiej chorobie. „Frankenstein żyje, żyje!” liczył wtedy trzy z zaplanowanych czterech części i był ostatnim komiksem amerykańskiego artysty. Był jednocześnie nieformalnym artystycznym sequelem „Frankensteina” z 1983 roku, czyli specjalnej ilustrowanej edycji słynnej powieści Mary Shelley. Ostatni tom omawianego dziś komiksu narysował znany z „Batmana” Kelley Jones, rysownik wyznaczony przez Wrightsona, niestety świadomego nadchodzącego końca. Znamy już dwa świetne komiksy będące owocem kooperacji Steve’a Nilesa i Berniego Wrightsona – „Miasto innych” oraz „Potworną kolekcję”. Obydwa są pastiszami, zwłaszcza ten drugi celuje w mocno pulpową rozrywkę, umowną makabrę i klimaty z popularnych „Opowieści z krypty”


„Frankenstein, żyje, żyje!” jest o wiele poważniejszy. Akcja toczy się już po wydarzeniach z powieści Shelley. Stwór, powołany do życia przez Victora Frankensteina, znienawidzony przez ludzi i wyrzucony poza nawias społeczeństwa, pragnie tylko śmierci. Szuka jej na arktycznych pustkowiach – w lodowatej wodzie lub rozgrzanej do piekielnych temperatur lawie z pobliskiego wulkanu. Niestety wydaje się być dosłownie skazany na życie. Gdy trafia do tajemniczej posiadłości naukowca o wątpliwej moralności i spotyka się z jego podejrzanie życzliwym przyjęciem, zaczyna znów szukać odpowiedzi na dręczące go pytania. Kim właściwie jest? Po co żyje? Dlaczego jest potworem a nie człowiekiem? A może więcej jest w nim człowieczeństwa niż mu się wydaje? Przynajmniej w porównaniu do tych wszystkich reprezentantów naszego gatunku, których spotyka na swej drodze? Dlaczego bez przerwy nawiedza go duch jego stwórcy?


Steve Niles i Bernie Wrightson nie pomagają Frankensteinowi (potwór przyjął nazwisko swego stwórcy, zresztą nic dziwnego, skoro dwudziestowieczna popkultura bezrefleksyjnie zrobiła to samo) w znalezieniu odpowiedzi. Co więcej, stawiają mu, i nam, coraz to nowe pytania. Cała ta marna egzystencja, pełna strachu, psychicznego bólu i tęsknoty za czymś nieokreślonym, ale na pewno nieobecnym, jest testem człowieczeństwa potwora i testem wrażliwości czytelnika. Mary Shelley pokazała jak ludzka małostkowość, uprzedzenia i krótkowzroczność czynią z istoty, która była niezapisaną kartą, mordercę i potwora. Niles i Wrightson piszą komentarz do „Frankensteina” sprzed dwustu lat i uczłowieczają Stwora. Okazuje się w sumie, że nawet nie musieli tego robić, on zawsze był ludzki, może nawet bardziej niż my wszyscy.


„Frankenstein żyje, żyje!” to ostatnie i zarazem szczytowe osiągnięcie Wrightsona. Grafik zawsze zachwycał poziomem szczegółowości i drobiazgowości swoich prac, ale tu wchodzi na jeszcze wyższy poziom. Tuszowanie niby jest, ale jakby go nie było – tak jakby ołówek służył nie tylko do szkicowania, ale i wykończenia. Tła i tekstury jak zwykle dopracowane w najmniejszych detalach, znów widzimy to charakterystyczne horror vacui, którego od Wrightsona nauczył się jego wierny fan, Andreas Martens („Rork”). Ale jednocześnie jest to wszystko bardziej malarskie i łagodniejsze niż zwykle. Widać, że kosztowało to Wrightsona wiele godzin mozolnego szkicowania, widać też, że kochał to co robi. Tak samo jak inny tytan pracy Geof Darrow („Hard Boiled”) siedział nad kadrami od rana do wieczora. Spójrzcie zresztą sami, grafika w omawianym dziś komiksie jest… monumentalna. Kelley Jones, rysujący ostatni czwarty odcinek, twórca przecież znakomity, nie nawiązuje równej walki z Wrightsonem, nawet nie próbuje. Raczej tylko oddaje hołd zmarłemu już artyście.

Mamy zatem do czynienia z komiksowym epitafium. Jest to epitafium napisane zarówno dla stwora, który nie może umrzeć i cierpi na życie, jak również niezamierzone epitafium dla samego siebie. Bernie Wrightson zapisał się w annałach komiksowej sztuki na zawsze i będzie jednym z tych twórców, którzy będą inspirować innych w przyszłości.



Tytuł: Frankenstein żyje, żyje!
Scenariusz: Steve Niles
Rysunki: Bernie Wrightson, Kelley Jones
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Frankenstein Alive, Alive!
Wydawnictwo: KBOOM
Wydawca oryginału: IDW Publishing
Data wydania: sierpień 2023
Liczba stron: 104
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 199 x 305
Wydanie: II
ISBN: 9788396808219

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz