Bez trzymanki
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Crossovery w komiksie amerykańskim były w latach dziewięćdziesiątych chlebem powszednim. Te, o których opowiemy dzisiaj są szczególne z jednego powodu – amerykański Batman spotyka brytyjskiego Sędziego Dredda. Oto pięć konfrontacji jednego z najważniejszych europejskich bohaterów komiksowych z człowiekiem-nietoperzem i… Lobo!
Niezapomniane wydawnictwo „TM-Semic”, które trzydzieści lat temu zawojowało polski rynek komiksowy, oprócz miesięcznych serii zeszytowych bardzo szybko zaczęło publikować albumy specjalne o powiększonej ilości stron – ukazywały się w mniej więcej kwartalnym rygorze wydawniczym. W drugiej połowie 1993 roku otrzymaliśmy pierwszy komiks wydrukowany na papierze kredowym – „Batman/Judge Dredd. Sąd nad Gotham” ze scenariuszem Alana Granta i Johna Wagnera oraz ilustracjami faceta, który stał się dość szybko swego rodzaju ikoną dla czytelników TM-Semic. Simon Bisley fascynował i odrzucał jednocześnie – jego specyficzną „kreskę” można kochać lub nienawidzić, ale na pewno nie można przejść obok niej obojętnie. Polskie wydawnictwo, wydając ten album, zdecydowało się na ryzykowny krok, który nie do końca zwrócił się finansowo, ale na pewno zapisał się WIELKIMI literami w jego niezbyt długiej historii.
„Sąd nad Gotham”, wydany pierwotnie za oceanem w 1991 roku, był pierwszym spotkaniem Batmana i stróża prawa monstrualnie wielkiej aglomeracji, zwanej Mega City One. Wielki sukces komiksu i ogólne ciśnienie na gościnne wizyty w innych uniwersach, spowodowały, że do końca lat dziewięćdziesiątych Sędzia Dredd spotkał bohaterów DC Comics jeszcze czterokrotnie. Wszystkie te komiksy zebrał Egmont i w 2017 roku, w ramach cyklu „DC Deluxe”, wydał album „Batman/Sędzia Dredd. Wszystkie spotkania”. Jak możemy przeczytać w posłowiu Kamila Śmiałkowskiego, Sędzia Dredd jest od lat jednym z najpopularniejszych bohaterów komiksowych w Wielkiej Brytanii i w roku wydania zbiorczego liczył już sobie czterdzieści lat. Jest już ikoną, dla brytyjskich fanów nie mniejszą niż Batman.
Autorami scenariuszy do wszystkich pięciu komiksów są słynni szkoccy twórcy: Alan Grant (jeden z reprezentantów „brytyjskiej inwazji komiksowej na Amerykę”) oraz John Wagner, który przeprowadził się ze Stanów do Szkocji w dzieciństwie. Zestawienie ze sobą Batmana i Dredda okazało się po latach znakomitym pomysłem – wszystkie ich konfrontacje spotkały się z wielkim uznaniem czytelników. W otwierającym zbiór „Sądzie nad Gotham” do miasta Batmana przybywa Sędzia Śmierć – jeden z najważniejszych wrogów Sędziego Dredda i największy złoczyńca Mega City One. Przeniósł się tu za pomocą „międzywymiarowego pasa”, czyli artefaktu otwierającego wrota między światami. Batman musi walczyć nie tylko z nim, ale i z samym Sędzią Dreddem – wszystkie te „cudowne zabawki” w jakie wyposażony jest Batman wystarczą, aby wsadzić go do paki na minimum dwadzieścia pięć lat! „Sąd nad Gotham” komiksem jest znakomitym, oszałamiającym graficznie i po prostu przynoszącym niesamowitą dawkę rozrywki.
Druga w zbiorze „Wendeta w Gotham” wyszła rok później. Tym razem rysuje przeciętny rzemieślnik – Cam Kennedy. Sędzia Dredd postanawia pomóc Batmanowi w powstrzymaniu jednego z etatowych złoczyńców Gotham przed przeprowadzeniem gigantycznego terrorystycznego zamachu. Szeryf Mega City One nie robi tego oczywiście bezinteresownie – sojusz z człowiekiem-nietoperzem będzie kluczowy w przyszłości. Zanim jednak dowiemy się co znaczą te słowa, wpadniemy w łapy kosmicznego porywacza superbohaterów z najróżniejszych światów! Tak jest! „Ostateczna zagadka” z 1995 roku rozpoczyna się pościgiem Batmana za Riddlerem, a kończy się dziwną rozgrywką, przypominającą trochę „Igrzyska śmierci” – komiczny i kosmiczny jednocześnie Cesarz Xero urządza polowanie na Batmana. Jednym z myśliwych – Sędzia Dredd! Trzecia opowieść w zbiorze narysowana jest przez dwóch twórców - Carla Critchlowa i Dermota Powera. Obaj panowie, nie dość, że rysują podobnie (i dobrze, w końcu odpowiadają za tę samą historię) to ewidentnie nawiązują do stylu Simona Bisleya. Nie jest to jednak proste naśladownictwo, lecz wyraźna inspiracja – czyta się to i ogląda z prawdziwą przyjemnością.
A jeszcze lepiej jest w przypadku czwartej opowieści. Dowiadujemy się tutaj co tak naprawdę kierowało Dreddem w „Wendecie w Gotham”. Joker i jego pomagierzy wchodzą w posiadanie „międzywymiarowego pasa” i ruszają siać chaos w Mega City One. Trafiają na bardzo gorący okres – policja (która jest tam jednocześnie prokuraturą, sądem i więziennictwem) ma właśnie wykonać wyrok na diabelskich Mrocznych Sędziach, a wielka sekta hedonistów postanawia zamknąć się w specjalnie wyizolowanym ośrodku i oddać się… temu, czemu zazwyczaj oddają się hedoniści! „Uśmiech śmierci” to jedna wielka zadyma wspaniale zilustrowana przez samego Glena Fabry’ego i – znów – utrzymana w podobnej estetyce jak „Sąd nad Gotham” i „Ostateczna zagadka”. Choć to akurat dziwnym nie jest – Glen Fabry i Simon Bisley mają więcej cech wspólnych niż można być się spodziewać. A na koniec komiks, który już samym tytułem mówi nam dokładnie czego się spodziewać – „Psychole motocykliści kontra mutanci z piekła” narysowany przez Vala Semeiksa. Tutaj Batmana nie ma, ale – jak łatwo się domyślić – jest Lobo, który wpasowuje się w estetykę „Sędziego Dredda” wprost idealnie. Ten komiks to oczywiście jedna wielka rozwałka, Dredd i Lobo strzelają z giwer większych od nich samych do całych zastępów mutantów, kosmitów i czegoś tam jeszcze. Lobo wystąpił ostatnio w tak durnym (wspaniale durnym i nieakceptowalnym – przynajmniej przeze mnie – w innej formie) komiksie na łamach „Hitmana”, a dokładnie w ostatnim tomie, gdzie zamieszczono opowieść „Hitman/Lobo. Ten głupi bękart”.
Batman i Sędzia Dredd niby różnią się od siebie diametralnie, ale w sumie chyba nie bardzo. Człowiek-nietoperz działa poza prawem, ale nie zabija nikogo – ba, uratuje życie najgorszemu łotrowi w imię swego harcerskiego kodeksu. Sędzia Dredd sam jest Prawem, ale zabije każdego, kto choćby w najmniejszym stopniu naruszy jego karykaturalny, nieżyciowy kodeks. Poza tą dwójką Grant i Wagner prezentują całą gamę innych, świetnie – choć groteskowo i przesadnie – nakreślonych postaci. Jest Sędzia (Sędzina?) Anderson, o wiele bardziej ludzka niż sztywniak Dredd; Wredna Maszyna, jednoręki psychol z czterostopniowym pokrętłem na czole, walący z bańki każdego i wszystko co stanie na jego drodze; czterej Mroczni Sędziowie; fragtastyczny Lobo i ostro przegięci uczestnicy polowania na Batmana z „Ostatecznej zagadki”.
W zbiorze „Batman/Sędzia Dredd. Wszystkie spotkania” olbrzymią rolę odgrywa oczywiście warstwa graficzna. To, co pokazał nam w 1992 roku Simon Bisley, oszałamiało i konfundowało jednocześnie. Pamiętam, że byłem zaskoczony totalnie i z miejsca zakochałem się w jego rysunkach. Simon Bisley przyznaje się do inspiracji kilkoma artystami i malarzami światowej sławy – Richard Corben, Bill Sienkiewicz czy Gustav Klimt i Egon Schiele. Najwięcej tu jednak słynnego Franka Frazetty – wiecie, te przesadnie umięśnione postacie jak z okładek „Conana”, kanciaste figury i kwadratowe szczęki. Telepatka Sędzia Anderson mogłaby startować w Miss Olympia i byłaby faworytką. Kostium Batmana opina jego ciało tak, że widać wszystkie żyły, podbródek Dredda jest większy niż u Kirka Douglasa, psychodela porównywalna z tą u Sienkiewicza. Bisley, Critchlow, Power i Fabry używają technik malarskich, mieszających realizm z groteską – szczególnym przypadkiem jest sztuka Glena Fabry’ego, w której mamy do czynienia niemal z fotorealistycznym podejściem do twarzy postaci i całkowicie odjechaną estetyką prezentacji ciał, dynamiki ruchu i scenografii (Bisley jest na ten przykład „odjechany” całościowo).
Łatwo się domyślić, że scenariusze wymienionych komiksów są proste jak drut. Tu nie ma wielkich, skomplikowanych fabuł. Album „Batman/Sędzia Dredd. Wszystkie spotkania” jest dla komiksu tym, czym ostatni „Mad Max” dla kina – jest to produkt energetyczny, wysokooktanowy, szalony i momentami nieprzyjemny. Środki jakie oferuje komiksowe medium, wykorzystane są przez rysowników w sposób maksymalny. Graficznie (z wyjątkiem drugiej i piątej opowieści) są to same majstersztyki – w ocenie tej zawarta jest oczywiście wielka doza mojego własnego gustu, ale cóż, nie będę silił się na bezstronność. Energia wprost rozsadza komiks od wewnątrz – skumulowana przez autorów celowo i z pełną świadomością czym jest komiks i jak powinno się wykorzystywać jego cechy. Tu nie zżymamy się na brak logiki i nie działające prawa fizyki. Po co one komu, skoro mamy Batmana, Dredda i Lobo?
Tytuł: Batman/Sędzia Dredd. Wszystkie spotkania
Scenariusz: Alan Grant, John Wagner
Rysunki: Cam Kennedy, Simon Bisley, Glenn Fabry, Carl Critchlow, Dermot Power, Jim Murray
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman/Judge Dredd. Judgment on Gotham; Batman/Judge Dredd. Vendetta on Gotham; Batman/Judge Dredd. The Ultimate Riddle; Lobo/Judge Dredd. Psycho-Bikers vs The Mutants from Hell; Batman/Judge Dredd. Die Laughing.
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics, XXX
Data wydania: grudzień 2017
Liczba stron: 304
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788328127180
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz