Powariowali ci bohaterowie!
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
To już trzeci tom „Klasycznych komiksów Goscinny’ego”. Po „Umpa-Pie” i „Lucu Juniorze” przyszła kolej na „Beniamina i Beniaminę”, czyli przygody niesfornego rodzeństwa. Podobnie jak w poprzednich przypadkach Goscinny i Uderzo adresują swoje dzieło do wszystkich – małych i dużych. Każdy wyciągnie z niego to, co najbardziej do niego trafi – uniwersalizm humorystycznych komiksów tych autorów jest stały.
Egmontowe edycje klasyki Goscinny’ego zawierają zawsze mnóstwo materiałów dodatkowych. Nie inaczej jest teraz – mamy tego chyba jeszcze więcej niż w poprzednich tomach. Tym razem dowiadujemy się więcej o dziejach nie tylko autorów, ale i całej komiksowo-magazynowej „bohemy” Paryża drugiej połowy lat pięćdziesiątych. Tacy twórcy, jak Goscinny, Uderzo, a nawet Charlier byli w bardzo trudnej sytuacji – aby jakoś się utrzymać, przyjmowali zlecenia nie do końca zgodne z ich zawodowym profilem. Robili na przykład broszury reklamowe. To w tym okresie, na krótko przed narodzinami „Asteriksa”, Goscinny i Uderzo przejęli po innym autorze „Beniamina i Beniaminę”.
Nie wiadomo w sumie, czy to rodzeństwo, czy para, czy może tylko przyjaciele. Nie wiadomo też dokładnie, ile mają lat – ja dałbym im po dwadzieścia. Goscinny napisał łącznie cztery historie z przygodami Beniamina i Beniaminy – dwie pierwsze są krótsze, dwie ostatnie mniej więcej dwa razy dłuższe. Nasi bohaterowie zazwyczaj idą ulicą albo siedzą w domu i nagle, ni z tego, ni z owego, dopada ich Przygoda. I to tak na pełnej prędkości – nie ma czasu na tłumaczenia, od razu wpadamy w wir wydarzeń następujących po sobie tak szybko, że trudno złapać oddech.
W „Powietrznych rozbitkach” ruszamy do nienazwanego kraju w Ameryce Łacińskiej, aby dostarczyć pewną tajemniczą paczkę. W „Leć, ptaszynko!” poznajemy zwariowanego naukowca, prowadzącego eksperymenty z antygrawitacją. „Dzidźja i Bohbas” to znów estetyka późniejszego „Iznoguda” – wplątujemy się w absurdalną wojnę dwóch bliskowschodnich sekt i nie mamy jak się z tego wywinąć. A w odcinku „Beniamin i Beniamina u kowbojów” jakiś amerykański mafiozo daje nam klucz i akt własności swojego rancza i wysyła nas do Stanów Zjednoczonych.
Uderzo rysuje jak Uderzo – rozbrajająco, energetycznie, dynamicznie, w takim wesołym stylu, jak w „Umpa-Pie”, czy „Lucu Juniorze”. W wydaniu zbiorczym Egmontu wygląda to wspaniale – jego stare prace zostały odrestaurowane i na nowo pokolorowane. Grafik dotrzymuje kroku scenarzyście – ten wprost bombarduje gagami na lewo i prawo. Taka jest konwencja – nieustanna kanonada żartów, onomatopei, wybuchów, pościgów… Czasami mamy przesyt – po przekroczeniu masy krytycznej uświadamiamy sobie, że zaczynamy martwym wzrokiem przebiegać po stronach komiksu już bez jakiegokolwiek rejestrowania fabuły. Dlatego też lepiej czytać te cztery opowieści w sporych odstępach, a nawet robić sobie przerwy w trakcie lektury. Sporo tu powtarzalności, choć jest to tak napisane, że nie pozostawia po sobie złego wrażenia.
„Powariowali…!” – powtarza co chwilę Beniamina, pukając się w głowę. Tak samo zacznie już niedługo robić Obeliks, choć on akurat ma zawsze na myśli Rzymian. Bohaterowie „Beniamina i Beniaminy” też powariowali – każdy by oszalał, gdyby wpadał do króliczej nory tak niespodziewanie i tak często, jak oni. Zatem ostrzegam, ale tylko pół żartem, pół serio – to bardzo fajny komiks jest.
Tytuł: Beniamin i Beniamina
Scenariusz: René Goscinny
Rysunki: Albert Uderzo
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz
Tytuł oryginału: Benjamin et Benjamine: L’integrale
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Les Éditions Albert René
Data wydania: czerwiec 2023
Liczba stron: 216
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788328155572
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz