czwartek, 11 maja 2023

Luc Junior

Laboratorium gagów

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

W listopadzie zeszłego roku Egmont wystartował z „Klasycznymi komiksami Rene Goscinnego” – niezła gratka dla miłośników europejskiego komiksu humorystycznego sprzed ponad półwiecza. Nie ich zapewne tak wielu, jak fanów superbohaterszczyzny – tym bardziej trzymam kciuki za powodzenie tej inicjatywy. Dziś poznamy dzielnego młodego reportera, Luca Juniora!

Zbiorcze wydanie wszystkich jego siedmiu przygód, poszerzone o liczne materiały dodatkowe (archiwalne zdjęcia, szkice i anegdoty) a także pojedynczy, czarno-biały komiks „Bill Blanchart”, pojawiło się w Polsce jako pierwsze. W omawianym niedawno „Umpa-pie” tylko wspominałem o „Lucu Juniorze”. Obydwaj bohaterowie powstali i rozwijali się mniej więcej w tym samym czasie – w pracowitych, komiksowo rewolucyjnych latach pięćdziesiątych. Umpa-pa zaliczył falstart, poszedł do szuflady i powrócił w chwale w roku 1958. Luc Junior z kolei wydawany był bez żadnych przerw – Rene Goscinny i Albert Uderzo „wyprodukowali” sto pięćdziesiąt siedem plansz w stałym tempie jedna na tydzień. Luc Junior „żył” zatem równo trzy lata – od października 1954 do października 1957 roku. Skąd taka regularność?


A no stąd, że nasz bohater miał swoją stałą, jedną stronę w cotygodniowym dodatku młodzieżowym gazety „La Libre Belgique”. Tłumaczy to również specyficzny układ kadrów na każdej planszy – ze względu na wymagania czasopisma mamy po trzy paski obrazków a nie cztery jak w „Umpa-pie” i późniejszym „Asteriksie”. Jak możemy wyczytać z bogatej dokumentacji dołączonej do wydania, Luc Junior miał być odpowiedzią na istniejącego już od ponad dwudziestu lat belgijskiego „Tin Tina” – a więc został młodym, odważnym reporterem pewnej gazety, któremu towarzyszy jego przezabawny czworonożny przyjaciel Alfons i starszy, flegmatyczny i gburowaty starszy pan o nazwisku Ciaptak, mający być antytezą głównego bohatera. Luc Junior „miał odzwierciedlać cechy młodych czytelników tak, aby mogli się z nim utożsamiać”. Goscinny i Uderzo buntujący się z początku wobec konieczności „naśladownictwa” istniejącego już komiksu, zauważyli po czasie, że ich podobna wrażliwość i poczucie humoru pozwalają im się rozwijać, a dodatkowo budować fundamenty pod jeszcze nie uświadamianego, ale nieubłaganie nadciągającego „Asteriksa”.


Sto pięćdziesiąt siedem plansz, czyli siedem mniej więcej dwudziestodwustronicowych historyjek opartych na dość zbliżonym schemacie. Redaktor naczelny czasopisma „Krzyk”, nie potrafiący mówić cicho pan Bomba, co rano drze się w niebogłosy: „Junior! Ciaptak!” i prezentuje swój nowy, niesamowity pomysł na reportaż. Luc Junior jest nieodmiennie zachwycony, Ciaptak zawsze marudzi. I tak właśnie młody reporter, starszy fotograf i pies w nieokreślonym wieku wplątują się w zabawne, często absurdalne, mocno już „niedzisiejsze” przygody. Wizyta syna maharadży i jego wiernego zausznika; przypadkowo sfotografowani włamywacze szykujący się do skoku; wyprawa do Ameryki w poszukiwaniu zaginionego przed laty emigranta lub do amazońskiej dżungli w celu udokumentowania życia plemienia Paspartosów a nawet na Marsa – takie to właśnie, lekko „tintinowe”, perypetie dwóch bardzo odmiennych bohaterów znajdziemy w pierwszym komiksie egmontowskiego cyklu.


Goscinny i Uderzo zawsze tworzyli pary bohaterów (Umpa-pa i Hubert de la Puree de Cartofelle, Asteriks i Obeliks, Luc Junior i Ciaptak) i zawsze większość komizmu wynikała z różnic pomiędzy bohaterami – odmienna fizyczność, charakter, usposobienie a nawet sposób poruszania się i wysławiania. Ciaptak przypomina trochę Obeliksa, prawda? Alfons nie przypomina Idefiksa, ale jest psem zawsze towarzyszącym parze przyjaciół. W „Billu Blancharcie” też znajdziemy dwa przeciwstawne charaktery. No właśnie – ten zamieszczony na końcu czarno-biały, realistycznie narysowany, przygodowy komiks akcji był dla autorów taką samą odskocznią od nieustannej zgrywy i karykatury, jak nie przymierzając nasz „Gucek i Roch” dla Janusza Christy, znanego przecież przede wszystkim z „Kajtka i Koka” oraz „Kajka i Kokosza”.

„Luc Junior” jest zbiorem prostych, banalnych opowieści pozbawionych tak wyszukanego momentami humoru jak w „Asteriksie”, naiwnych i przeznaczonych raczej dla młodszego odbiorcy. Było to takie trochę laboratorium Goscinnego i Uderzo, którzy przestali w pewnym momencie konkurować z „Przygodami Tin-Tina” i zaczęli eksperymentować – na przykład groteskowi Gabarit i Jogurt to wprawka do kalifa Haruna Arachida i jego wiernego zausznika Iznoguda. Autorzy jak zwykle nawiązują mocno do współczesnych im czasów, francuskiej kultury lat pięćdziesiątych, ważnych miejsc i wydarzeń, przez co teraz, po niemal siedemdziesięciu latach, w innym kraju i w innych realiach, możemy nie tylko sporej ilości gagów nie zrozumieć, ale nawet nie zauważyć. Ale i tak zabawa jest przednia.




Tytuł: Luc Junior
Scenariusz: Rene Goscinny
Rysunki: Alberto Uderzo
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz
Tytuł oryginału: L’Integrale Luc Junior
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dargaud
Data wydania: listopad 2022
Liczba stron: 232
Oprawa: twarda
Papier: offset
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788328155558

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz