Wynoście się i zostawcie nas w spokoju!Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Drugą pięciotomową serią Egmontu, która doszła do finału w sierpniu tego roku, jest (obok „Hitmana”) „DMZ”. Manhattan płonie wstrząsany co chwila eksplozjami i odgłosami wojny. Stany Zjednoczone Ameryki i zbuntowane Wolne Narody nie walczą – o dziwo – ze sobą. Strefa zdemilitaryzowana, jaką stał się Manhattan, przeszła bowiem w ręce kogoś jeszcze bardziej nieobliczalnego niż dwie zwaśnione strony zbrojnego konfliktu. W środku zawieruchy – główny bohater komiksu, dziennikarz Matt Roth.
Matt pobłądził. Porzucił swoje ideały i opowiedział się po stronie Narodu Delgado, nowej władzy w DMZ. Szydło wyszło z worka bardzo szybko – dowódca Narodu, Parco Delgado, to kolejny niebezpieczny watażka, jakich było wiele w historii świata. Gdy zagroził światu bombą atomową, podpisał na siebie wyrok śmierci. Armia USA, przy aprobacie Wolnych Stanów, wkracza do Strefy Zdemilitaryzowanej, aby ostatecznie zlikwidować terrorystów Delgado i przywrócić porządek. Matty dostał szansę na rehabilitację – jego ojciec, nadal wysoko postawiony urzędnik Stanów Zjednoczonych, załatwił mu nową robotę. Nasz bohater ma być bezstronnym obserwatorem misji armii USA i korespondentem wojennym. Matt ma szansę na rehabilitację – „tym razem zróbmy to tak, jak należy”.
jest jednak to, że wyjawienie Prawdy (takiej właśnie pisanej wielką literą) nigdy nie będzie pomagało w utrzymaniu Pokoju. Co jest ważniejsze – Prawda czy Pokój? Skłamać i zakończyć wojnę, czy powiedzieć prawdę i dolać oliwy do ognia? Dla dziennikarza dylematy te są wyjątkowo trudne.
Finał „DMZ” jest bolesny – dla samej Strefy Zdemilitaryzowanej, głównych bohaterów i wszystkich tych, których bezsensowny militarny konflikt dotknął bezpośrednio. Na szczególną uwagę zasługuje oczywiście los Matty’ego Rotha, ale – z wiadomych względów – nie mogę o nim zbyt wiele napisać. Brian Wood zakończył „DMZ” dokładnie tak, jak sobie na samym początku zaplanował – nie zmienił kursu ani trochę. Czyli od samego początku był pesymistą, zdeklarowanym przeciwnikiem wojny i humanistą. Dlatego właśnie każde zwycięstwo wojenne jest u Wooda (ale chyba też i w rzeczywistości) zwycięstwem pyrrusowym. Mieszkańcy Manhattanu nie chcą już więcej żadnych sił wojskowych, chcą zostać sami. „Wynoście się i zostawcie nas w spokoju!” – to jest motto DMZ.
Autor bardzo zgrabnie zakończył całą opowieść i zgrabnie powiązał wszystkie wątki. Również grafik, Riccardo Burchielli, stanął na wysokości zadania, choć – na co zwracałem uwagę przy okazji recenzji czwartego tomu – nie przykładał się już tak bardzo jak w pierwszych odcinkach. Nadal wygląda to świetnie, ale już nie tak niesamowicie jak wcześniej.
Will Denis, redaktor nie istniejącego już „DC Vertigo”, mówi, że „DMZ” zostanie zapamiętana „jako historia, która ukazuje ludzkie i społeczne koszty wojny. Jednak sądząc po obecnej sytuacji politycznej w USA, obawiam się, że zostanie zapamiętana jako proroczy opis przyszłości. Oby nie”. Oby nie.
Tytuł: DMZ – Strefa zdemilitaryzowana. Tom 5
Scenariusz: Brian Wood
Rysunki: Riccardo Burchielli
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
Tytuł oryginału: DMZ Deluxe Edition: Book Five (Collected)
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: sierpień 2021
Liczba stron: 304
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328160057
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz