Co jest doktorku?
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
No dobra, przyszła pora na drugi tom „Klasycznego Deadpoola”. Mamy rok 1997 i teraz to niejaki Joe Kelly wymyśla teksty dla „najemnika z nawijką”. Znowu dojdzie do totalnego przegięcia pały, ale nikt chyba nie zakładał, że będzie inaczej.
Omawiany dziś album zawiera osiem odcinków trzeciej serii „Deadpoola” (choć wcale nie w takiej numeracji i kolejności, jakich się spodziewamy) i wydania specjalnego „Daredevil/Deadpool Annual ‘97”. Nie znajdziemy tu w ogóle odcinka numer jeden, nie wiem czemu, pewnie był słaby i niepotrzebny. Oto dwie historie z życia najemnika o niewyparzonej gębie – w każdej z nich znaczącą rolę pełni kobieta. Pierwszą Wade Wilson dobrze zna, bo zakrada się w nocy do jej domu i ogląda jak śpi. Drugą dopiero pozna i nie będzie to – jak zwykle – udana relacja. No i cofniemy się do czasów, gdy kobieta trzecia była tą najważniejszą w życiu jeszcze-nie-Deadpoola.
Mistrz zbrodni, bezlitosny Taskmaster, porywa Weasela, kumpla Deadpoola (taki asystent, side-kick, Robin Batmana albo Micro Punishera) a ten razem z piękną, również czującą do niego miętę, Siryn rusza na ratunek. Awantura z Taskmasterem wiedzie naszych bohaterów na spotkanie z doktorem Killebrew (pamiętamy go z tomu pierwszego), „ojcem” Deadpoola i koordynatorem zamkniętego już programu „Broń X”. Naukowiec, „przy którym doktor Mengele to pediatra”, próbuje odkupić swoje winy i pomaga Deadpoolowi w „naprawieniu” jego czynnika gojącego (nie wspomniałem, że Wade Wilson zaczyna nagle tracić wspomnianą umiejętność, a uleczyć go może próbka zielonej, napromieniowanej krwi olbrzyma z okładki?!).
Druga historia rzuca Deadpoola w objęcia innej, skrajnie niebezpiecznej i kompletnie szalonej kobiety o pseudonimie Typhoid Mary. To wariatka o wielu osobowościach, taka w stylu Crazy Jane z „Doom Patrol”, etatowa przeciwniczka Daredevila, która pojawiła się w serii o Deadpoolu po to, aby skonfrontować kłapiącego bez umiaru dziobem najemnika z oszczędnym w słowach i gestach niewidomym Diabłem z Hell’s Kitchen. A między tymi dwiema opowieściami znajdziemy odcinek o numerze -1 (dosłownie „minus jeden”) stanowiący element eventu „Flashback” z maja 1997, który przetoczył się przez wiele innych tytułów Marvela. Deadpool nie był wtedy Deadpoolem, tylko po prostu Wade’em Wilsonem, w którym kochała się niejaka Vanessa Carlysle (patrz: Morena Baccarin z filmowej adaptacji). Włodarze „Broni X” zaczęli właśnie wtedy zaginać na niego parol.
Scenarzysta Joe Kelly naprawdę „czuje” Deadpoola. To on kazał mu łamać czwartą ścianę (z niekoniecznie udanym początkowo skutkiem) co zostało mu do dziś. Deadpool Kelly’ego gada jak najęty – czasami to prawdziwe ściany tekstu, które niestety nie zawsze (śmiem twierdzić, że mniej niż by Kelly chciał, ale może czytam ten komiks dwadzieścia lat za późno) spełniają swoje zadanie, którym było wywoływanie śmiechu u czytającego. Męczące jest to czasami, zmuszające do wybiórczego czytania tego, co ma do powiedzenia najemnik z nawijką – ale na szczęście bez straty dla fabuły. Zresztą nie ma jej tu za bardzo, bo w „Deadpoolu” nie o nią chodzi. Tak samo jak w animowanych filmikach „Looney Tunes” z Królikiem Bugsem, Kaczorem Duffym, czy Kotem Sylwestrem. Tu głównie chodzi o to, aby Deadpool rzucił sucharem w czytelnika, nożem w Daredevila i maślanym spojrzeniem na Siryn. Chociaż widać tu pierwsze próby pogłębienia postaci – w zalewie słowotoku wydobywającego się z zamaskowanych ust Wilsona, wyczuwamy jego wahania, wątpliwości, pechowe zauroczenia, wyrzuty sumienia – czyli po prostu elementy człowieczeństwa. To nadal Królik Bugs, ale z melancholią a nie tylko szaleństwem w oczach. Zresztą kto go tam wie, przecież nosi maskę.
Taki to jest sposób na komiks, który – wbrew pozorom – całkiem nieźle się tu sprawdza. Większość odcinków narysowana została przez Eda McGuinnessa, którego w Polsce kojarzymy z najnowszej serii „Avengers” z „Marvel Fresh”. McGuinness rysował już trochę inaczej niż większość marvelowskich grafików z lat dziewięćdziesiątych, podążających za Jimem Lee, Toddem McFarlane’em czy Robem Liefeldem. Jego kreska jest łagodniejsza, bardziej „cartoonowa” i karykaturalna, taka właśnie idealnie pasująca do – ewentualnego – filmu animowanego. Dobrze to wygląda, takiego Deadpoola chcę oglądać. Czytać też, ale dlatego, że siadam do komiksu świadomy pewnego pomysłu na jego wykonanie i znam ogólne założenia. Trzeci tom „Deadpool Classic” to nadal Kelly i cała zgraja rysowników. Fajnie będzie.
Tytuł: Deadpool Classic. Tom 2
Scenariusz: Joe Kelly
Rysunki: Ed McGuinness, Kevin Lau, Aaron Lopresti, Shannon Denton, Bernard Chang
Tłumaczenie: Oskar Rogowski
Tytuł oryginału: Deadpool Classic. Vol 2
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: lipiec 2017
Liczba stron: 252
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328118577
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz