Czytelniczy test Rorschacha
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Tom King jest w ostatnich czasach na topie – jego komiksy zachwycają, ale również budzą kontrowersje. Najnowszy, pod wiele mówiącym tytułem (przynajmniej fanom komiksu) „Rorschach”, znów podzieli odbiorców. Chyba głównie z powodu niespełnionych (co nie jest tu akurat wadą) oczekiwań.
„Rorschach” jest dwunastoodcinkową, limitowana serią wydaną między grudniem 2020 a listopadem 2021 roku. Pisze Tom King, rysuje Jorge Fornés – jednym z warunków napisania „Rorschacha” był angaż Fornésa, z którym King pracował przy okazji „Batmana”. Scenarzysta wrócił niejako do tradycji „Szeryfa Babilonu”, czyli stworzył po prostu złożony fabularnie thriller polityczny, mimo umiejscowienia akcji w świecie superbohaterów. Tak właściwie to owych superbohaterów już nie ma. Akcja toczy się w roku 2020, trzydzieści pięć lat po wydarzeniach zamykających oryginalnych „Strażników” Alana Moore’a. Wtedy to gigantyczna kałamarnica, wyhodowana przez Ozymandiasza i teleportowana w samo centrum Nowego Jorku, zabiła miliony Amerykanów i zjednoczyła tym samym globalne mocarstwa. Trzeba było ogólnoświatowego, zewnętrznego zagrożenia, aby zakończyć zimną wojnę.
W roku 2020, co nie jest zaskoczeniem, prezydentem USA jest (już od kilku kadencji) sam Robert Redford. Ameryka jest oczywiście mocarstwem z Wietnamem jako kolejnym stanem i przyczółkiem USA w Azji. Obecna kadencja Redforda dobiega końca i za chwilę będzie musiał rywalizować z niejakim Gavinem Turleyem, kandydatem Partii Republikańskiej. Już na samym początku komiksu Turley staje się obiektem – na szczęście nieudanego – zamachu. Niedoszłych zabójców udało się powstrzymać (zastrzelić) – sprawne śledztwo bardzo szybko doprowadziło do ustalenia ich tożsamości. Dziewiętnastoletnia Laura Cummings i ponad osiemdziesięcioletni William Myerson, noszący – uwaga – maskę Rorschacha. Co mogło pchnąć tą dość egzotyczną parę do tego czynu? Laura – córka chorego psychicznie mężczyzny, ofiary mentalnego ataku wspomnianej już kałamarnicy, który wszędzie widzi tajne spiski i paranoicznie boi się kolejnego ataku gigantycznych potworów (rzekomo kontrolujących już umysły wysoko postawionych polityków). Will – zamknięty w sobie i we własnym mieszkaniu, stroniący od mediów, sławny twórca komiksowy, kreator niejakiego „Poncjusza Pirata” i kolesia o pseudonimie „Obywatel” z białą, płócienną maską na twarzy (nieco bardziej doświadczeni czytelnicy od razu wyłapią, do jakiej rzeczywistej osoby nawiązuje King poprzez postać Myersona – poczytajcie na kim w ogóle Alan Moore wzorował Rorschacha w „Strażnikach”). Trzeba ustalić przyczyny zamachu i to bardzo szybko – skandal polityczny wisi w powietrzu.
Bezimienny (co ważne) prywatny detektyw, wynajęty przez Turleya, rozpoczyna dochodzenie. I to właśnie jego śledztwo, odkrywanie kolejnych warstw tajemnicy i przeszłości zamachowców (i przede wszystkim wyjaśnienie – czemu maska Rorschacha?) stanowią sedno fabuły. Wielopoziomowa siatka zależności, rasowy thriller polityczny, skomplikowana intryga i mnóstwo treści. Forma komiksu jest przez to dość wymagająca i zaskakująca dla odbiorców oczekujących silnego nawiązania do „Strażników”. Tu nie ma szybkiej akcji, sensacyjnej przygody, superbohaterów – są długie retrospekcje, narratorskie tyrady, socjologia, filozofia i mocny autorski przekaz. Nie ma zbyt wielu odwołań do pierwowzoru ani medium komiksowego w ogóle (oprócz tego, o którym pisałem powyżej, jest jeszcze jedno cameo, zaskakujące, ale niejasne, jeśli chodzi o autorski zamiar), nie ma tu też dekonstrukcji gatunku, jaką kiedyś przeprowadził Alan Moore. To nie jest w ogóle komiks superbohaterski – są przede wszystkim „gadające głowy” od początku do końca. Moim zdaniem nie zaszkodziłoby skrócenie całości do ośmiu, dziewięciu odcinków – w pewnym bowiem momencie odczuwamy dość wyraźne znużenie podczas lektury.
Tom King napisał całość „za jednym posiedzeniem” – wziął po prostu „urlop” od wszystkich rzeczy, jakimi się aktualnie zajmował, zamknął się we własnym domu i napisał dwanaście zeszytów „Rorschacha”. Jest to zatem raczej jedna powieść graficzna, niż odcinkowa seria limitowana i tak to trzeba czytać. Miesięczna przerwa między kolejnymi zeszytami powoduje, że trzeba powtarzać lekturę poprzednich części – tak to jest gęsto napisane, naładowane informacją i treścią. Rodzi się pytanie – czy musiał to być „Rorschach”? Może wystarczyłoby napisać komiks zupełnie oderwany od uniwersum „Strażników” – po co znów denerwować tego zgryźliwego Czarownika z Northampton? King nie używa już swego charakterystycznego dziewięciokadrowego układu strony, nie ma tu „stylistyki” Moore’a ani żadnej „ikonografii” „Strażników”. Ale Kingowi bardzo spodobał się język i cel arcydzieła Moore’a, jego bazowe założenia – i gdy w tak bardzo udany sposób wykorzystano je w serialu HBO z 2019 roku, postanowił trzymać się tego kanonu. Kluczowa jest tu „idea Rorschacha”, symbolizująca bunt obywatelski, rezygnację z konformizmu na rzecz działania – jest to wręcz pewien mem przenikający społeczeństwo na przestrzeni dziejów. Nie powinniśmy doszukiwać się w Rorschachu Kinga jakiegoś zaawansowanego nawiązania do Waltera Kovacsa (oryginalny bohater Moore’a) ani tym bardziej do tego, dość instrumentalnie potraktowanego, bohatera z „Zegara zagłady” Geoffa Johnsa. Ważna jest sama nieśmiertelna idea stojąca za Rorschachem i jak ona wpływa na świat. Nie bez przyczyny detektyw jest postacią „z zerowym tłem”, jak określił go sam autor – bez imienia, nazwiska i przeszłości. Może być w ten sposób każdym z nas, prawda? Wciel się w niego, a przejdziesz test Rorschacha – o to przecież chodzi w tym komiksie od samego początku. Powiedz co widzisz oczyma detektywa, a okaże się, kim jesteś.
„Rorschach” Toma Kinga należy zarówno do „ciągłości” pierwowzoru Alana Moore’a, jak i wspomnianego (znakomitego) serialu telewizyjnego. Serial zakończył się w grudniu 2019 – King zaczął pisać komiks zaraz potem – jego świadomie rozpoczęta izolacja od świata zbiegła się z izolacją pandemiczną, co było mu zdecydowanie na rękę. Serial wpłynął na Kinga bardzo mocno – skoro poruszał on za pomocą „watchmenowych” środków zagadnienia uprzedzeń rasowych i nietolerancji w USA, autor „Mister Miracle’a” postanowił opowiedzieć o paranoi i korupcji toczącej kraj. Mamy do czynienia z komiksem ambitnym, realizującym założone cele, ale – i to trzeba wiedzieć – nieco hermetycznym i bardzo wymagającym. Może lekko przegadanym? Oceńcie sami.
Tytuł: Rorschach
Scenariusz: Tom King
Rysunki: Jorge Fornés
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Tytuł oryginału: Rorschach
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: listopad 2022
Liczba stron: 312
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328155954
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz